Czy po katastrofalnym starciu przeciwko Słowenii i słabym z Arabią Saudyjską mogliśmy wierzyć w pokonanie Hiszpanii? Polscy szczypiorniści stanęli przed niezwykle trudnym zadaniem i wydawało się, że są skazani na pożarcie. Rywal to przecież aktualni wicemistrzowie Europy i trzecia drużyna mistrzostw świata z 2021 roku. Tymczasem biało-czerwoni, czując, że nie mają już wiele do stracenia, rozegrali zaskakująco solidne zawody, nie pękając przed faworyzowanym przeciwnikiem.
To było zupełnie inne starcie niż dwa wcześniejsze
Jasne, nasza gra miała mankamenty. Nie potrafiliśmy grać w przewadze, zmarnowaliśmy wiele świetnych okazji na zwieńczenie dogodnych szans. Długo utrzymywaliśmy minimalną, jednobramkową stratę do Hiszpanii, do przerwy przegrywając jedynie 15:16. Ba! Po wznowieniu gry mieliśmy szansę wyjść na prowadzenie, ale zabrakło skuteczności.
W bramce bardzo dobrze prezentował się dziś Mateusz Kornecki, udane zawody rozgrywali także Czuwara, Sićko, Jędraszczyk. Przy karnych pewnością siebie błyszczał Moryto. Jakże inaczej oglądało się tak dysponowanych Polaków i jednocześnie mogliśmy cieszyć się, że w końcu gramy na miarę oczekiwań i smucić, że takiej postawy zabrakło we wcześniejszych starciach. Graliśmy jak równy z równym przeciwko jednej z najlepszych nacji świata, ale do odniesienia zwycięstwa zabrakło nam zimnej krwi w końcówce, większej skuteczności w ataku pozycyjnym.
Mecz z Hiszpanią nie przyniósł wstydu, ale finalnie przegrywamy i tracimy szansę na ćwierćfinał. 23:27 to jednocześnie niezły wynik — bo przed meczem mogliśmy spodziewać się gorszego rezultatu, ale i niedosyt, bo czuć było, że rywal jest dziś do ogrania. Dostaliśmy również jasną informację, że na tym turnieju nie pokazaliśmy z siebie wszystkiego. Nie jesteśmy tak słabi, jak mogło wskazywać chociażby starcie ze Słowenią, ale cel, jakim miał być ćwierćfinał, nie został zrealizowany.