Przespane zimowe okno. Jak West Ham zaprzepaścił szanse na TOP4

Po 15 kolejkach byli na czwartym miejscu. Mieli na rozkładzie Liverpool, Chelsea oraz Tottenham. W obliczu gorszej formy Manchesteru United, Arsenalu oraz Spurs na początku sezonu, wielu kibiców upatrywało w nich faworyta w wyścigu o czwarte miejsce dające prawo gry w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie. Jednak obecnie West Ham jest dopiero na siódmej pozycji. Mają aż sześć punktów straty do będących na czwartym miejscu Kanonierów i także więcej rozegranych spotkań niż ich konkurenci. Po niedzielnej porażce z Tottenhamem szanse ekipy Davida Moyesa na TOP4 drastycznie spadły.

Mniej odpoczynku, więcej punktów

Przed startem bieżącej kampanii można się było zastanawiać jak West Ham poradzi sobie z łączeniem gry na krajowym podwórku z europejskimi pucharami. Co prawda, w lecie kadra Młotów została znacznie poszerzona, jednak Moyes – co pokazał także poprzedni sezon – nie jest skory do rotacji. Szkot przyzwyczaił nas do tego, że stawia na żelazną jedenastkę i z kolejki na kolejkę dokonuje niewielu zmian w składzie. Z resztą dobrze obrazuje to końcówka poprzedniego sezonu. Wówczas z powodu kontuzji wypadli trzej kluczowi zawodnicy – Antonio, Rice i Cresswell. David Moyes nie miał pomysłu jak ich zastąpić, a West Ham na finiszu przegrał walkę o czwarte miejsce.

REKLAMA

Jednak dopóki zespół Moyesa musiał łączyć grę w lidze z Ligą Europy punktował znacznie lepiej aniżeli po zakończeniu fazy grupowej. Ponadto West Ham pewnie wygrał swoją grupę, zdobywając 13 punktów na 18 możliwych. W pierwszych 15 kolejkach Młoty zdobywały średnio 1,8 pkt na mecz. Z kolei w kolejnych 15 średnia ta spadła do 1,4. Ciężko to jednoznacznie wytłumaczyć, jednak w wielu spotkaniach Ligi Europy Moyes dokonywał kilku zmian i dawał odpocząć podstawowym zawodnikom. Słabsza forma w ostatnich miesiącach spowodowana może być po prostu przemęczeniem sezonem. Najbardziej widoczne jest ono u ofensywnych piłkarzy. Antonio, Fornals i Benrahma już od długiego czasu dalecy są od formy z początku rozgrywek. Jedynym jasnym punktem w formacji ataku ciągle pozostaje leczący obecnie kontuzję Jarrod Bowen.

Późne transfery

Wiedząc, że będzie się rywalizować na czterech frontach i mając tak wąską kadrę przed startem sezonu West Ham musiał być aktywny na rynku transferowym. I owszem, do klubu sprowadzonych zostało aż czterech nowych zawodników. Niemniej jednak, do wyjściowego składu zdołał przebić się tylko Kourt Zouma. Nikola Vlasić rozegrał w tym sezonie Premier League tylko 449 minut i zdobył jedną bramkę. Z kolei Alex Kral przebywał na boisku zaledwie przez jedną minutę. Inną sprawą jest transfer Alphonse’a Areoli, który zagrał jeden pełny mecz, ale był on sprowadzany jako zmiennik Łukasza Fabiańskiego. Moyes stawia na Francuza w Lidze Europy, a on ze swojej roli wywiązuje się całkiem nieźle.

Duży wpływ na nieudane transfery Vlasicia i Krala z pewnością może mieć czas, kiedy były one przeprowadzane. Obaj byli sprowadzani ostatniego dnia okienka transferowego, gdy rozegrane zostały już trzy pierwsze kolejki. W efekcie obaj nie przepracowali okresu przygotowawczego z zespołem i nie mieli za dużo czasu na adaptację w nowym kraju. Przychodząc ze słabszej ligi nie każdy jest w stanie w mgnieniu oka dostosować się do innego tempa gry. West Ham długo zwlekał, czekał na dobrą okazję, ale koniec końców nie można uznać ich działań na rynku transferowym za udane.

West Ham przespał zimowe okienko

Podobnie biernie działacze Młotów zachowywali się w zimie. Ile może dać jeden transfer sami przekonali się w ubiegłym sezonie, kiedy wypożyczyli z Manchesteru United Jessego Lingarda. Anglik na London Stadium wniósł sporo ożywienia i wielokrotnie ratował drużynę przed stratą punktów. W poprzednim sezonie Lingard w 16 meczach strzelił 9 goli, zaliczył 5 asyst i to głównie dzięki niemu Młoty niemal do końca sezonu pozostawały w walce o TOP4.

Teraz pomimo, że w ofensywie nie ma zbyt wielu opcji, West Ham nie zdecydował się na wzmocnienie zespołu. Dziwić może zwłaszcza brak transferu napastnika. Michail Antonio nie ma zmiennika, w poprzednich sezonach często zmagał się z kontuzjami, a od dłuższego czasu wyraźnie obniżył loty. Ponadto David Moyes wyraźnie nie ufa większości rezerwowym, w wyniku czego pozostaje mu niewielkie pole manewru nie tylko w formacji ofensywnej. W środku pomocy niemal wszystko od deski do deski grają Declan Rice i Tomas Soucek. Angelo Ogbonna wypadł do końca sezonu, przez co na pozycji stopera musi stawiać na Craiga Dawsona bądź Issę Diopa. Zamiast wzmocnić się w zimie i zwiększyć szanse na pierwszą czwórkę, działacze Młotów znów byli zbyt bierni na rynku transferowym.

Inny West Ham niż na początku sezonu

Wystarczy przypomnieć sobie, jak Młoty grały na początku sezonu, aby utwierdzić się w przekonaniu, że zespołowi brakuje świeżości i potrzebne były wzmocnienia, aby nieco ożywić drużynę. W ofensywie była to jedna z najbardziej atrakcyjnie grających drużyn w lidze. W pierwszych dwóch kolejkach wbili po cztery bramki Newcastle oraz Leicester. Mieli również plan na spotkania z mocniejszymi rywalami, który konsekwentnie realizowali. Być może nie grali wówczas efektownie, ale przede wszystkim odważnie, efektywnie i skutecznie. Wygrali 3:2 z Liverpoolem i Chelsea, 1:0 z Tottenhamem, a z Manchesterem United przegrali pechowo 1:2 (niewykorzystany rzut karny przez Marka Noble’a w doliczonym czasie gry). Jedynym starciem, w którym ekipa Moyesa była wyraźnie słabsza od swojego przeciwnika była porażka 1:2 z Manchesterem City (0,17 xG przy 2,72 rywali).

Porównując te mecze do ostatnich rywalizacji z czołówką ligi, obecny West Ham wypada w nich o wiele gorzej. Daje się zdominować, nie tworzy klarownych sytuacji i zazwyczaj bezapelacyjnie przegrywa. W niedzielnym meczu z Tottenhamem stworzyli sobie sytuacje warte 0,64 xG przy 2,55 Spurs. Podobnie było w grudniu przeciwko Arsenalowi (0,34 do 2,81) czy w styczniu z Manchesterem United (0,24 do 1,76). Wyjątek stanowi niedawne spotkanie z Liverpoolem przegrane 1:0 (1,34 do 2,19).

Oczywiście nie można oceniać jedynie negatywnie tego sezonu w wykonaniu West Hamu. Wręcz przeciwnie. Obecna kampania jest potwierdzeniem tego, że klub zmierza w odpowiednim kierunku, a David Moyes to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Młoty przecież prawdopodobnie znów w przyszłym sezonie zagrają w europejskich pucharach oraz są w ćwierćfinale Ligi Europy. Nie ma wątpliwości, że Moyes na London Stadium wykonuje kawał dobrej roboty, jednak trudno przejść obojętnie obok ich bierności na rynku transferowym. Gdyby działacze wykazali większą aktywność i sypnęli nieco groszem, ich szanse na udział w przyszłorocznej edycji Champions League mogłyby być dzisiaj całkiem realne.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,697FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ