Mecz ze Stalą Mielec miał zdecydowanego faworyta, a była nim Pogoń Szczecin. Ekipa Kosty Runjaicia po dwóch ostatnich zwycięstwach coraz odważniej spogląda w kierunku fotela lidera Ekstraklasy, a nadchodzące starcie Lecha z Lechią mogło okazać się idealną okazją, by odrobić straty do Kolejorza. Wystarczyło „tylko” wypunktować poczciwą Stal. Zadanie okazało się trudniejsze niż oczekiwano…
Początek spotkania był mocno niemrawy
Mimo to, wydaje się, że mecz układał się nieco bardziej po myśli przyjezdnej Pogoni. Szczecinianie, nawet gdy nie byli przy posiadaniu futbolówki, to Stal rzadko kiedy potrafiła dojść do sytuacji (a gdy doszła, na miejscu był Stipica). Oczywiście to zasługa kapitalnej gry defensywnej Portowców, która nie od dziś jest co najmniej godna podziwu. Mimo niezłego początku, od pewnego momentu gra zwyczajnie im się nie kleiła. Często kończyło się długim rozgrywaniem piłki na własnej połowie, a to raczej pretendentowi do mistrzostwa z tej klasy rywalem nie przystoi. Pierwsza odsłona na kolana nie powaliła.
Od początku drugiej części oglądaliśmy zdecydowanie szybszą drużynę gości
Efekt? Przyszedł natychmiastowo, pod bramką Strączka bywało gorąco i było jasne, iż minuty bez bramki są raczej już policzone. Na dodatek gorsza nie chciała być Stal, która w miarę swoich możliwości starała się odpowiadać na natarcia szczecinian. Tym samym nareszcie ten mecz się nam otworzył.
W następnych minutach mieliśmy już do czynienia z jednostronnym pojedynkiem. Pogoń nie dawała żadnych szans Stali, bramka Strączka była wręcz bombardowana! Miejscowi bronili prawie cały czas w jedenastu na własnej połowie, lecz mimo to „Portowcy” często dochodzili do sytuacji. W końcówce bramka gospodarzy była jak zaczarowana, ale albo bramkarz Stali popisał się fenomenalną paradą, albo Żyro ratował czyste konto. Szczęście Pogoni dziś zdecydowanie się nie trzymało, ale zawodnicy ze Szczecina i tak walczyli do końca.
To opłaciło się w samej końcówce
Kto? Oczywiście Vahan Bichakhchyan.
Znów wszedł z ławki, znów został bohaterem. W doliczonym czasie gry, dał Pogoni jakże cenne trafienie punkty. Nawet w Hollywood takiego scenariusza by chyba nie wymyślili… Pogoń przynajmniej na chwilę zasiada na tronie lidera Ekstraklasy, a kibice w Szczecinie mają swojego nowego idola.