Odkąd Carlo Ancelotti odszedł z Evertonu po sezonie 2020/21 po osiągnięciu 10. miejsca w tabeli z 59 punktami klub popadł nawet nie w przeciętność, a stał się zespołem, który musiał desperacko walczyć o utrzymanie. W następnym sezonie, pod wodzą najpierw Rafy Beniteza, a potem Franka Lamparda utrzymali się rzutem na taśmę zdobywając 39 punktów. W poprzednich rozgrywkach dorobek był jeszcze mniejszy (36 pkt), ale również udało się pod koniec uratować byt w Premier League, co z zespołem wywalczył już Sean Dyche. Obecnie Everton zapewnił sobie utrzymanie na trzy kolejki przed końcem, natomiast na ten sezon trzeba patrzeć o wiele bardziej optymistycznie.
Kontekst
Dlaczego utrzymanie w tym sezonie powinno się oceniać inaczej niż w poprzednich latach? Przede wszystkim – czynniki zewnętrzne spowodowały, że dla Evertonu były to trudniejsze rozgrywki. Kiedy we wrześniu Premier League podjęła decyzję o nałożeniu na klub kary w wysokości 10 ujemnych punktów wiele osób oczyma wyobraźni widziało już The Toffees w Championship. Sankcja została później zredukowana do 6 punktów, ale następnie Evertonowi zabrano kolejne dwa „oczka” (czyli finalny bilans to 8 ujemnych punktów). Gdyby dodać tą karę zespół Seana Dyche’a miałby dziś w ligowej tabeli 44 punkty. Nadal jest to wynik, któremu bliżej do walki o utrzymanie niż bardziej ambitnych celów, natomiast lepszy niż w poprzednich sezonach, i to już na trzy spotkania przed końcem sezonu.
Naruszanie zasad Premier League dotyczących zysku oraz zrównoważonego rozwoju w poprzednich latach oznacza, że Everton obecnie musi bardzo uważać na wydatki. Sean Dyche nie może więc liczyć na solidne wzmocnienia. Latem na Goodison Park przeprowadzono dwa gotówkowe transfery – za 25 mln euro ściągnięto Beto z Udinese, a połowę tej kwoty wydano na 19-letniego Chermitiego ze Sportingu. Łącznie obaj gracze ledwo przekroczyli 1 000 minut w Premier League, więc mimo dość sporych inwestycji jak na obecne możliwości klubu nie okazali się znaczącymi wzmocnieniami. Ponadto wypożyczono Arnauta Danjumę (nieporozumienie) oraz Jacka Harrisona (transakcja zdecydowanie na plus) oraz w ramach wolnego transferu podpisano kontrakt z 38-letnim Ashleyem Youngiem. Kadra Evertonu sugerowała walkę o utrzymanie.
Everton to czołowa defensywa ligi
Sean Dyche – jak to ma w zwyczaju – grę swojego zespołu oparł na solidnej defensywie. Everton po 35 rozegranych meczach ma 48 straconych goli. Średnia 1,37 przepuszczonych bramek na mecz jest całkiem przyzwoita, a może imponować tym bardziej, że w obecnym sezonie Premier League pada rekordowa liczba bramek. The Toffees pozostali jednym z niewielu zespołów, którzy w pierwszej kolejności stawiają na defensywę, a nie ofensywę. Dość powiedzieć, że w liczbie straconych bramek są czwartym zespołem ligi (za pierwszą trójką), a więcej czystych kont od nich (12) zachował tylko Arsenal (14). Wprawdzie wskaźnik oczekiwanych goli traconych (xGC) plasuje ich na 7. miejscu, to dzięki obronie i bramkarzowi są w stanie rzadziej wyciągać piłkę z siatki niż „powinni”. Jordan Pickford – według modelu post-shot xG – uchronił zespół przed 3,5 golami, a James Tarkowski i Jarrad Branthwaite (duet środkowych obrońców) są w pierwszej piątce ligi w liczbie zablokowanych strzałów.
Everton nie jest zespołem, który ogranicza się tylko do niskiej defensywy. Wręcz przeciwnie – jeśli tylko się da, próbują odebrać rywalowi piłkę w wysokim pressingu i taką strategię porzucają jedynie przeciwko zespołom, które bardzo płynnie potrafią wymieniać piłkę pod presją przeciwnika lub gdy bronią już wyniku. Więcej prób odbiorów w tercji ataku zanotował w tym sezonie tylko Tottenham, a częściej futbolówkę w tym sektorze odzyskują jedynie Manchester City i Liverpool. Sean Dyche świetnie zorganizował zespół bez piłki. Jego piłkarze potrafią bronić się blisko własnego pola karnego, przejąć posiadanie dzięki wysokiemu pressingowi, a także ustawić się w średnim bloku utrudniając przeciwnikom progresję i wyczuć moment na skok pressingowy. To są elementy, które stanowią solidny fundament, dzięki któremu Everton nie osunie się poniżej pewnego poziomu.
Wyjątkowa nieskuteczność
Aby szybciej zapomnieć o jakimkolwiek ryzyku spadku z Premier League Evertonowi zabrakło jakości po drugiej stronie boiska. W statystyce strzelonych goli wyprzedzają jedynie zdegradowane już do Championship Sheffield United. Problemem zespołu Seana Dyche’a nie był jednak brak kreowania sytuacji strzeleckich, a ogromna nieskuteczność. Naprawdę – trudno znaleźć zespół marnujący aż tyle szans w jednym sezonie. Według modelu goli oczekiwanych (xG) na stronie Understat Everton zasłużył na 57 bramek, czyli dokładnie 20 więcej niż zdobył w rzeczywistości. To rzecz jasna największe niedoszacowanie wśród wszystkich drużyn pięciu czołowych lig europejskich. O ile wiele zespołów wpada w dołki nieskuteczności na kilka tygodni, tak Everton tkwił w nim prawie cały sezon.
Ostatnie mecze Evertonu mogą jedynie umocnić w kibicach myśli „co by było gdyby…”. W kwietniu The Toffees wygrali wszystkie cztery domowe mecze nie tracąc ani jednej bramki. Sean Dyche po sobotnim zwycięstwie 1:0 z Brentford mówił, że podobnych spotkań w obecnym sezonie rozgrywali już wiele, ale wcześniej nie wychodzili z nich zwycięsko i trudno się z nim nie zgodzić. Everton przez cały sezon sprawiał lepsze wrażenie niż sugerowały suche liczby w postaci miejsca w tabeli, liczby punktów czy bilansu zwycięstw. Ich postawa na boisku bardziej zasługiwała na górną połowę tabeli niż walkę o utrzymanie. Piłkarze Seana Dyche’a nie potrafili jednak przełożyć solidnej gry na wyniki.
Everton jest w dobrych rękach
Zespół z Goodison Park obecnie wydaje się być w dobrych rękach. Choć w trakcie sezonu pojawiały się nieśmiałe głosy o wymianie trenera to rozpoczęcie nowych rozgrywek z inną osobą na ławce trenerskiej niż Sean Dyche byłoby skrajną głupotą ze strony osób zarządzających klubem. Według różnicy pomiędzy xG, a xGC w przeliczeniu na mecz Everton w tym sezonie wychodzi prawie na zero (-0,04), co jest znaczącą poprawą względem poprzednich dwóch sezonów (-0,54 i -0,37) i wynikiem lepszym nawet od tego w pełnym sezonie pracy Carlo Ancelottiego (-0,12).
Everton po raz pierwszy od odejścia Ancelottiego wygląda na zespół, który ma na siebie pomysł. Wie co chce grać, a na boisku jest drużyną poukładaną i dobrze zorganizowaną. Ma tożsamość i kibicom łatwiej się z nim identyfikować. Mimo że obecny sezon znów upłynął pod znakiem batalii o utrzymanie i uniknięcie najgorszego scenariusza, to tym razem przypieczętowanie pozostania w lidze na kolejny sezon odbyło się na solidnych fundamentach, nie tylko z nadzieją, ale i realną szansą, że w następnych rozgrywkach zespół będzie walczyć o wyższe cele.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej