Zagłębie Lubin to drużyna, która zanotowała świetny finisz poprzedniego sezonu i równie dobry początek obecnego. Podopieczni Waldemara Fornalika przed meczem z Lechem Poznań notowali świetną serię 8 kolejnych spotkań bez porażki. Nie bez powodu na ten mecz przyszedł komplet kibiców. Z kolei Lech do tego spotkania przystępował po udanym rewanżu z Żalgirisem Kowno. W tymże meczu sporo minut dostali zmiennicy, co oznaczało, że na mecz z „Miedziowymi” pierwszy garnitur poznańskiej drużyny był w teorii „wypoczęty”. Lech celował w piąte zwycięstwo z rzędu w tym sezonie we wszystkich rozgrywkach. Drużyna Johna van den Broma wiedziała, że nie będzie to łatwa przeprawa. Obawy były uzasadnione. Zagłębie postawiło twarde warunki.
Wyrównane i otwarte spotkanie
Od samego początku meczu było widać, że trafiły na siebie zespoły, które są w formie i prezentują dużą jakość. Nie bez powodu przed tym starciem zajmowały dwa pierwsze czołowe miejsca w ligowej tabeli. Z gry więcej mieli gospodarze. Bardzo mocno atakowali swoich rywali bocznymi sektorami boiska. Niestety brakowało skuteczności. Słabo wyglądał Lech dzisiaj w obronie. Za dużo pozwalali swoim rywalom. Tracili piłkę często w środku pola. Oddawali boisko przeciwnikom i sprawiali wrażenie ludzie, których przerasta to spotkanie. Nie potrafili przebić się ze swoimi atakami pod bramkę Zagłębia.
Lech był mało konkretny i ospały. Ataki były mało dokładne i przewidywalne. Drużyna Waldemara Fornalika znakomicie zamykała wszelkie przestrzenie i skupiła się tylko na ataku. Nacierała coraz bardziej z minuty na minutę i przyniosło to skutek. W 41. minucie strzał Tomasza Makowskiego „wypluł” przed siebie Filip Bednarek, a z dobitką przyszedł Dawid Kurminowski, dając swojej drużynie prowadzenie. „Miedziowi” zdecydowanie zasłużyli na tego gola. Byli bardziej konkretni w swoich atakach i wyglądali na drużynę, której bardziej się chce. Zasłużenie schodzili na przerwę z prowadzeniem.
Utrudnianie samemu sobie
Lech, zamiast walczyć o odrabianie strat, na początku drugiej połowy sam sobie nawarzył piwa. W 50. minucie czerwoną kartkę obejrzał Radosław Murawski. Środkowy pomocnik za bezmyślny i niepotrzebny faul zasłużenie wyleciał z boiska. Kolejorz potrzebował impulsu, ale nie takiego. Musieli gonić wynik w „10”. Znaleźli się w fatalnej sytuacji. Fatalna też była ich gra w tym spotkaniu. Mało sobie Lech tworzył dogodnych sytuacji. Wszyscy grali na stojąco, bez pomysłu na dobrze zorganizowaną drużynę Waldemara Fornalika. Gospodarze z kolei prezentowali swój futbol. Kontynuowali ofensywę i nie mieli zamiary odpuszczać. Po tej czerwonej kartce poczuli krew i ruszyli z dwojoną siłą. Wiedzieli, że mają ogromną szansę pokonać Lecha. Nawet gdy lekko cofnęli się do obrony, to męczyli swoich rywali licznymi i groźnymi kontratakami. Bardziej Zagłębie chciało podwyższyć wynik meczu, niż Lech przynajmniej go wyrównać.
Lech grał bardzo apatycznie i przewidywalnie. Nie przypominał zespołu z poprzednich spotkań. W poprzednich meczach miał pomysł na rywala w ofensywie i dokładał do tego zrywy pojedynczych zawodników. Brakowało piłkarza, który byłby w stanie wziąć na siebie ciężar gry i zrobić coś nadzwyczajnego. Filip Marchwiński, Dino Hotic, Kristoffer Velde. Wszyscy ci zawodnicy dzisiaj byli zamknięci i niewidoczni. Jakby ich nie było na boisku. Kolejorzowi brakowało tego polotu i luzu, do jakiego nas w ostatnim czasie przyzwyczaił.
Zagłębie zmarnowało okazję na własne życzenie?
Skoro nie wychodziło z gry, to trzeba było próbować stałymi fragmentami gry. Od 70. minuty Zagłębie zaczęło się cofać. Zespół Johna van den Broma szybko to wykorzystał i w 76. minucie po wrzutce z rzutu rożnego swojego pierwszego gola dla Lecha strzelił Miha Blazic. Lechowi dzisiaj nie szło strasznie. Jak po grudzie. Czerwona kartka na pewno im w tym wszystkim nie pomogła, lecz walczyli i udało im się koniec końców strzelić gola. Lech koniec końców, patrząc na przebieg spotkania, może być zadowolony z tego remisu. Zagłębie było przecież bliskie zdobycia trzech punktów.
„Miedziowi” na własne życzenie dali sobie wyrwać prowadzenie. Dodatkowo całą drugą połowę grali w przewadze jednego piłkarza. Nie potrafili tego wykorzystać. Mieli swoje okazje. Zabrakło wyrachowania i zimnej krwi. Widać jednak potencjał w grze Zagłębia i aspiracje tego klubu w obecnym sezonie. To drużyna, z którą trzeba się liczyć. Przekonał się o tym dzisiaj Lech. Poznaniacy zagrali jeden z gorszych meczów w ostatnim czasie. Były przebłyski, lecz brakowało jakości. Zagłębie przez większą część spotkania było lepsze. Oby holenderski szkoleniowiec szybko wyciągnął wnioski. Miejmy nadzieję, że już w czwartkowym spotkaniu ze Spartakiem Trnavą zobaczymy inne i przede wszystkim lepsze oblicze Kolejorza.