Dobrze spisujący się wiosną Widzew czekało wyjazdowe spotkanie z Cracovią. Stadion w Krakowie nie należy do łatwych terenów. Pasy w ostatnich meczach często remisują, a na wygraną czekają od rozgromienia Radomiaka na początku obecnej rundy.
Mecz rozpoczął się od spokojnego ataku gospodarzy
Gra podopiecznych trenera Jacka Zielińskiego opierała się na dośrodkowaniach ze skrzydeł. W 10. minucie spotkanie dośrodkowanie z rzutu rożnego wykorzystał Eneo Bitri, który ubiegł Rafała Gikiewicza i skierował piłkę do bramki gości. Łodzianie po stracie bramki byli w defensywie, co starał się wykorzystać Cracovia. Bardzo aktywnie atakował Patryk Makuch, ale drugiej bramki nie udało się zdobyć. W końcu przyszedł czas kiedy przebudził się Widzew. Czerwoni odwdzięczyli się, również zdobywając gola po rzucie rożnym. W 21. minucie źle do piłki wyskoczył Sebastian Madejski, który się z nią minął, a Mateusz Żyro wpakował futbolówkę do pustej bramki. Po wyrównaniu goście dochodzili coraz bardziej do głosu i gościli pod bramką rywali. Nieskuteczność i niecelność panowała jednak na boisku przy ul. Kałuży w Krakowie. Obie strony nie mogły znaleźć dobrego rytmu, więc sędzia po 45 minutach zaprosił je do szatni.
Po zmianie stron gra wyglądała mniej więcej tak samo
Widzew starał się grać w piłkę, ale nie bardzo mu to wychodziło. Dokładność większości akcji kończyła się około 20 metrów od bramki Pasów. Krakowianie odpowiadali posyłaniem długich piłek do przodu, z którymi nie za bardzo wiedzieli, co zrobić. Minuty mijały, a gra powoli ulegała poprawie. Obie drużyny zaczęły tworzyć groźniejsze sytuacje, ale nie na tyle, aby pachniało bramką. Po prostu z dna i metra mułu mecz wszedł na poziom dna. Są jednak takie momenty, które mogą odmienić obraz meczu. Łódzka drużyna miała taki w 85. minucie meczu. Źle wybite dośrodkowanie z rzutu wolnego wprowadziło zamieszanie w polu karnym Cracovii, które wykorzystał Bartłomiej Pawłowski, umieszczając piłkę w siatce.
Gospodarze nie czekali długo z odpowiedzią. W 90. minucie Michał Rakoczy, który stał zupełnie niepilnowany na linii pola karnego, skąd przymierzył idealnie w okienko i pokonał Gikiewicza.
Nagle obie drużyny poczuły, że mogą ten mecz wygrać i w całym doliczonym czasie było widać więcej intensywności niż przez resztę spotkania. Nie wpłynęło to jednak więcej bramek i mecz skończył się remisem.
Ten mecz był meczem walki i nudy. Gdyby nie bramki, na które padały po błędach, to można by o nim zapomnieć. Dla Cracovii był to cenny punkt, dzięki któremu odskoczyli wyżej. Widzew może obejść się smakiem i mieć pretensje tylko do siebie, że nie udało się mu utrzymać korzystnego wyniku.