Zwolnić Johna van den Broma i co dalej?

Lech Poznań ma obecnie 3 punkty więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu. Oczywiście, sympatycy Kolejorza mają prawo narzekać, chociażby ze względu na niewykorzystane szanse pokonania Jagiellonii Białystok i Cracovii. Oba mecze były do wygrania, jednak niefrasobliwa postawa w drugich połowach kosztowała utratę łącznie 4 punktów. Klęska w kwalifikacjach Ligi Konferencji Europy ze Spartakiem Trnava sprawiła, że John van den Brom został „skazany” na walkę o tytuł mistrzowski. Presja jest na tyle ogromna, że w momencie, gdy strata do fotelu lidera PKO BP Ekstraklasy wynosi ledwie 2 punkty, nie brakuje głosów podważających dalszą przyszłość Holendra na ławce Kolejorza. Pytanie, co właściwie miałoby zmienić zwolnienie van den Broma?

REKLAMA

Transfery nie działają jak powinny

Odkąd van den Brom został trenerem Lecha Poznań, klub dokonał 4 transferów gotówkowych (w tym opłata za wypożyczenie Tsitaishviliego). Ali Gholizadeh wciąż nie jest gotowy do gry. Afonso Sousa nie dźwiga presji oczekiwań i w żaden sposób nie przypomina gwiazdy reprezentacji Portugalii U21. Elias Andersson? Co najwyżej poprawnie w lidze, a wcześniej słabo przeciwko Spartakowi. Oczywiście, Holender dostał także kilka wzmocnień „bezgotówkowych”, z których najważniejszym był Dino Hotić. Bośniak fajnie wszedł w sezon, ale ostatni jego udany występ miał bodajże występ pod koniec lipca. Potem niczym szczególnym nie zachwycił – obecnie leczy kontuzję.

„Najlepsze okienko w historii Lecha Poznań” okazało się pustym sloganem, nie mającym pokrycia w rzeczywistości. Van den Brom w niedawnym starciu z Cracovią nie miał komfortu wyboru – w pierwszej jedenastce pojawił się Barry Douglas, z ławki weszli m.in. Michał Gurgul, Maksymilian Pingot, Alan Czerwiński i Filip Wilak. Stawianie tez, że Holender dostał takie wzmocnienie jakich oczekiwał jest mocno niesprawiedliwe. Zaryzykujemy stwierdzeniem, że dziś ma gorszą kadrę niż w poprzednim sezonie, bo przecież Rebocho czy Skóraś grali chociażby w wygranym spotkaniu z Djurgården. To oczywiście może się zmienić, jeśli wspomniany Gholizadeh będzie już gotowy do gry, a Sousa odzyska pełnię zdrowia (zasłabł w meczu z ŁKSem, powodem miało być osłabienie organizmu).

Cios mentalny

Lech Poznań szykował się do walki o tytuł mistrzowski i fazę pucharową Ligi Konferencji Europy. Klęska ze Spartakiem Trnava mocno uderzyła w mental zawodników. Przykładowo, Kristoffer Velde był kuszony przez kluby tureckie, ale pozostał w Poznaniu, by po raz kolejny błysnąć w Europie. Niestety, plan posypał się na jednej z pierwszych przeszkód. Zawodnicy Kolejorza nie byli gotowi na taką klęskę i widać, że niewielu piłkarzy potrafi wrócić do optymalnej formy. Nawet jeśli van den Brom nie ma kim rotować, to zawodnicy nie powinni grać tak jak w drugich połowach przeciwko Jagiellonii czy Cracovii. Brakuje koncentracji i pełni zaangażowania.

To absolutnie nie jest Lech Poznań w trybie mistrzowskim, który każdy kolejne spotkanie traktuje jak finał. Holendrowi brakuje liderów, a sytuację każdego z graczy można rozkładać na czynniki pierwsze. Gdy do zdrowia powraca Sousa, okazuje się, że niedostępni są m.in. Sousa, Marchwiński, Hotić i Golizadeh. Filip Szymczak nie potrafi udźwignąć odpowiedzialności, a jego bilans trafień/asyst nadal wygląda dramatycznie źle.

Kolejorz ma swoje problemy i oczywiście możemy doszukiwać się w nich winy szkoleniowca. Van den Brom nie ma gotowych rozwiązań na problemy kadrowe, prawdopodobnie ponosi także odpowiedzialność za zmarnowanie przewagi ze spotkań z Jagiellonią i Cracovią. Paradoksalnie jednak – nie ma w tym momencie powodów do paniki. 2 punkty straty? Sytuacja Lecha w ligowej tabeli nie jest na tyle zła, by decydować się na nerwowe ruchy. Nawoływanie, by zastąpić Holendra kimś takim jak Adrian Siemieniec z Jagiellonii Białystok to czysty populizm. Walka o mistrzostwo Polski trwa, a rozstanie z van den Bromem zamiast pomóc, prawdopodobnie jedynie by zaszkodziło.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,605FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ