Znicz pokazał boiskową mądrość. Wnioski po meczu ze Stalą

Znicz Pruszków w 33. kolejce Betclic 1 Ligi rywalizował ze Stalą Rzeszów bez swoich największych gwiazd. Radosław Majewski oglądał większość spotkania z perspektywy ławki rezerwowych, a Piotra Misztala w bramce zastąpił 18-letni Kacper Napieraj. Roszady te nie sprawiły jednak, że Znicz był pozbawiony atutów. Wprost przeciwnie: drużynowa starszyzna mogła z dumą patrzeć na mniej doświadczonych kolegów. Ci pokazali się bowiem z bardzo dobrej strony. Byli zespołem lepszym i zasłużenie wygrali 2:0. Jedna akcja mogła jednak sprawić, że cały ich wysiłek nie przyniósłby oczekiwanych rezultatów. O szczegółach w naszych wnioskach po tym spotkaniu.

1. Słabość Warczaka siłą Znicza

Od początku meczu Stali Rzeszów bardzo niewiele wychodziło. Drużyna z województwa podkarpackiego miała ogromne problemy, które uniemożliwiały jej podjęcie równej walki z rywalami. Szwankowało rozgrywanie piłki, a pojedyncze kontrataki przy użyciu prostych środków były błyskawicznie neutralizowane. Stal nie mogła liczyć nawet na tych, którzy zazwyczaj są gwarantami jej jakości. Przykładem może być Patryk Warczak – prawy obrońca rzeszowian, który bardzo angażuje się także w akcje ofensywne. Tym razem jednak notował bardzo wiele niecelnych podań, podejmował złe decyzje, albo po prostu zbytnio zwlekał. Takie opóźnianie w kluczowych momentach sprawiało, że często był nie wsparciem, lecz kulą u nogi dla swojej drużyny. Dobrze jednak, że przynajmniej próbował, w przeciwieństwie do niektórych piłkarzy przyjezdnych, którzy byli zupełnie nieobecni.

REKLAMA

Warczak zawodził jednak nie tylko w ataku, lecz także pod własną bramką. Zdarzało mu się nie zdążyć z powrotem do obrony, dać się oszukać przeciwnikowi lub pozwalać mu na wiele swobody. Z tego powodu Zniczowi znacznie łatwiej było atakować swoją lewą stroną, czyli właśnie częścią boiska strzeżoną przez Warczaka. To tam od początku meczu było najgroźniej. Mogło to przynieść otwarcie wyniku już w 16. minucie, kiedy to Wiktor Nowak wbiegł w pole karne i oddał strzał w słupek. Wtedy Stal uratowało szczęście, ale już 9 minut później los okazał się przychylny dla gospodarzy. To właśnie wtedy ustawiony w strefie Warczaka Paweł Moskwik dośrodkował piłkę do Adriana Kazimierczaka. Dwudziestoletni podopieczny Marcina Przygody wpisał się na listę strzelców, a Stal dalej nie wiedziała, jak poradzić sobie ze Zniczem na swojej prawej flance.

Skutkowało to kolejnymi sytuacjami, z których do najgroźniejszej doszedł Mateusz Karol. Do zaskoczenia Stali wystarczyła odrobina odwagi i szybkości. Dzięki nim napastnikowi udało się ominąć przeciwników, ale na ostatnim etapie zabrakło mu właściwej finalizacji. Nie zmienia to jednak faktu, że Znicz był na swojej lewej stronie bardzo groźny, z czym kompletnie nie radziła sobie defensywa rzeszowian.

2. Osamotniony Peña nie zdziała wiele

Może to po prostu nie był dzień Stali Rzeszów, bo ta momentami wyglądała na tle Znicza jak drużyna z niższej klasy rozgrywkowej. No cóż, takie rzeczy się zdarzają, ale trzeba chociaż dobrze na nie zareagować. Stal – w obliczu wielkich trudności z kreowaniem ataków pozycyjnych – zaczęła czasami próbować szybszych, prostszych akcji. Takie kontrataki też nie mogły jednak przynieść oczekiwanego rezultatu, bowiem brało w nich udział bardzo niewielu piłkarzy. Reszta zawodników nie dawała rady dołączyć do nich wystarczająco szybko i najczęściej było już po wszystkim. Często piłkę tracił Cesar Peña, który ze względu na swoją szybkość był jednym z głównych adresatów podań po przechwycie. Nikt jednak go nie wspomagał, więc wysiłki Kolumbijczyka najczęściej okazywały się bezowocne. Otaczało go kilku graczy Znicza i odbierało piłkę jeszcze zanim pojawiała się jakakolwiek opcja podania i utrzymania przez Stal przy piłce.

3. Nowa połowa, równie słaba Stal

Na drugie 45 minut Stal Rzeszów wyszła już z dwoma nowymi piłkarzami i ewidentnym zamiarem nieco odważniejszej gry. Były to jednak detale, które schodziły na dalszy plan. W grze gości wciąż bowiem najbardziej wybijała się po prostu ogromna nieskuteczność, która przyćmiewała wszystkie ich starania. A to Peña dośrodkowywał poza linię bramkową, a to Stal notowała serię kilku kompletnie niecelnych podań z rzędu, a to bardzo niecelnie uderzała z dystansu. Wszystko to składało się raczej na obraz nędzy i rozpaczy, a nie jasnego planu na odwrócenie losów spotkania. Z kolei Znicz szanował skromne, jednobramkowe prowadzenie i robił wszystko, by je podwyższyć bądź utrzymać. Ekipa z Mazowsza zagrała bardzo bezpiecznie, w pierwszej połowie wypracowując sobie zaliczkę, a następnie mądrze z niej korzystając. Nagrodą są 3 punkty, które może nie zrewolucjonizują układu ligowej tabeli, ale z pewnością cieszą zawodników i sympatyków Znicza.

4. Jedna akcja mogła wszystko zmienić

Mimo bardzo wyraźnej dysproporcji między postawą Znicza a Stali, wciąż utrzymywał się wynik 1:0. Tak skromne prowadzenie nigdy nie może być traktowane jako rzecz pewna, o czym Znicz mógł boleśnie się przekonać. W 70. minucie pozwolił bowiem rywalom na dojście do jednej z niewielu faktycznie groźnych okazji w całym meczu. Sam także pomógł Stali, bo zagrożenia nie byłoby, gdyby nie nieporozumienie bramkarza z obrońcami gospodarzy. Wykorzystał to Michał Musik, który strzelił do pustej bramki i mógł zmienić losy całej rywalizacji. VAR dopatrzył się jednak popełnionego kilkanaście sekund wcześniej faulu, który zmusił sędziów do anulowania trafienia. To scenariusz bardziej sprawiedliwy z punktu widzenia obrazu gry przez cały mecz, w którym Znicz po prostu zasłużył na zwycięstwo. Mimo wszystko w samej końcówce gospodarze nieco stracili koncentrację, co mogło mocno popsuć im humory. Było to nieodpowiedzialne, ale po tym poważnym sygnale ostrzegawczym pruszkowianie się otrząsnęli i zareagowali w najlepszy możliwy sposób. Strzelili bowiem bramkę na 2:0, pozbawiając przeciwników jakiejkolwiek nadziei na powrót na Podkarpacie ze zdobyczą punktową.

5. Majewski jest niesamowity!

Warto jeszcze docenić wpływ, jaki na drużynę miał Radosław Majewski, gdy w końcówce starcia pojawił się na placu gry. Był mózgiem całej drużyny, świetnie kierując grą. Rywale nie potrafili sobie z nim poradzić, a ten bez większych trudności poruszał się pomiędzy nimi, wciąż mając piłkę przy nodze. Najważniejsze jednak, że przez zaledwie kilkanaście minut swojego występu mógł mieć bezpośredni udział przy dwóch bramkach Znicza. Najpierw asystował przy wspomnianym już wcześniej golu Nowaka, a chwilę później mógł sam pokonać bramkarza Stali. Co prawda nieznacznie się pomylił i trafił w słupek, ale i tak był najlepszym ze zmienników. Nawet więc, jeśli z powodów kondycyjnych w pewnym momencie nie będzie już zdolny do regularnej gry w większym wymiarze czasu, Majewski wciąż może stanowić ogromne wzmocnienie z ławki. 38-latek jest po prostu żywą legendą klubu, a posiadanie w kadrze kogoś takiego jest nieocenionym skarbem, którzy nie zdarza się często.

Znicz Pruszków 2:0 Stal Rzeszów (Adrian Kazimierczak 25′, Wiktor Nowak 83′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,942FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ