West Ham – klub, który uczy, że futbol to coś więcej niż piłka

„Bo mamy bańki” – taka odpowiedź działa, gdy rozmówca ma pięć lat. No więc… co właściwie wyróżnia West Ham? Co czyni fanów wyjątkowymi, innymi od reszty? Czy tacy rzeczywiście są?

Kiedy dorastali dziś już starsi kibice, wszystko kręciło się wokół dnia meczowego na Upton Park. Te zapachy, ten dreszcz emocji, ta świadomość, że jesteś w miejscu, które znaczy naprawdę wiele. To był ich dom. Świątynia, do której pielgrzymowali. Byli blisko drużyny – i dosłownie, i w przenośni.

REKLAMA

Na boisku biegali bohaterowie jak Dicks czy Di Canio, ale też zawodnicy z charakterem, z którymi łatwo było się utożsamić. Mad Dog, John Moncur, Steve Potts, Tony Cottee, Alvin Martin. Do tego młodych nigdy nie brakowało – Lampard, Ferdinand, Joe Cole, Mark Noble. Czuło się, jakby piłkarze byli jednymi z trybun, którzy po prostu założyli koszulkę. Dlatego kibice trwali przy swoim klubie dumni, że to właśnie oni byli „akademią futbolu”.

Pasjonaci Młotów też mieli swój niepowtarzalny styl. Wszędzie pełno dowcipnych, głośnych postaci, szczególnie na „chicken run”. Wygrywali, przegrywali– nieważne. Zawsze śpiewaldo końca i nie mogli pojąć, jak ktoś może wyjść minutę przed ostatnim gwizdkiem. Byli jednością.

„West Ham” zawsze znaczył jedno – charakter

Charakter na boisku i na trybunach. Prawdziwa rodzina, która ciężko pracuje, potrafi się bawić i wspierać nawzajem. Nawet gdy grali słabo, i tak kibice stali za drużyną murem. Dzieci nie potrzebowały, by rodzice tłumaczyli im, dlaczego mają kibicować The Hammers. To było oczywiste.

A dziś? Gdzie się podział ten charakter?

Gdzie ta więź między fanami a zespołem? Dziś to przepaść. Publiczność nie jest już „akademią futbolu”. Jeśli już, to akademią obojętności. Na trybunach ciszej niż kiedyś, a wielu najwierniejszych sympatyków siedzi tak daleko od murawy, że ich śpiewy giną. Najlepsze miejsca zajmują ludzie, którzy mają pieniądze, ale niekoniecznie ochotę, żeby śpiewać. Zamiast emocji – szaliki „half and half”. Zamiast humoru i luzu – grzeczna, wyciszona publika.

To prowadzi do pytania: kim właściwie rodzina West Hamu jest dzisiaj? Jeśli Młoty nadal chcą być „rodzinnym klubem” – to niech pokażą to w praktyce

  • Obniżą ceny biletów dla dzieci
  • Dadzą ulgę starszym fanom, którzy wspierali ich od dekad
  • Jeśli mają być znów „akademią futbolu” – to klub powinien dać minuty młodym, a nie wrzucać ich na boisko tylko w doliczonym czasie gry. Niech naprawdę czują, że są częścią zespołu
  • Jeśli Młoty opierają się na „charakterze i wartościach” – to muszą nagradzać zawodników, którzy zostawiają zdrowie na boisku
  • Testimonial dla piłkarza z prawie dziesięcioletnim stażem powinien być oczywistością
  • Jeśli chcą być „dumą wschodniego Londynu” – to czas znów postawić na głośnych, oddanych kibiców bliżej murawy. Stworzyć sektor do śpiewania, może trybunę do bezpiecznego stania
  • Niech pokażą, że fan to nie klient, tylko współwłaściciel tej całej historii

Jeszcze nie wszystko stracone. Wciąż West Ham ma ogromną bazę kibiców. Ale jeśli klub nie odkryje na nowo tego, co czyni go wyjątkowym…jeśli nie postawi na tożsamość, więź i dumę, to za kilka lat będzie coraz trudniej przekonać dzieci – nasze i ich dzieci – żeby kibicowały właśnie temu klubowi. Bo bąbelki z mydła to jednak trochę za mało.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    137,201FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ