Kiedy zatrudniali nowego trenera byli na szesnastym miejscu z jednym punktem przewagi nad strefą spadkową. Obecnie są na szóstej pozycji, z sześcioma „oczkami” straty do czwartego miejsca. Z drużyny skazanej na walkę o utrzymanie Unai Emery uczynił kandydata do gry w europejskich pucharach. Od kiedy Hiszpan trafił na Villa Park, lepiej punktują tylko Arsenal i Manchester City. Więcej goli strzeliły tylko trzy zespoły, a mniej straciło jedynie pięć. Sobotnie zwycięstwo z Newcastle było siódmym w ostatnich ośmiu meczach. Aston Villa obrała kurs na europejskie puchary i kto wie, gdzie byłaby gdyby Emery był jej trenerem od początku sezonu.
Niespodziewany atak na puchary
Od końcówki lutego nikt w Premier League nie punktuje lepiej niż The Villans. Ekipa Emery’ego nie przegrała już ośmiu kolejnych meczów, zdobywając w nich 22 punkty. W tym czasie nie potrafiła pokonać jedynie West Hamu na wyjeździe (1:1). Był to też jeden z dwóch meczów, w których traciła bramkę. Pozostałe sześć kończyła z czystym kontem. W tym czasie The Villans dali sobie wbić tylko dwa gole, co jest ogromnym progresem w porównaniu do ich wcześniejszych meczów. W trzech spotkaniach poprzedzających tę serię (Manchester City, Leicester, Arsenal) stracili aż 11 bramek, wszystkie z nich przegrywając.
Po meczu z Kanonierami chyba nawet kibice Aston Villi nie wierzyli, że ich drużyna będzie w stanie w trwającej kampanii powalczyć o coś więcej. Ekipa Emery’ego tkwiła na ziemi niczyjej. Nie groził jej spadek, ale też nikt na poważnie nie rozważał ich w kontekście walki o europejskie puchary. Zanosiło się po prostu na spokojny koniec sezonu. Nic bardziej mylnego. Po wspomnianych trzech porażkach Aston Villa złapała wiatr w żagle i nie zamierza się zatrzymywać. Co prawda, o miejsce w pierwszej czwórce gwarantujące udział w Lidze Mistrzów będzie ciężko (sześć punktów straty do Newcastle i jeden mecz rozegrany więcej), jednak awans do mniej prestiżowych europejskich rozgrywek jest coraz bardziej realny.
Aston Villa beneficjentem łatwego terminarza?
Obecna seria The Villans jest naprawdę imponująca, aczkolwiek przy tak niewielkiej liczbie meczów dużą rolę może odgrywać szczęście. Dlatego często bardziej miarodajny od suchych wyników może okazać się model xG (goli oczekiwanych). Według tych statystyk zespół Emery’ego we wspomnianym okresie „powinien” zdobyć 2-3 gole mniej i stracić aż sześć więcej. Oznacza to, że mieli oni trochę szczęścia. Jednak, gdyby spojrzeć na pojedyncze mecze to tylko w jednym zwycięskim nie zasłużyli na wygraną — przeciwko Chelsea (2,38 – 0,77 xG). Niższy współczynnik goli oczekiwanych od rywala mieli też w starciu z West Hamem (2,15 – 1,99 xG), choć akurat dobrze oddaje on końcowy wynik (1:1).
Niemniej jednak, żeby nie było tak kolorowo trzeba też wspomnieć, że The Villans mają za sobą dość łatwy kalendarz. We wspomnianej serii ośmiu meczów bez porażki tylko raz mierzyli się z drużyną będącą w pierwszej dziesiątce — Newcastle. Ponadto grali jedynie przeciwko zespołom walczącym o utrzymanie oraz z będącą w fatalnej formie Chelsea. Oczywiście wygrywać regularnie z niżej notowanymi rywalami też trzeba umieć. Jednak jest to o wiele łatwiejsze aniżeli przeciwko czołówce. A tak się składa, że główną przeszkodą w powrocie na europejskie salony po 15 latach może być właśnie trudny terminarz.
Ciężka końcówka sezonu
W ostatnich siedmiu starciach The Villans tylko raz zmierzą się z drużyną będącą w dolnej połowie tabeli — w dodatku z będącym w dobrej formie Wolverhampton. Ponadto czekają ich wyjazdy na Old Trafford i Anfield oraz spotkania domowe z Tottenhamem czy Brighton. Niewątpliwie można wyobrazić sobie łatwiejszą końcówkę sezonu. Z drugiej strony jednak, są to mecze z bezpośrednimi rywalami Aston Villi, więc potencjalne zwycięstwa jeszcze bardziej przybliżą ich do upragnionego celu. A w obecnej formie ekipa Emery’ego wcale nie stoi na straconej pozycji.
Najlepszym tego przykładem było sobotnie zwycięstwo z Newcastle (3:0). Aston Villa od początku spotkania była lepsza i dyktowała warunki. Podopieczni Emery’ego zdominowali Newcastle i tak wysoka wygrana była jak najbardziej zasłużona. Model xG wycenił szanse The Villans na 1,92 podczas gdy Newcastle jedynie na 0,43. A nie można jeszcze zapominać o nieuznanej bramce Olliego Watkinsa, która do tych statystyk się nie wlicza. Ten mecz, jak również wcześniejsze przeciwko czołówce mogą dawać Aston Villi nadzieję. W siedmiu meczach z drużynami będącymi obecnie w górnej połowie tabeli zespół Emery’ego wywalczył aż 12 punktów.
Zresztą sam Hiszpan jest maniakiem taktycznym i jak mało który trener potrafi ustawić swój zespół na mecz z mocniejszym na papierze przeciwnikiem. Najlepiej świadczą o tym jego pucharowe przygody. Z Sevillą aż trzykrotnie zdobywał Ligę Europy. Będąc szkoleniowcem Villarealu, kiedy sięgał po to trofeum pokonywał Arsenal i Manchester United. Z kolei w drodze do półfinału Ligi Mistrzów eliminował Juventus i Bayern. W Aston Villi również potwierdził te opinie, już w pierwszym meczu wygrywając z Manchesterem United 3:1.
Aston Villa zrobiła ogromny krok do przodu
Nieważne, na którym miejscu The Villans zakończą ten sezon, to i tak już teraz można stwierdzić, że zatrudnienie Unaia Emery’ego okazało się strzałem w dziesiątkę. W pierwszych 13 meczach przed przyjściem Hiszpana Aston Villa zdobyła tylko 12 punktów, co daje średnią 0,92 na mecz. Z kolei pod jego wodzą wzrasta ona do 2,11 (38 w 18 spotkaniach). Co naturalne, w dużym stopniu polepszyły się również statystyki strzelanych (z 0,85 do 1,83 na mecz) oraz traconych goli (z 1,54 do 1,11). Najważniejsze jednak, że Hiszpan wydobył potencjał z wielu zawodników, czego nie potrafił zrobić Steven Gerrard. Pod wodzą Anglika Aston Villa wyglądała jakby nie wiedziała, co ma robić na boisku. Sam trener często miotał się przy wyborze podstawowej jedenastki, przez co brakowało wypracowanych schematów.
Za kadencji Unaia Emery’ego jest zupełnie odwrotnie. Pod jego wodzą pełnię potencjału zaczęli pokazywać niemal wszyscy ofensywni zawodnicy. Przejęcie zespołu przez Emery’ego okazało się dla The Villans punktem zwrotnym podczas trwającego sezonu. Od momentu jego zatrudnienia Aston Villa jest trzecim najlepiej punktującym zespołem. Kto wie, czy gdyby Unai Emery pracował na Villa Park od początku rozgrywek, to nie mówilibyśmy dzisiaj o Aston Villi jako największej rewelacji rozgrywek, która w nadchodzącej kampanii zagra w Lidze Mistrzów. Choć i teraz też nie można tego wykluczyć. W końcu jeszcze w połowie sezonu nikt nie myślał o Aston Villi w kontekście walki o puchary.