Widzew Łódź jako beniaminek Ekstraklasy zbiera na razie więcej pochwał niż punktów. Cztery „oczka” w pięciu meczach to nie jest najlepszy wynik, aczkolwiek analizując przebieg poszczególnych spotkań śmiało możemy powiedzieć, że zespół Janusza Niedźwiedzia zasłużył na więcej. Porażka z Pogonią? Łodzianie wcale nie byli gorsi. Z Lechią? To samo. Dopiero wczoraj Legia sprawiła, że Widzew nie mógł grać swojej gry.
Dylemat beniaminka
Po awansie do Ekstraklasy (ale nie tylko, generalnie do wyższej ligi) zespół zawsze staje przed dylematem – trzymać się sposobu gry, który zapewnił awans, czy dostosować się do nowych realiów grając bardziej pragmatycznie i skupiając się na zabezpieczeniu tyłów. Janusz Niedźwiedź nie chce zerwać ze swoją filozofią. Widzew stara się grać odważnie, ofensywnie i kombinacyjnie. W oczy rzuca się przede wszystkim chęć budowania ataków od własnej bramki, nawet pomimo wysokiego pressingu rywala. Świetnie wyglądało to zwłaszcza w meczu 1. kolejki z Pogonią Szczecin, kiedy futbolówka chodziła jak po sznurku. Dopiero Legia we wczorajszym meczu wytrąciła łodzianom z rąk ten atut. Widzew nie był w stanie wyjść spod pressingu rywali i często oddawał piłkę, co prowadziło do kontrolowania przebiegu spotkania przez Legionistów.
W wywiadzie pomeczowym w studiu Canal+ Janusz Niedźwiedź deklarował, że jego zespół nie odejdzie od gry, za którą zbiera tyle pochwał na początku sezonu. W większości przypadków taki upór trenera prowadzi do szybkiego zwolnienia lub – przy zaufaniu i cierpliwości działaczy – do spadku. Patrząc jednak na Widzew teza, że trwanie przy swojej filozofii przyniesie więcej korzyści niż zmiana podejścia jest do obronienia.
Widzew to drużyna, która ma wypracowane pewne zachowania
Janusz Niedźwiedź pracę przy al. Piłsudskiego rozpoczął w lipcu ubiegłego roku. Na samym początku kadencji wybrał ustawienie 3-4-2-1 i przez cały czas je szlifuje. Z wyjściowej jedenastki, która wyszła na boisko w ostatnim meczu w Fortuna 1. Lidze dziś w Widzewie nie ma tylko jednego zawodnika – środkowego obrońcy Krystiana Nowaka. Podstawowy skład, który wywalczył awans został i teraz stanowi o sile zespołu w Ekstraklasie. Oczywiście, pojawiły się wzmocnienia.
Do linii defensywnej doszło dwóch nowych zawodników – pozyskani ze Stali Mielec Bohdan Chorbadziyski i Mateusz Żyro. Na granicy pierwszego podstawowego składu balansują natomiast środkowy pomocnik Juljan Shehu i napastnik Jordi Sanchez. Widzew nie przeszedł takiej przemiany, jak choćby Miedź. Zawodnicy, którzy są w klubie przyzwyczaili się już do systemu i filozofii gry Janusza Niedźwiedzia. Nawet nowi środkowi obrońcy poprzedni sezon spędzili w podobnych warunkach. Stal Mielec jako zespół skazywany na pożarcie również od czasu do czasu próbował budować akcje od własnej bramki, więc stoperzy często byli odpowiedzialni za rozegranie pod pressingiem.
Ustawienie 3-4-2-1, które stosuje od poprzedniego sezonu Widzew pasuje do charakterystyki piłkarzy, którzy znajdują się w kadrze. W tym systemie ważne jest posiadanie dobrych technicznie, mobilnych i wszechstronnych „10-tek” podwieszonych pod napastnika. Letniowski, Terpiłowski oraz Pawłowski, który częściej pełni jednak rolę „9-tki” wpisują się w taki profil. Widać to w szybkich atakach Widzewa. Ponadto przy ustawieniu z trójką środkowych obrońców dzięki posiadaniu dodatkowego zawodnika w fazie rozegrania piłki od własnej bramki łatwiej o skuteczne wychodzenie spod pressingu, co jest podstawowym elementem gry Widzewa. Pewnym mankamentem zespołu Janusza Niedźwiedzia w wielu meczach może być brak z przodu zawodnika, do którego można zaadresować dalekie podanie. Napisaliśmy „w wielu meczach”, ponieważ rolę takiego target mana może pełnić Jordi Sanchez, który na razie przegrywa rywalizację na środku ataku z Pawłowskim.
Korekty taktyczne
W niedawno wyemitowanym odcinku Foot Trucka Bartłomiej Pawłowski, który pracował z Januszem Niedźwiedziem na początku swojej kariery mówił, że trener zaczął zwracać większą uwagę na dostosowanie się do przeciwnika. Sam szkoleniowiec Widzewa uznawany jest przez środowisko jako jeden z najlepiej rozumiejących aspekty taktyczne trener. Sam Pawłowski dodał – z pewnością nieco kurtuazyjnie, ale ziarno prawdy pewnie w tym jest – że trenera Niedźwiedzia nie da się ograć taktycznie. Patrząc na przebieg meczu z Legią możemy śmiało powiedzieć, że Runjaiciowi się to udało. Z drugiej strony, Niedźwiedź w przerwie zareagował przeprowadzając dwie zmiany i po zmianie stron jego zespół prezentował się znacznie lepiej. Być może było to spowodowane wynikiem meczu, który determinował sposób gry obu zespołów, jednak znając Kostę Runjaicia możemy zakładać, że chciał, aby jego zespół kontrolował spotkanie z piłką przy nodze. A tak nie było.
Widzew Łódź nie jest w tak złej sytuacji, aby przejść na grę prostszymi środkami.
Pomimo skromnej zdobyczy punktowej sama gra jest na tyle pozytywna, że cały czas można mieć nadzieję, że z czasem uda się to przekuć w konkrety. Dotychczas tylko Wisła Płock stworzyła sobie więcej „dużych okazji”, ale w Widzewie szwankuje skuteczność, bo żaden zespół nie zmarnował więcej takich sytuacji. Gole oczekiwane? Również lepsza tylko Wisła Płock. Można podnosić argument o liczbie straconych bramek, bo obecnie tylko Warta i Miedź są w tym aspekcie gorsze. Niemniej jednak, aż 4 z 7 goli stracili po uderzeniach zza pola karnego, gdzie rywale popisywali się bardzo dobrym, precyzyjnym strzałem. W xGC/mecz (oczekiwane gole tracone/mecz) Widzew zajmuje 9. miejsce.
Wynik często mylnie kreuje narrację. W przypadku Widzewa liczby mówią, że dobrze wprowadzili się do Ekstraklasy, ale brakuje im skuteczności i szczęścia. Te same wnioski można wyciągnąć oglądając mecze tego zespołu dorzucając do tych czynników jeszcze brak doświadczenia. Zgodnie z logiką ekipa Janusza Niedźwiedzia za niedługo powinna się odbić, ale wiemy, że futbol – a już zwłaszcza ten w ekstraklasowym wydaniu – często jest jej jednak pozbawiony.