28. kolejka Ekstraklasy jeszcze bardziej podkręciła emocje w walce o mistrzostwo Polski, a także utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Po 28. kolejce standardowo wybraliśmy 5 tematów, które omówimy szerzej: przepychanie meczów przez Wartę, tempo gry Pogoni, debiut Goncalo Feio, początki Marcina Matysiaka w Ekstraklasie oraz walka Jagiellonii z presją. Zapraszamy do lektury.
Warta do perfekcji opanowała przepychanie meczów
Spotkaniem o największym ciężarze gatunkowym dla obu zespołów było prawdopodobnie starcie pomiędzy Wartą Poznań, a Koroną Kielce – zespołami, których przewaga nad strefą spadkową wynosiła, odpowiednio, 1 i 2 punkty. Zwycięstwo na wagę złota odniosła drużyna Dawida Szulczka, która zrobiła to w swoim stylu. Warta do perfekcji opanowała przepychanie meczów. Nie piszemy tego w złym kontekście, mając zamiar narzekać na Zielonych – bo wygrali zasłużenie – tylko dlatego, że ich sposób gry opiera się właśnie na takim przepychaniu – walce w powietrzu, zbieraniu drugich piłek, wielu pojedynkach. Wówczas obraz meczu wydaje się wyrównany, ale często to Warta kończy mecz z kompletem punktów.
Tak było również w piątkowym starciu z Koroną w Grodzisku Wielkopolskim, które przez niemal 90 minut toczyło się pod dyktando Warty Poznań. Goście oddali 7 strzałów i zanotowali zaledwie 13 kontaktów z futbolówką w polu karnym rywali. Warta zneutralizowała ich wzorowo. Mając prowadzenie potrafili utrzymywać się przy piłce, nie tylko dzięki krótkim podaniom, ale także wygrywaniu pojedynków. Gdy to natomiast rywale przejmowali piłkę podopieczni Dawida Szulczka skutecznie zamykali środek i zmuszali do dalekich podań. To była Warta z najlepszych czasów – minimalnie efektowna i maksymalnie efektywna.
Warta Poznań 1:0 Korona Kielce
Jens Gustafsson chce, aby jego Pogoń była bardziej elastyczna
Głównym zarzutem w stronę Pogoni Szczecin w rundzie jesiennej była jednowymiarowość. Zespół Jensa Gustafssona nie potrafił wyważyć proporcji pomiędzy ofensywą, a defensywą, zawsze za bardzo stawiał na strzelanie bramek, zapominając o tym, że w futbolu chodzi również o to, aby ich nie tracić i w efekcie mimo ładnej dla oka gry często tracił punkty. Wiosną częściej widzimy inne oblicza Portowców. Przykładowo w spotkaniu ze Śląskiem nastawiali się bardziej na defensywę i udało się odnieść zwycięstwo. W piatkowym meczu z Ruchem Pogoń zagrała za to w bezpośrednim stylu bezlitośnie wykorzystując słabe punkty rywala i strzelając im pięć bramek. Podopieczni Gustafssona zanotowali 49% posiadania piłki, a pressing Ruchu często mijali jednym dalekim podaniem w stronę ofensywnych graczy. Tak grająca Pogoń to rzadki widok.
Jest jednak rzecz, która w Pogoni ciągle się nie zmienia. To tempo gry. Szczecinianie chcą błyskawicznie przenosić piłkę pod bramkę rywali i hamulca nie wcisnęli nawet przy pięciobramkowym prowadzeniu z Ruchem Chorzów. Pogoń zapewniła kibicom na stadionie spektakularne show, ale trzeba zaznaczyć, że w piątkowy wieczór byli wyjątkowo skuteczni. Nie zawsze trafi się do siatki 5 razy z 6 strzałów celnych. Co ciekawe, to Ruch oddał więcej uderzeń. Gospodarze tworzyli sytuacje, ale nie zadbali o zabezpieczenie własnej bramki. W minionej kolejce skończyło się bez żadnych konsekwencji, natomiast za niedługo znany nam wszystkim problem może wrócić.
Pogoń Szczecin 5:0 Ruch Chorzów
Goncalo Feio zneutralizował Raków, ale to nie wystarczyło na zwycięstwo
Wszystkie kluby Ekstraklasy (o ile nie rozgrywany jest Puchar Polski) grają już tylko od poniedziałku do piątku, ale w środku tego tygodnia działo się na Łazienkowskiej. Przygodę z Legią zakończył Kosta Runjaic, a stery po nim objął Goncalo Feio. Portugalski szkoleniowiec w debiucie mierzył się z Rakowem Częstochowa, w którym od stycznia 2020 do lipca 2022 roku był asystentem Marka Papszuna. Dawid Szwarga jest kontynuatorem myśli poprzednika, więc Feio nadal jak mało kto zna zespół spod Jasnej Góry i jest świadomy ich słabych i mocnych stron. Do Częstochowy pojechał więc z zamiarem zneutralizowania rywali i zrobił to bardzo dobrze.
Jakie założenia w strategii na to spotkanie przyjął Goncalo Feio? Sam trener Legii zdradził trochę w wywiadzie w programie Liga+ na Canal+. Legia chciała unikać średniego pressingu, aby kontrolować przestrzeń za linią obrony, ale jednocześnie nie cofać się do zbyt głębokiej defensywy. Ich zamiarem było również zamknięcie środka (bronili w systemie 5-3-2), ponieważ to tam Raków jest najgroźniejszy i ustawia wielu zawodników. Przez około godzinę mecz układał się dla Legii idealnie. Szybko strzelili bramkę i świetnie bronili pozwalając gospodarzom na zaledwie 2 strzały. Pod koniec meczu jednak cofnęli się zbyt głęboko, obrońcy zostali wystawieni na próbę i standardowo nie dowieźli.
Raków Częstochowa 1:1 Legia Warszawa
Marcin Matysiak wykorzystał szansę od ŁKS-u i przedstawił się kibicom Ekstraklasy
ŁKS wygrywając z Radomiakiem (3:2) na własnym stadionie opuścił ostatnie miejsce w tabeli, natomiast strata do bezpiecznej strefy nadal jest na tyle duża (8 pkt), że utrzymanie jest bardzo odległym celem. Zawodnicy łodzian dzięki dobrej postawie mogą jednak liczyć, że latem zgłoszą się po nich lepsze kluby i pozostaną na poziomie Ekstraklasy. Z bardzo dobrej strony pokazuje się trener zespołu, Marcin Matysiak. 40-latek poprowadził zespół w 8 meczach i zdobył w nich 11 punktów, co jest ponad połową dorobku drużyny w obecnym sezonie. Trzy zwycięstwa to również więcej niż odnieśli jego poprzednicy w 20 spotkaniach. Średnia punktów łodzian pod wodzą obecnego trenera wynosi 1,38 pkt/mecz, co w perspektywie całego sezonu dałoby środek tabeli (oczywiście, 8 meczów to bardzo mała próbka).
Matysiak prawdopodobnie poprowadzi ŁKS w 1. Lidze w przyszłym sezonie, natomiast osoby zarządzające ekstraklasowymi klubami na pewno zapamiętają jego nazwisko i będą śledzić jego losy, ponieważ ŁKS nie tylko zaczął lepiej punktować, ale także lepiej grać. W meczu z Radomiakiem to oni byli zespołem lepszym, który od początku spotkania przejął inicjatywę i tworzył sytuacje. Marcin Matysiak wyciągnął z tego zespołu potencjał, którego nie potrafili uwidocznić wcześniej Piotr Stokowiec oraz Kazimierz Moskal (choć on w rundzie jesiennej dysponował gorszą kadrą).
Jagiellonia nie wytrzymała presji
Jagiellonia do meczu z Cracovią przystępowała po tym, jak Lech przegrał z Puszczą, a Raków z Legią zabrali sobie nawzajem punkty (później przegrał jeszcze Śląsk). Trenerzy zespołów, które niespodziewanie włączają się do walki o najwyższe cele zawsze tonują nastroje i na konferencjach prasowych podkreślają, że skupiają się tylko na następnym meczu. Jagiellonia znalazła się już jednak w takiej pozycji, że do niedzielnego spotkania przystępowała pod presją. To oni przejęli już pałeczkę faworyta do zdobycia tytułu, piłkarzy przywitała imponująca kartoniada przygotowana przez kibiców, a zwycięstwem mogliby jeszcze bardziej odskoczyć konkurencji. Zespół Adriana Siemieńca nie wytrzymał jednak presji i przegrał na własnym boisku z Cracovią (1:3).
Wprawdzie w przypadku Pasów zadziałał efekt nowej miotły, ponieważ w pierwszym meczu po zwolnieniu Jacka Zielińskiego zespół wyglądał na o wiele bardziej energiczny i grający na wyższej intensywności, jednak zespół z Podlasia może mieć pretensje sam do siebie, bowiem sami sobie utrudnili mecz. Przy prowadzeniu 1:0, już w 16. minucie czerwoną kartkę otrzymał Adrian Dieguez, a pod koniec pierwszej połowy rzutu karnego na wyrównanie stanu meczu nie wykorzystał Afimico Pululu. Adrian Siemieniec musi teraz trafić przede wszystkim do głów piłkarzy. W takich momentach to nastawienie jest najważniejsze.
Jagiellonia Białystok 1:3 Cracovia
Co jeszcze wydarzyło się w 28. kolejce Ekstraklasy?
- Rafał Gikiewicz zachował czwarte czyste konto w ósmym meczu Ekstraklasy, a Mateusz Kochalski – szóste w dziesiątym meczu na wiosnę. Stal w Mielcu bezbramkowo zremisowała z Widzewem.
- Śląsk nie wykorzystał potknięcia Jagiellonii przegrywając na wyjeździe z Górnikiem Zabrze (0:2). Zespół Jana Urbana traci już tylko 3 punkty do podium.
- Piast Gliwice wygrał drugi mecz tej wiosny w Ekstraklasie (2:0 z Zagłębiem u siebie), dzięki czemu powiększył przewagę nad strefą spadkową do 5 punktów.
- Lech Poznań raz podłącza się do walki o tytuł, żeby chwilę później spektakularnie się poślizgnąć. Tuż po porażce w wyjazdowym meczu z Puszczą (1:2) kibice „zaprosili” piłkarzy i trenera na „rozmowę motywacyjną”. Media spekulują, że Mariusz Rumak za niedługo pożegna się z pracą.
- Puszcza w meczu z Lechem zaimponowała golem strzelonym po pomysłowym rozwiązaniu rzutu wolnego. Warto zobaczyć.
Żegnamy się podsyłając układ tabeli Ekstraklasy i zapraszamy na kolejne podsumowanie za tydzień.