Lech Poznań – aktualny Mistrz Polski – mierzył się z Legią Warszawa, by rozstrzygnąć, do której z ekip trafi Superpuchar Polski. Okazało się, że tym razem górą była drużyna Wojskowych, która wygrała 2:1. Co zadecydowało o jej wyższości, kto rozczarował, a kogo należy pochwalić? Odpowiedzi w naszych wnioskach po tym spotkaniu!
1. Wszołek mistrzem główek!
Mecz o Superpuchar Polski był wyrównany, a obie drużyny świetnie zabezpieczały otoczenie swojej bramki. O sukcesie decydowały więc detale i elementy, w których niektórzy z zawodników byli po prostu najlepsi na boisku. Tak było w przypadku Pawła Wszołka, którego umiejętność uderzania piłki głową była największym zagrożeniem dla Lecha Poznań. Pierwszy taki strzał zdołał obronić Bartosz Mrozek.
Wyciągnął się jak struuuna Bartosz Mrozek!
— TVP SPORT (@sport_tvppl) July 13, 2025
🔴📲 Oglądaj #LPOLEG 👉 https://t.co/RAXEbdKbU4 pic.twitter.com/SzdoD6bKiQ
Przy kolejnej próbie piłkarz Legii wpisał się już na listę strzelców. Nie dość że w obu sytuacjach uderzał niemal perfekcyjnie, bardzo blisko słupka, to jeszcze dochodził do główek pomimo niesprzyjających okoliczności. Było to najlepiej widoczne w sytuacji bramkowej, gdzie Wszołek wcale nie otrzymał wyśmienitego dośrodkowania. Musiał dać z siebie wszystko, by w ogóle wygrać pojedynek w powietrzu, nie mówiąc już o skierowaniu piłki we właściwą stronę. Udało mu się to jednak, za co powinna być mu wdzięczna cała drużyna. Posiadanie w składzie takich piłkarzy okazuje się bowiem bezcenne, gdy w trudnych meczach błysk geniuszu jednego zawodnika może przynieść zwycięstwo całej drużynie.
Poleciał Paweł Wszołek w polu karnym!
— TVP SPORT (@sport_tvppl) July 13, 2025
Legia prowadzi w Poznaniu!
🔴📲 Oglądaj #LPOLEG 👉 https://t.co/RAXEbdKbU4 pic.twitter.com/cPsWohtc7f
2. Lech rozczarował na prawym stronie
Po sprowadzeniu do drużyny z Poznania Roberta Gumnego śmiało można byłoby powiedzieć, że Kolejorz ma najlepszą obsadę prawej obrony w całej Polsce. Po tej stronie w Poznaniu grają bowiem nie tylko wspomniany przed chwilą nowy nabytek klubu, ale także Joel Pereira. Tym razem żaden z nich nie udowodnił jednak, że te zachwyty są uzasadnione. Gumny grał wyżej i próbował dośrodkowań, ale często były one niedokładne. 27-latek czasem podawał za plecy, a czasem kierował futbolówkę prosto do bramkarza rywali. Z kolei Pereira starał się wspierać go, grając za nim lub schodząc do środka pola, ale także był mocno bezbarwny. Zanotował jedno kapitalne dośrodkowanie, którego adresatem był Bryan Fiabema, a poza tym nie był w stanie pokazać swoich największych atutów. Dobrze wykonywał rzuty rożne, ale mógł mieć sobie sporo do zarzucenia w pozostałych elementach gry.
Oczywiście nie oznacza to, że po tej stronie boiska w Lechu nic się nie działo. Prawe skrzydło było dość aktywne, ale można było spodziewać się po nim jeszcze więcej. Często była to bowiem aktywność obiecująca, ale kończąca się rozczarowującymi błędami. Duetowi Gumny-Pereira wciąż więc sporo brakuje, by faktycznie zasłużyć na miano najlepszych Ekstraklasowiczów po tej stronie boiska.
3. Legia miała nie tylko jakość, ale i szczęście
Legia do przerwy prowadziła 2:0, bo wykorzystała 2 sytuacje, które udało się jej wykreować. Generalnie jednak drużyna ze stolicy wcale nie oddała wielu strzałów i nie miała wielu szans na strzelenie kolejnych goli. Tak naprawdę mecz mógłby ułożyć się zupełnie inaczej, gdyby z równie dobrą skutecznością swoje akcje finalizował Lech. Gospodarze byli pod tym względem wyraźnie gorsi od swoich przeciwników i zamiast kierować piłkę do siatki, obijali nią obramowanie bramki. Raz Mikael Ishak trafił w poprzeczkę, a później po dośrodkowaniu z rzutu rożnego to samo zrobił Antonio Milić. W obu sytuacjach brakowało dosłownie kilku centymetrów, by Lech zmienił rezultat spotkania na swoją korzyść. Drużyna Nielsa Frederiksena mogła być więc zła, że gdy już dochodziła do okazji, tak mało brakowało jej do szczęścia. Z kolei Legia musi wiedzieć, że co prawda zagrała bardzo dobre spotkanie, ale gdyby nie sprzyjający jej los, wcale nie musiała go wygrać.
4. Superpuchar naprawdę był super!
Przy okazji takich meczów zawsze pojawia się obawa, że drużyny podejdą do sprawy nie do końca poważnie i potraktują rywalizację o Superpuchar jak kolejny sparing. Tak się jednak nie stało, a po obu stronach widać było zaangażowanie i determinację, by zdobyć pierwsze trofeum po letniej przerwie. Nawet dwubramkowe prowadzenie Legii do przerwy nie popsuło widowiska, bo w drugiej połowie Lech robił wszystko, by wrócić do meczu. Udało mu się zdobyć bramkę kontaktową w 81. minucie, co tylko poprawiło widowisko. Generalnie Lech w drugiej połowie był już znacznie lepszą drużyną, dzięki czemu aż do ostatnich chwil Legia nie mogła być pewna triumfu, a kibice oglądali mecz z wypiekami na twarzy. Widowisko było świetne, a atmosfera na trybunach tylko sprzyjała odczuwaniu piłkarskich emocji. Taki Superpuchar aż chce się oglądać!