Dla Realu Madryt spotkanie z Villarrealem było szansą na zwiększenie przewagi nad FC Barceloną i Atletico Madryt. Ta pierwsza zremisowała wyjazdowy mecz z Valencią, natomiast Loc Colchoneros przegrali w Kraju Basków z Athletikiem. Zadanie nie rysowało się jako szczególnie trudne, bo Żółta Łódź Podwodna rozgrywa rozczarowujący sezon i zajmowała przed tym meczem odległe 14 miejsce w tabeli.
Real kontrolował mecz, ale stracił kluczowego zawodnika
Raczej każdy spodziewał się tego, że Królewscy w domowym starciu z Villarrealem nie będą chętni do oddania rywalom kontroli nad meczem. Los Blancos od samego początku bardzo łatwo radzili sobie z rozbijaniem prób ataków w wykonaniu zawodników Marcelino. Te były bardzo daleko od zbliżenia się do pola karnego Andrija Łunina. Real nie miał też problemów z dłuższym utrzymywaniem się przy piłce i to na połowie Villarrealu. Mecz przebiegał pod dyktando ekipy Ancelottiego, ale trudno powiedzieć, aby był rozgrywany na szczególnie wysokim tempie. Real szanował posiadanie piłki i spokojnie czekał na błędy obrońców rywali.
Po 25 minutach Real wyszedł na prowadzenie za sprawą nikogo innego a Jude’a Bellinghama. Anglik wykorzystał dogranie Luki Modricia i strzałem głową pokonał Filipa Jorgensena. Najważniejszy moment pierwszej połowy nie wydarzył się jednak pod żadną bramką. W 35. minucie David Alaba upadł przy walce z rywalem i zgłaszał problemy z kolanem. Austriak natychmiast opuścił boisko, a reakcje jego kolegów nie zwiastują niczego dobrego. Villarreal również nie wyszedł z pierwszej części meczu bez szwanku. Boisko z powodu urazu najpierw opuścił Alex Baena, a chwilę przed przerwą także Gerard Moreno. W końcówce pierwszej połowy gola po zamieszaniu po rzucie rożnym zdobył Rodrygo, co było tylko potwierdzeniem przewagi, jaką miał w tym meczu Real.
Podrażniony Real skarcił Villarreal
W drugiej połowie niewiele się zmieniło. Real miał kontrolę nad meczem i początkowo dość nieśmiało szukał kolejnych okazji do zdobycia bramki. Królewscy nie ryzykowali za wiele, mając świadomość dobrego wyniku. Villarreal nie wyglądał natomiast na zespół mający argumenty na zagrożenie gospodarzom. Udało im się jednak wyprowadzić jedną jedyną sytuację, którą golem zakończył Jose Luis Morales. To chyba podrażniło Real Madryt. Królewscy znacznie uaktywnili się w ataku, chcąc jak najszybciej podwyższyć swoje prowadzenie. Im bardziej naciskali, tym więcej błędów popełniali zawodnicy gości. Real złapał ponownie swój rytm i dołożył gole. Najpierw po indywidualnej akcji trafił Brahim Diaz, a chwilę później na listę strzelców wpisał się Luka Modrić.
Los Blancos zagrali bardzo dobre spotkanie, czego nie można powiedzieć o zawodnikach Villarrealu. Większość zawodników w żółtych koszulkach wyglądała tak, jakby chciała przejść obok spotkania. Brakowało zaangażowania, ich ataki były wyprowadzane zdecydowanie za wolno, a i w obronie byli często pasywni. Real wypunktował wszystkie braki rywali, a gdyby nie stracona bramka można by powiedzieć, że rozegrał kompletne spotkanie. Dużym problemem pozostaje jednak kontuzja Davida Alaby. Raczej nie skończy się na strachu i Austriaka czekać będzie dłuższa przerwa od gry.