Na Old Trafford przyjechała Aston Villa. Drużyna Unaia Emery’ego pnie się w górę tabeli i włączyła się do walki o europejskie puchary w przyszłym sezonie. Ponadto w pierwszym spotkaniu tych drużyn, które dla hiszpańskiego trenera było debiutem to zespół z Birmingham okazał się lepszy i ograł „Czerwone Diabły” 3:1. Drużyna Erika ten Haga nie miała w takim razie łatwego zadania, jednak oni na swoim stadionie jeszcze ani razu nie przegrali w tym roku. Obie drużyny miały o co grać. Wyszły na mecz z planem i w Teatrze Marzeń dostaliśmy nie byle jakie widowisko.
Duża intensywność w grze z obu stron
Aston Villa wiedziała, że nie będzie mieć w swoim posiadaniu zbyt często piłki. Jednak nie przeszkadza im to, aby grać jak równy z równym z rywalem pokroju Manchesteru United. „Czerwone Diabły” tworzyły sobie okazje, próbowali także długich podań za linię obrony, lecz dobrze w wychodzeniu z bramki spisywał się Emilliano Martinez. Goście swoje okazje mieli, lecz brakowało konkretów. Nie było ich zbyt wiele, lecz było w zachowaniu piłkarzy Unaia Emery’ego widać pomysł i przekonanie o swojej wartości. Nie przyjechali się poddać i ukłonić przed swoimi rywalami. Potrafili cierpieć na boisku przy jednoczesnym szukaniu swoich okazji. Swoją okazję na gola zamienił w 39. minucie Bruno Fernandes i dał swojej drużynie zasłużone prowadzenie. Obie drużyny grały bardzo żywiołowo i ofensywnie, lecz większą jakością posiadali gospodarze i to oni na przerwę schodzili prowadząc.
Próba zabicia meczu
Gra Aston Villi znacząco się nie zmieniła. Tak jak w pierwszej połowie od czasu do czasu pojawiała się w polu karnym Davida De Gei. Również tak jak w pierwszej części spotkania oddawała pole gry i dosyć łatwo pozwalała na stwarzanie sytuacji przez graczy Manchesteru United. Zespół Erika ten Haga próbował zabić ten mecz. Coraz to więcej ataków, lecz często nie dawały one goli. Były często niemrawe i mało konkretne. Zdecydowanie lepiej zabić mecz potrafi inna drużyna z Manchesteru prowadzona przez Pepa Guardiolę. Jednak „Obywatele” robią to prowadząc co najmniej trzema bramkami i po prostu zwiększają posiadanie piłki nie pozwalając swoim rywalom na zbyt wiele.
W tym meczu wynik był cały czas nerwowy, brakowało drugiego gola, a widmo stracenia punktu wisiało nad Old Trafford. Na szczęście dla drużyny Erika ten Haga zwycięstwo udało się dowieść. Wymęczone? Nie, lecz o całkowitej kontroli szczególnie w końcówce spotkania z pewnością mówić nie można. Bardziej o braku wykorzystania swoich okazji. Wynik niekoniecznie oddaje przebieg tego co działo się na boisku. Najważniejsze z punktu widzenia kibica Manchesteru United jest to, że trzy punkty zostają w Teatrze Marzeń. Cieszyć może przede wszystkim czyste konto, ponieważ był to pierwszy mecz Aston Villi pod wodzą Unaia Emery’ego, w którym zespół nie trafił do siatki.
Manchester United 1:0 Aston Villa (Bruno Fernandes)
autor: Mateusz Topolski
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej