Totalna dominacja i… zwycięstwo rzutem na taśmę. Arsenal przysporzył kibicom siwych włosów

Arsenal przystępował do meczu z Leicester wiedząc, że w razie zwycięstwa zrówna się punktami z Manchesterem City, który chwilę wcześniej zakończył spotkanie na St. James’ Park jedynie remisując z Newcastle (1:1). Dla Kanonierów było to pierwsze łatwiejsze starcie od wrześniowej przerwy reprezentacyjnej, ponieważ ostatnio mierzyli się z Tottenhamem, Atalantą oraz Manchesterem City, a wszystkie mecze były rozgrywane na wyjeździe.

Ostatnio coraz częściej widzieliśmy Kanonierów oddających inicjatywę rywalowi

Dzisiaj, na własnym stadionie, z beniaminkiem nie było jednak mowy o pragmatyzmie. W grę wchodziła jedynie dominacja i przekonujące zwycięstwo. Z takim też założeniem wyszli na Emirates Stadium gospodarze. Pod nieobecność Martina Odegaarda Mikel Arteta wprowadził do zespołu większą płynność gry. Widzieliśmy już to w starciu z Atalantą, jednak na Gewiss Stadium ofensywa The Gunners spisała się bardzo słabo. Dziś, na tle mniej wymagającego przeciwnika, zobaczyliśmy jaki potencjał ma taki system.

REKLAMA

Pierwsza połowa to ogromna dominacja Arsenalu. Może Hermansen nie musiał się uwijać w bramce i ciągle zbijać piątki z kolegami po udanych interwencjach, ale piłkarze Arsenalu szybko dali do zrozumienia Leicester, że nie mają co liczyć nawet na punkt. Goście nie potrafili wyprowadzić kontrataku, nie orientowali się w kryciu stale zmieniających pozycję rywali i zostawiali im dużo miejsca. Po pierwszej połowie zespół Artety prowadził 2:0. Przy pierwszej bramce z prawej strony w pole karne podał Timber, a akcję zakończył Martinelli, a przy drugiej to Brazylijczyk podawał w szesnastkę (ale z lewego skrzydła), a Trossard trafił do siatki.

Druga połowa przybrała niespodziewany scenariusz

Już na początku Leicester zdobyło bramkę kontaktową po dośrodkowaniu z rzutu wolnego. To był ich drugi strzał w tym meczu, pierwszy celny i od razu piłka znalazła się w siatce. Arsenal nadal kontynuował dominację, a kolejnego gola… strzeliło Leicester po pięknym strzale Jamesa Justina z woleja. Lisy wbrew przebiegowi gry jakimś cudem doprowadziły do wyrównania.

Od tego czasu bramkarz Leicester, Mads Hermansen musiał już być najbardziej aktywnym zawodnikiem swojego zespołu i bronił jak w transie. Arsenal urządził sobie nawałnicę na bramkę Lisów, ale bramka strzeżona przez Duńczyka wydawała się zaczarowana. Żaden z piłkarzy Kanonierów nie potrafił umieścić piłkę w siatce, ale… w doliczonym czasie wyręczył ich Wilfried Ndidi. Leandro Trossard zamknął rzut rożny na dalszym słupku, wstrzelił piłkę w pole karne i tak odbiła się od Nigeryjczyka. Tu już Mads Hermansen nie miał szans. Kanonierzy zdążyli jeszcze wcisnąć gola na 4:2 przed końcowym gwizdkiem, a autorem był Kai Havertz. Arsenal odniósł zwycięstwo rzutem na taśmę, ale z przebiegu gry powinien spokojnie wygrać kilkoma bramkami.

Arsenal 4:2 Leicester (20′ Martinelli, 40+1′ 90+4′ Trossard, 90+8′ Havertz – 47′ 63′ Justin)

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,725FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ