Widzew ratuje remis z Wisłą Płock! Gol w 90+6 minucie

Do Płocka przyjechał Widzew Łódź, czyli zespół, któremu jesienią udało się pokonać „Nafciarzy”. Było to 27 sierpnia zeszłego roku i od tamtego czasu sporo się w obu drużynach pozmieniało. Widzew stał się rewelacją sezonu i jednym z najlepszych beniaminków w historii Ekstraklasy, natomiast Wisła Płock z drużyny, którą wielu widziało na szczycie tabeli, zamieniła się w drużynę, która zaliczyła serię porażek i musi zadowalać się miejscem w środku ligowej stawki. Zarówno Wisła jak i Widzew na wiosnę wygrały tylko raz. Drużyna Janusza Niedźwiedzia potrzebowała zwycięstw jeśli jeszcze myśli o trzecim miejscu na koniec sezonu. Natomiast Wiśle zwycięstwo dawało ucieczkę od możliwego dołączenia do grupy drużyn zagrożonych spadkiem.

Konkretna i skuteczna Wisła

Początek pierwszej połowy był bardzo ospały w wykonaniu obu drużyn, tak jakby zespoły chciały rozpoznać teren i zobaczyć możliwości rywala. Jednak im dłużej trwała pierwsza połowa, tym bardziej obie drużyny zaczęły tworzyć więcej sytuacji, kreować dla siebie dogodne akcje. Goście głównie za sprawą Bartłomieja Pawłowskiego, przez którego musiała przechodzić wręcz każda akcja. „Nafciarze” z kolei tworzyli zagrożenie bocznymi sektorami, wręcz katowali Widzew dośrodkowaniami, jednak do czasu. Gdy zauważyli, że to zbytnio nie działa, spróbowali swoich sił w środku pola. Dominik Furman, Mateusz Szwoch i Rafał Wolski przejęli odpowiedzialność. Ten trzeci w 40. minucie pokonał Henricha Ravasa po podaniu tego drugiego.

REKLAMA

Pierwsza połowa padła łupem gospodarzy, lecz Widzew zbytnio nie odstawał poziomem gry od swoich rywali, natomiast mało dawał konkretów w ofensywie. Wisła po prostu była bardziej skuteczna. Zdominowała środek pola i grała na większej intensywności, z którą sobie zbytnio nie radził zespół Janusza Niedźwiedzia. Druga połowa była bardzo wyrachowana w wykonaniu gospodarzy. Oddali piłkę i kontrolowali przebieg wydarzeń na boisku, nie pozwalając na zbyt wiele groźnych ataków „Widzewiaków”. Goście nie sprawiali wrażenia drużyny, która potrafi wykorzystać tego, że więcej utrzymują się przy piłce. W piłce nożnej gra się jednak do końca, a 9 doliczonych minut było idealną okazją na odwrócenie losów spotkania. W doliczonym czasie bohaterem Widzewa został Jordi Sánchez, który najlepiej odnalazł się w polu karnym Wisły.

źródło: twitter/CANALPLUS_SPORT

Widzew uzależniony od Pawłowskiego

Od dłuższego czasu widać, że w Widzewie jest problem uzależnienia się od jednego piłkarza – Bartłomieja Pawłowskiego. O ile w pierwszej części sezonu, aż tak tego nie było widać, choćby ze względu na brak znajomości możliwości, jakie Widzew może zaprezentować, to na wiosnę jest to bardzo, ale to bardzo widoczne. Drużyna Janusza Niedźwiedzia nie potrafi wykreować groźnych okazji bez Polaka. Nie ma zawodnika poza nim, który chciałby się czymś wyróżnić, wziąć ciężar gry na siebie. Było to bardzo widoczne w drugiej połowie tego meczu. Gospodarze się cofnęli, oddając piłkę rywalom. Wyczekiwali kontrataków i skutecznie bronili. Widzew nie potrafił tego wykorzystać, aż do doliczonego czasu.

Łatwo zauważyć, że w maszynie Janusza Niedźwiedzia coś się zacięło, nie ma tej przebojowości i agresji, z jakiej dał się poznać Widzew w tym sezonie. Nie ma także zbytnio pomysłu na grę, wszyscy są zaspani i apatyczni. Dodatkowo obrona już nie jest taka szczelna jak na początku sezonu, obrońcy elektryczni i niepewni, a także Henrich Ravas spuścił z tonu i już nie prezentuje takiej formy, z jakiej pokazywał się na początku sezonu. Jeszcze chyba za wcześnie na Widzew, jeśli chodzi o walkę o europejskie puchary. Pierwsza ósemka to jak najbardziej będzie dobry wynik, z którego włodarze RTS-u powinni być zadowoleni. Dziś udało się uratować remis, ale przecież to strata dwóch punktów do Pogoni Szczecin.

Wisła Płock – Widzew 1:1 (Wolski 40 – Jordi Sánchez 90+6)

Aut. Mateusz Topolski

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,722FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ