Wczoraj obejrzeliśmy pierwszy półfinał tegorocznej Ligi Mistrzów UEFA, czyli Bayern Monachium – Real Madryt (2:2). Spotkanie elektryzujące i mające wiele smaczków. W ekipie Realu występuje przecież były zawodnik Bayernu – Toni Kroos, a szkoleniowcem Królewskich jest były szkoleniowiec Die Roten – Carlo Ancelotti. Dodatkowo na ławce rezerwowych siedział David Alaba, który także reprezentował barwy zespołu z Monachium. Bayern natomiast miał do wyrównania rachunki po tym, jak był eliminowany przez Los Blancos w kwietniu roku 2014, 2017 oraz na przełomie kwietnia i maja 2018. Pierwsze spotkanie w tym sezonie na Allianz Arenie nie miało zwycięzcy, ale z tego spotkania dało się wyciągnąć parę ciekawych myśli. Zapraszamy na 5 wniosków po meczu Bayern – Real!
1. Toni Kroos jest jak wino
Wiekowo brakuje mu do Luki Modricia, ale urodzony w Greifswaldzie zawodnik jest na dobrej drodze, żeby zestarzeć się równie dobrze. O Niemcu ostatnio często się mówi, że znowu gra na najwyższym poziomie. Ale to trzeba podkreślać za każdym razem. Nawet jeśli już stało się to normą. Toni Kroos był wczoraj mózgiem operacyjnym, silnikiem i sercem madryckiej drużyny. Najbardziej widocznym efektem była oczywiście kapitalna asysta, lecz gdy zajrzy się głębiej, to można popaść w zachwyt.
- 1 asysta
- 3 kluczowe podania
- 1 wykreowana setka
- 98 kontaktów z piłką
- 79/82 celnych podań (96%)
- 6/7 celnych długich podań
- 4/6 wygranych pojedynków na ziemi
- 2 razy faulowany
- 4 przechwyty
- Ocena 8.5 w serwisie SofaScore
34-letni pomocnik wyglądał, jakby wyszedł na ogródek zagrać ze swoim synem Leonem. Zero presji. Serwis Opta wrzucił wpis na swoim profilu „X” z mapą podań Kroosa po 30 minutach gry. Kwadrans później musieli także zaktualizować swój wpis, bo w pierwszej połowie Niemiec miał 48/49 celnych podań. Kosmos. To był półfinał Ligi Mistrzów. Nie mecz z Cadiz w La Liga. Zadanie utrudniał też pressing zakładany przez gospodarzy. Mimo to człowiek, który wyglądał jakby nie miał układu nerwowego, przez pierwsze pół godziny gry miał 100% celności podań. Jedyny minus, który trochę rzuca się cieniem na tym występie jest bramka Leroya Sané. Moim zdaniem był spóźniony, bo to środkowy pomocnik odpowiada za ubezpieczanie lewego obrońcy przy pojedynkach ze skrzydłowym. Prócz tego, śmiało można napisać o nim die Meisterklasse.
2. Ktoś podmienił Ferlanda Mendy’ego
Nie tylko o Kroosie mówiło się ostatnio w samych superlatywach. Komplementy spływały także pod adresem francuskiego lewego obrońcy. Ferland Mendy chyba zaczął się obawiać przyjścia Alphonso Daviesa, bo w tym roku przeżywa renesans formy. W styczniu nawet Carlo Ancelotti powiedział – „Potwierdzam moją opinię na temat Ferlanda Mendy’ego. To najlepszy boczny obrońca na świecie, jeśli chodzi o defensywę„. Mecz z Bayernem tego nie potwierdził. Ciężko ocenić czy to była wina jego dyspozycji dnia, czy większą rolę odegrała naprawdę dobra postawa Leroya Sané. Francuz miał ogromne problemy z zatrzymaniem skrzydłowego Bayernu, który swobodnie poczynał sobie po swojej prawej flance. Skutkiem tego była bramka zdobyta przez Niemca w 53. minucie. Mendy dał się za łatwo minąć, nabierając się na zamach nogą. Jeszcze jakby tego było mało, to Ferland zabrał sobie możliwość skorygowania błędu obracając się plecami do przeciwnika. Tak się nie broni. A już z pewnością nie na tym poziomie.
Prócz bramki miał problemy przy graniu piłką, ponieważ nie wnosił za dużo przy rozegraniu. Wtórował mu przy tym jego kolega z prawej obrony. Tam grający Lucas Vázquez nie radził sobie najlepiej w ofensywie i defensywie. Apogeum nastąpiło w drugiej połowie, kiedy każda akcja lewą stroną gospodarzy była groźna. Schodzący tam Jamal Musiala miał swoisty korytarz, którym mógł sobie swobodnie hasać. Zazwyczaj udawało się wybrnąć Realowi z tej sytuacji, ale raz sam Hiszpan wziął sprawy w swoje ręce. Nie da się bronić jego decyzji o wystawieniu nogi w polu karnym. Wiadomo, że na boisku to tylko ułamki sekund. Ale bądźmy szczerzy, ten pojedynek był przegrany. Za plecami Vázqueza już była asekuracja ze strony Fede Valverde. To była głupota ze strony Lucasa.
3. Bayern zagrał tak, jak powinien
Co by nie powiedzieć o tym meczu, to dostarczył emocji. Bayern jako gospodarz pierwszego meczu stanął na wysokości zadania i nie dał sobie tak łatwo w kaszę dmuchać. Od początku spotkania siedli pressingiem, sprawiając wrażenie jakby stłamsili przeciwnika. Później trochę odpuścili i przez błędy indywidualne stracili bramkę. Mimo to, byli stroną przeważającą. Bawarczycy tworzyli sobie sytuacje, stopniowo zwiększali zagrożenie i brakowało im tylko skuteczności. Gdyby dołożyli ten jeden element, to prawdopodobnie mieliby spokojny wyjazd do Madrytu, który byłby tylko formalnością. Świetne sytuacje, prócz swoich dwóch motorów napędowych – Musiali i Sané – mieli między innymi Harry Kane i Eric Dier.
Poza tym, Bayern zdobył przecież dwie bramki z Realem, który miał korzystny wynik. A zdążyliśmy się przyzwyczaić, że Królewscy potrafią się skutecznie bronić. Tutaj jednak błysk najpierw Sané, a następnie Musiali zadecydowały o dwóch zdobyczach. Gol Leroya mógł przypomnieć trochę kibicom wyczyny pewnego sympatycznego Holendra. Zejście ze skrzydła do lewej nogi było charakterystycznym elementem gry Arjena Robbena, który przecież pojawił się na trybunach Allianz Areny. Po meczu, były skrzydłowy Bayernu powiedział dla Amazon Prime – „On dokładnie wie, jak to robić. Szybki bieg, proste ścięcie do środka i strzał po krótkim słupku. Leroy zrobił to perfekcyjnie. To naprawdę super gol„, na co zainteresowany odpisał – „Uczę się od najlepszych!„. Jeśli chwali cię specjalista w danej dziedzinie, to musisz wiedzieć, że coś jest na rzeczy.
4. Jak nie Upamecano, to Kim
Czy pamiętacie wyczyny Dayota Upamecano z meczu przeciwko S.S. Lazio (0-1)? Francuski stoper sprokurował karnego i wyleciał z boiska w 67. minucie tamtego spotkania. Cztery dni później dostał dwie żółte kartki w meczu z VFL Bochum (2-3), więc znów udał się na wcześniejszy prysznic. Wydawało się, że gorszego obrońcy Bayern mieć nie będzie, ale w meczu z Realem postanowił pokazać się Kim Min-Jae. Koreańczyka można nazwać winowajcą obu bramek. Nie da się temu zaprzeczyć. Był bezpośrednio zamieszany i ciężko go jakkolwiek bronić. Robić tego nie zamierzał Thomas Tuchel.
Wziąć w obronę Kima postanowił kapitan, Manuel Neuer. W wywiadzie dla SPORT1 stwierdził:
I faktycznie, przy pierwszej bramce Kim Min-Jae wyszedł bardzo wysoko za Viniciusem, przez co zostawił za sobą dużo wolnego miejsca. Brazylijczyk zrobił świetny ruch i dostał jeszcze lepsze podanie. Wszystko dzięki decyzji Koreańczyka, który chciał iść do końca za swoim zawodnikiem i się przeliczył. Tutaj jeszcze da się zrozumieć decyzje i intencje stopera Bayernu. Natomiast w drugiej sytuacji nie ma prawa łapać przeciwnika, a następnie go powalać. Szczególnie w swoim polu karnym. To jest piłkarski kryminał. Jeszcze trafienie go wślizgiem przy próbie odbioru piłki idzie zrozumieć, ale chwytanie obiema rękami Rodrygo, który już go minął? No nie. Zgodzić można się także z Neuerem, gdyż Kim często wygrywał pojedynki biegowe czy to z Vinim, czy Rodrygo czym neutralizował główną broń Realu. Ale cóż, bramki są ogromnymi minusami przy jego nazwisku.
5. Czy Vinicius to Big Game Player?
Przejdźmy do pochwalenia Brazylijczyka, bo to też trzeba zrobić. Nieprzypadkowo został przecież wyróżniony po spotkaniu. Vinicius ustrzelił dublet, a mógł mieć też hat-tricka. Tylko doskonała interwencja Neuera w sytuacji sam na sam zabrała możliwość świętowania bramki skrzydłowemu Realu. Przeglądając jakiekolwiek media społecznościowe co i rusz natrafiam na posty ze statystykami Viniego. W samej drużynie Los Blancos ma najwięcej goli i najwięcej asyst, jeśli bierzemy pod uwagę ten sezon. Serwis Opta podaje również, że od początku sezonu 2021/22 Vinicius Junior był bezpośrednio zaangażowany w więcej bramek w Lidze Mistrzów niż jakikolwiek inny zawodnik (15 bramek, 15 asyst).
Chwalmy Brazylijczyka, póki ma moment, w którym skupia się na graniu. Mniej jest w jego grze złych zachowań, nie koncentruje się na dyskusjach z przeciwnikami i kłótniach z arbitrem. Dzięki temu kręci znakomite liczby i jest ostoją ofensywy Realu, szczególnie w momencie, gdy Jude Bellingham lekko opadł z formy. Po tak dobrym meczu Vini mógł tylko dodać w rozmowie z Movistar+ – „Teraz nadszedł czas na magiczną noc na Bernabéu„.