1113 dni. Tyle FC Barcelona czekała na kolejne zwycięstwo w El Clasico. Poprzedni triumf w starciu z Realem, Duma Katalonii świętowała jeszcze za czasów Ernesto Valverde. Wczoraj, po niechlubnej serii składającej się z remisu i 5 porażek, Blaugrana znów zaświeciła dawnym blaskiem.
Zaktualizowane DNA Barcelony
Barca od lat potrzebowała update’u. Taktycznego, personalnego i przede wszystkim mentalnego. Ronald Koeman nie był w stanie spełnić postawionych przed nim wymagań, a twarzą nowego projektu Laporty stał się Xavi Hernandez. Klubowa legenda miała stać się inspiracją dla zawodników Barcy, szczególnie dla młodzieży i wychowanków z La Masii. Hiszpan miał wydobyć pełnię potencjału z piłkarzy i odbudować w nich motywację oraz zaangażowanie do gry. Barcelona miała ponownie stać się drużyną zdolną do rywalizacji z najlepszymi. Czas, w którym ten scenariusz właściwie się spełnił, przerósł wszelkie oczekiwania.
Minęły nieco ponad 4 miesiące odkąd Xavi wrócił na Camp Nou jako trener. Początki były wyboiste. Bolesne porażki z Bayernem, Betisem czy Bilbao w Pucharze Króla. Frustrujące remisy m.in. z Osasuną, Espanyolem. Wraz z upływem czasu można było dostrzec jednak systematyczny progres. Zespół wyglądał lepiej fizycznie, wszyscy zaczęli grać na większej intensywności. Cała drużyna grała zdecydowanie bardziej dynamicznie, stosowała częstszy pressing i wymieniała więcej wartościowych podań. Coraz rzadziej fani Barcy narzekali na nic nie wnoszące do gry klepanie i czytelne rozgrywanie akcji. Ten projekt się rozwijał, a zimowe transfery tylko mu w tym pomogły.
Auba, Ferran i Traore olejem na tłoki Barcy Xaviego
Wartość, jaką do drużyny wniosła ta ofensywna trójka, jest naprawdę olbrzymia. To oczywiście liczby – łącznie 18 goli i 6 asyst, ale także atmosfera i wpływ na resztę zespołu. Obecność tej trójki zredefiniowała atak Barcelony, której często brakowało skuteczności albo pomysłowości. Barca w końcu zyskała szybkiego, silnego skrzydłowego, bardzo trudnego do pokonania w grze 1v1 – Adamę Traore. Do tego utalentowanego napastnika w postaci Aubameyanga, który wygląda jak Auba za najlepszych lat swojej kariery. A także Ferrana Torresa dającego ogromną elastyczność, wszechstronność i doskonale komponującego się z grą kombinacyjną Blaugrany.
Do tego dochodzi jeszcze Dani Alves. Brazylijczyk niczym dobry wujek podtrzymuje właściwą atmosferę w szatni. 38-latek pomaga wprowadzić się do zespołu kolejnym graczom i pozwala im na uzyskanie odpowiedniej swobody. Na boisku dostarcza bezcennego doświadczenia i wciąż demonstruje swoją piłkarską klasę z piłką przy nodze. Jest bardzo ważnym mentorem i jednym z liderów drużyny, który wspomaga Xaviego w obieraniu odpowiedniego kierunku przez Barcę.
El Clasico kamieniem milowym w przemianie Barcelony
Przed Klasykiem Barcelona znajdowała się w serii 11 meczów z rzędu bez porażki. Ta passa uwzględniała jednak kilka słabszych meczów, takich jak bezbramkowy remis z Galatasaray w Lidze Europy. Mecz z Realem miał być najpoważniejszym sprawdzianem dla Barcy Xaviego. W głowie zrodziły mi się porównania do analogicznego okresu z zeszłego roku. Na przełomie lutego i marca 2021 roku Duma Katalonii również wyglądała naprawdę dobrze. Zachwycała takimi meczami jak wygrana z Realem Sociedad 6:1, czy 3:0 w bohaterskim rewanżu z Sevillą. Pokazała się z dobrej strony przeciwko PSG na Parc des Princes, ale z powodu nieskuteczności musiała się zadowolić remisem 1:1. Barcelonie Koemana cały czas brakowało właśnie tego zwycięstwa z wielkim rywalem. Triumfu nad topową europejską drużyną. I mimo, że Barca podchodziła do El Clasico rozgrywanego wtedy w kwietniu z entuzjazmem i rozegrała całkiem niezły mecz, to i tak koniec końców przegrała.
Podobne obawy miałem przed niedzielnym meczem. Czułem pewien optymizm, po cichu liczyłem na sukces i przełamanie. Wiedziałem jednak, że trzeba zachować w tym wszystkim powściągliwość i mieć na uwadze scenariusze z przeszłości. Kiedy Aubameyang skierował piłkę do siatki przy golu na 1:0, poczułem ulgę. Tak jakby pewien zły czar nękający Barcelonę został z niej zdjęty. Gol Araujo dał jeszcze większą pewność w tym przekonaniu, ale losy meczu cały czas mogły ulec zmianie. Chciałem mieć 100% gwarancji na to, że Barcelona w jakiś dziwny sposób tego nie zawali. Nie zawaliła. Gole na 3 i 4 do zera wprawiły kibiców Dumy Katalonii w zasłużoną euforię radości i czystego uznania dla Xaviego i piłkarzy. Barca w końcu to zrobiła – wygrała wewnętrzną walkę i sprawiła, że Real został tego wieczoru zjedzony.
Symbol nowej ery
Ustawienie Araujo na prawej obronie kosztem Daniego Alvesa? Idealne rozwiązanie w celu pacyfikacji Viniciusa. Wystawienie Dembele od pierwszej minuty i nękanie lewej strony Realu, ja której znajdował się Nacho? Strzał w dziesiątkę. A to tylko jedne z wielu przykładów na to, że Xavi dał radę taktycznie. Kluczowe było jednak właśnie zwycięstwo mentalne. W wielu poprzednich klasykach, Barca wyglądała tak, jakby na te mecze nie wyszła dobrze z szatni. Często popełniała głupie, niewytłumaczalne błędy w obronie. W ataku bywała z kolei bezzębna bądź nieskuteczna. Całej drużynie zawsze czegoś brakowało. Wczoraj Barcelona zagrała bez żadnych kompleksów, bez uprzedzeń, po prostu cieszyła się grą. Miała swój plan na to spotkanie i konsekwentnie go realizowała. Efekty? Piorunujące. Ta zmiana nastawienia to jednocześnie tak wiele i tak niewiele zarazem. Xavi uwierzył w tych piłkarzy. Oni uwierzyli, że mogą. I to zaowocowało wielkim meczem. Meczem, na którym Xavi może budować dalsze sukcesy Blaugrany.
grafika: Zuzanna Twardosz/ZT Graphics