Vinicius i Benzema ponownie katami Valencii – podsumowanie 20. kolejki La Liga

Duet Benzema&Vinicius powrócił i dokonał egzekucji na Valencii. Barcelona znowu dała sobie wyrwać zwycięstwo w końcówce. Atletico zremisowało z Villarrealem po zaciętej rywalizacji. Levante z pierwszym zwycięstwem w lidze od 273 dni. Zapraszamy do lektury podsumowania 20. kolejki La Liga!

Real znowu bezlitosny dla Valencii

Podczas pierwszego spotkania tych drużyn we wrześniu, Valencia w roli gospodarza była bardzo blisko wygranej. Los Murcielagos prowadzili wtedy 1:0 aż do 86 minuty. Ale wtedy jak grom z jasnego nieba, na zespół Bordalasa spadli oni. Najpierw Vinicius, któremu asystował Benzema doprowadził do wyrównania. 2 minuty później to Brazylijczyk dogrywał Karimowi, który zdobył gola na wagę zwycięstwa. Wystarczyło, że gracze Valencii mrugnęli, a na tablicy widniał rezultat odwracający ich sytuację o 180 stopni. To nie był wybitny mecz Realu, ale liderzy Królewskich przybyli na ratunek w porę.

REKLAMA

Sobotni rewanż tych drużyn na Santiago Bernabeu wyglądał już zupełnie inaczej. To był występ Los Blancos o niemalże klinicznej perfekcji. Skuteczność Karima i Viniego w ataku, klasa Modricia i Kroosa w środku pola, pewność Courtois w bramce. Nawet rzut karny wykonywany przez Guedesa został zamieniony na gola dopiero za sprawą dobitki. Real zmiażdżył Valencię, która wcale nie grała jakoś wybitnie słabo. Po prostu ekipa Carletto była tego wieczoru poza zasięgiem jakiejkolwiek drużyny z La Ligi. Benzema z Viniciusem nie mieli żadnej litości i tym razem z kolei zamiast po golu i asyście, dopisali sobie po 2 gole na osobę. Bliżej było im do zabawy niż męczącego wysiłku. Czy taki Real da się w ogóle powstrzymać?

Duet Vinicius Jr i Karim Benzema zdobyli w tym sezonie więcej goli niż cały zespół FC Barcelony. Znamienne./@ESPN FC Twitter

Barcelona znowu się ośmiesza

Szczerze, czuję się niezwykle zmęczony i znudzony ciągłym powtarzaniem się tego samego scenariusza. Nie ma znaczenia czy to Barcelona z Messim, jeszcze z poprzedniego sezonu, czy obecna pełna braków kadrowych i umiejscowiona w zupełnie innej rzeczywistości. Efekty pozostają takie same. Barca dominuje, tworzy więcej sytuacji, w końcu zdobywa gola i wychodzi na prowadzenie. Potem wkradają się nerwy, zawodnicy psychicznie nie dają rady, zaczynają popełniać głupie błędy. I kiedy wydaje się, że nic złego nie może się już wydarzyć i Blaugrana dowiezie zwycięstwo… Jeden stały fragment gry, zamieszanie w polu karnym, strzał i mamy powtórkę z rozrywki. To wszystko zaczyna się ocierać o jakąś traumę, której zespół z Katalonii nie potrafi przezwyciężyć w głowie. Rozsypuje się jak zamek z piasku w kluczowym momencie. Nie potrafi bronić, zapomina o podstawach krycia, wybija piłkę na oślep. Zupełnie jak drużyna którą nie jest.

W takich momentach można się zastanawiać, czy wina za złe wyniki Barcy stała w aż tak dużej mierze po stronie Ronalda Koemana. W końcu o odpowiednie przygotowanie mentalne powinni zadbać w pierwszej kolejności klubowi psychologowie. Tymczasem obserwując zachowanie graczy, mam wrażenie że sam sztab nie czuje się najlepiej. Do tego nieustanne kontuzje i pomniejsze urazy zdrowotne. Minęło tyle czasu, a poziom przygotowania fizycznego w Barcelonie cały czas rozczarowuje. Jeśli te kluczowe dla poprawnego funkcjonowania drużyny aspekty, nie ulegną poprawie w najbliższych miesiącach, to Barca może zapomnieć o grze w Lidze Mistrzów.

Levante przełamuje rekordowo złą serię

273 dni, 27 spotkań, tony frustracji, bezsilności i gorzkiego smaku niepowodzenia. Można powiedzieć, że zdarzył się cud. Levante po najgorszej serii w historii La Ligi, zwyciężyło 2:0 z Mallorką na własnym stadionie. Pojawiły się łzy szczęścia, autentyczne wzruszenie i wewnętrzna radość. Piłkarze „Nietoperzów” czekali na ten moment od tak dawna, że pewnie zaczynali tracić już wiarę w sukces. Jednak nie poddali się i zrzucili kajdany przykuwające ich do dna tabeli. To może być punkt zwrotny dla Levante. Cały czas mają szansę uciec ze strefy spadkowej. Teraz, kiedy zdjęli niewidzialną klątwę, powinno im być znacznie lżej na sercu. Jeśli będą grać tak, jakby nie mieli nic do stracenia, to jestem przekonany że utrzymają się na właściwych torach.

Hit na Estadio de la Ceramica na remis

Mecz rozpędzonego Villarrealu i wciąż enigmatycznego Atletico zapowiadał się jako mecz kolejki i takim właśnie był. Zaczęło się od zaskakującego uderzenia Angela Correi z kilkudziesięciu metrów, które ku uciesze widzów znalazło drogę do siatki. Żółta Łódź Podwodna niedługo później otrzymała rzut karny za zagranie ręką. Z jedenastu metrów spudłował Moreno, a dobijał ręką Trigueros, więc gol nie został uznany. Gospodarze nie odpuszczali i w 29 minucie doprowadzili do wyrównania po dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Akcje obu zespołów były pełne dynamiki i mogliśmy oglądać rajdy od jednej bramki do drugiej. W końcu po sytuacji sam na sam, Alberto Moreno zapewnił prowadzenie Villarrealowi. Ekipa Emery’ego nie nacieszyła się nim jednak zbyt długo, gdyż niespełna 10 minut później do ponownego wyrównania doprowadził Kondogbia. Ten sam zawodnik w doliczonym czasie gry ujrzał czerwoną kartkę, ale mimo to wynik nie uległ już zmianie.

To był świetne widowisko, na bardzo wyrównanym poziomie i przepełnione ciekawymi zwrotami akcji. Znacznie mniej z końcowego rezultatu zadowoleni są zapewne obaj trenerzy. Doskonale wiedzą bowiem, że ich zespoły niezwłocznie potrzebują punktów. I choć remis pomiędzy sobą bez wątpienia uszanują, to w pełni usatysfakcjonowani być nie mogą.

Dzięki za uwagę, to wszystko w dzisiejszym podsumowaniu. Do usłyszenia w przyszłym tygodniu 😉

grafika: Zuzanna Twardosz/ZT Graphics

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,723FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ