Jak dotąd Pogoń Szczecin jest drugą najlepiej punktującą ekipą Ekstraklasy w 2024 roku (17 punktów w 9 spotkaniach). Ta dobra dyspozycja, pomimo 5. miejsca w tabeli, daje fanom Portowców nadzieje na grę w przyszłym sezonie w Europie, czy nawet na historyczny tryumf. W poprzedniej kolejce dali prawdziwy popis swoich umiejętności, gromiąc Ruch Chorzów 5:0. Na następne spotkanie do Szczecina wybrał się zespół również z Górnego Śląska, a mianowicie Piast Gliwice. Choć mistrzowie Polski z 2019 roku pokonali wcześniej Zagłębie Lubin, to ich sytuacja wciąż nie jest dobra. Do strefy spadkowej tracą oni bowiem jedynie 3 punkty. Piast może poszczycić się największą liczbą meczów z czystym kontem (11 spotkań). Jednakże lista pozytywów w obozie gliwiczan na tym się kończy. O choćby remis z silną i nieprzewidywalną Pogonią było ciężko, lecz każdy punkt pozwoliłby Piastunkom choć minimalnie oddalić się od strefy spadkowej.
Pogoń grała piłką, a Piast strzelał gole
Pierwsze minuty tego starcia wyglądały obiecująco. Mentalność obu zespołów była nastawiona na atak i dążenie do jak najszybszego strzelenia gola. Jako pierwsi dobrą okazję mieli Portowcy. W 3. minucie główkował Linus Wahlqvist, ale z tym strzałem poradził sobie bramkarz Piasta. Oglądanie tak ofensywnych podopiecznych Aleksandara Vukovicia nie jest codzienną – przed meczem z Pogonią byli drugą najmniej bramkostrzelną ekipą ligi. Jednakże to oni objęli prowadzenie jako pierwsi, już w 11. minucie. Zrobiło się niemałe zamieszanie w polu karnym Pogoni, wywołane przez wrzut z autu przyjezdnych. Zaatakować bramkę zdecydował się Tomáš Huk – Słowak z niewielkiego dystansu umieścił piłkę w siatce.
Gol Huka oskrzydlił Piasta, dzięki czemu chciał on pójść za ciosem. Portowców on z kolei sportowo rozwścieczył i nie przestawali nacierać na bramkę przeciwnika. Gra zrobiła się zacięta i wyrównana. Kolejną okazję gliwiczanie mieli w 21. minucie. Wykreowali ją sobie sami, bez pomocy stałego fragmentu gry. Piłka znalazła się przy nodze niepilnowanego Jorge Félixa po podaniu Arkadiusza Pyrki. Hiszpan miał mnóstwo czasu i przestrzeni na oddanie strzału. Hiszpan bez większych problemów ograł Valentina Cojocaru, a Piast podwoił swoje prowadzenie. Po pogromie tydzień temu w wykonaniu Pogoni nikt chyba nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń w starciu z Piastem.
Pierwsza połowa dla gliwiczan
Pomimo dwubramkowej straty, gra Pogoni nie była dramatycznie zła. Więcej byli przy piłce i też stworzyli sobie kilka niebezpiecznych wypadów na bramkę Františka Placha. Jednakże brakowało albo szczęścia, albo odpowiedniego wykończenia. W 29. minucie wynik na 3:0 mógł jeszcze podwyższyć Miłosz Szczepański, który pokonał bramkarza, lecz był wcześniej na pozycji spalonej. W odpowiedzi świetny rajd przeprowadził z piłką Kamil Grosicki, który został zakończony minimalnie niecelnym uderzeniem.
Piastunki nie pozwalały podopiecznym Jensa Gustafssona na zbyt wiele i to przynosiło efekty – rezultat był na ich korzyść. Pogoń starała się te straty jakoś zniwelować. W 37. minucie groźny strzał oddał Grosicki, lecz słowacki golkiper sparował piłkę na bok, utrzymując czyste konto. Z tej mąki mógł być chleb, gdyby do dobitki pokazał się Efthymis Koulouris. Pogoń więcej grała piłką, lecz to, co prezentowali, było zbyt czytelne dla solidnej w tym sezonie obrony Piasta. Choć określenie „ofensywny Piast” brzmi w tym roku jak oksymoron, to w pierwszej połowie na Pomorzu Zachodnim gliwiczanie pokazali, że wcale nie muszą być szufladkowani jako zespół z mocno defensywnym nastawieniem. Mimo bardziej ofensywnej gry zespół z Górnego Śląska nie zaniedbał obrony i skutecznie odpierał ataki rywala.
Ofensywny potencjał Pogoni zmarnowany karygodnie
Na drugą połowę szczecinianie wyszli o wiele agresywniejsi w ataku. Mają aspiracje do walki o najwyższe cele w kraju, a porażka z Piastem z pewnością utrudniała ich osiąganie. Zepchnęli Piasta do defensywy, a znaczna większość czasu gry toczyła się na połowie zespołu z Górnego Śląska. Powtarzał się jednak scenariusz z pierwszej części tego starcia – po stronie Pogoni brakowało konkretów i skuteczności. A jeśli brakuje tych elementów, to nie zmieni się tak niekorzystnego wyniku. Piast natomiast grał ze stoickim spokojem, bez wprowadzania niepotrzebnego chaosu. Ten wynik ich zadowalał i musieli po prostu dowieźć go do samego końca. Czyhali na błąd piłkarzy Pogoni, by móc wyprowadzić kontratak. Jednakże ich kontry były nastawione bardziej na dokładność niż na szybkość, grali atakiem pozycyjnym.
Optyczna przewaga Pogoni była i… to tyle, co można o niej powiedzieć. Nie wynikało z niej zupełnie nic. Co Portowcom po kopaniu piłki, skoro mają dwie bramki straty do odrobienia? Tak apatycznie budowane ataki pozycyjne Portowców nie miały wręcz prawa stanowić zagrożenia dla Piasta. Podawali, wymieniali się piłką, ale brakowało tego, co w futbolu najistotniejsze – oto przykład piłkarskiego „lania wody”, znanego z pisania szkolnych wypracowań o ludzkiej naturze na podstawie lektur. Gra szczecinian była wprost usypiająca – trudno mówić inaczej, skoro do 75. minuty oddali zaledwie 1 celny strzał. Przy czym warto pamiętać, że do tego momentu na połowie przeciwnika przebywali bardzo dużo. Czasu na zmianę rezultatu było coraz mniej, a na tablicy świetlnej przy Pogoni nadal widniała cyfra 0. Należy też jednak docenić obrońców zespołu pod batutą Aleksandara Vukovicia, którzy skutecznie udaremniali każdą akcję wyprowadzaną przez rywala.
Dwie szanse Portowców, dwie zmarnowane
Pod koniec meczu Pogoń wreszcie miała świetną okazję na zdobycie gola kontaktowego. Nie wynikała ona jednak z ładnie wyprowadzonego ataku, lecz z faulu na Wahlqviście. Po dłuższej analizie VAR sędzia dopatrzył się przewinienia gliwiczan i wskazał na wapno. Rzut karny egzekwował Grosicki – to mogła być szansa na złapanie kontaktu. Nie wykorzystał jej. Oddał lekki strzał po ziemi, który okazał się być chybionym. Chwilę później w końcu dopięli swego i strzelili gola, którego autorem był Koulouris – nie został on jednak uznany przez spalonego.
O ile gra Pogoni w pierwszej połowie mogła się podobać, o tyle ich postawa w ataku w drugiej połowie była wręcz karygodna. Mając tak olbrzymią przewagę nie można nie strzelić choćby jednej bramki. A Pogoń jest zdolna przecież do strzelania bramek, co pokazali w poprzedniej kolejce. Mimo to należy pochwalić gliwiczan, którzy nie przestraszyli się wyżej notowanego rywala i odważnie rzucili się na niego, co przyniosło owoce. Dzięki tej wygranej Piast awansował w tabeli na 10. miejsce, Pogoń natomiast dała przestrzeń Legii do wyprzedzenia jej.