Zaczęli niemrawo, ale w końcu się rozkręcili. Polska wygrała 1:0 w meczu towarzyskim z Nową Zelandią. Jeśli ktoś podważał sens sparingu z takim rywalem, mógł się przekonać, że był w błędzie. Reprezentacja z Oceanii była nieprzyjemnym przeciwnikiem – nawet bez Chrisa Wooda, największej gwiazdy, w składzie. Biało-Czerwoni nie zachwycili, ale mieli swoje momenty i wygrali dzięki bramce Piotra Zielińskiego.
Polska rozczarowała, Nowa Zelandia zaskoczyła
Polacy od samego początku chcieli prowadzić grę, ale robili to z lekka chaotycznie. Aktywny próbował być Michał Skóraś, zaś grą starał się dyrygować Piotr Zieliński, który po wysokim odbiorze w 9. minucie uderzył w boczną siatkę bramki Alexa Paulsena. Dłużni nie pozostawali Nowozelandczycy szukający okazji do kontrataków. Taka nadarzyła się chwilę po sytuacji Zielińskiego, kiedy Callum McCowatt urwał się obrońcom i oddał celny strzał.
Okres między 10. a 20. minutą był dla gospodarzy chyba najlepszy w pierwszej połowie, mimo że ich akcjom brakowało płynności, co wynikało z niedokładnych podań. Sporo ataków udało się kontynuować dzięki wyższym odbiorom i szczęśliwym rykoszetom. Przyjezdni musieli trochę popracować bez piłki, zaś Polacy stworzyli sobie dwie niezłe szanse. Najpierw do prawej nogi zszedł Skóraś, ale nie trafił w światło bramki. Potem uderzał Sebastian Szymański, również niecelnie.
Zaraz potem nastąpił najgorszy w tej części gry okres. W 21. minucie długie podanie w pole karne drużyny Jana Urbana spowodowało chaos, po którym strzał blokować musiał odpowiedzialny w obronie Jan Ziółkowski. Trzy minuty później kocioł pod bramką Bartłomieja Drągowskiego spowodowała centra z rzutu wolnego. Przetestowana została czujność golkipera Panathinaikosu.
Po tych sytuacjach mecz się wyrównał i przeniósł do środka boiska. Biało-Czerwoni dalej męczyli się w ataku pozycyjnym. Natomiast Nowa Zelandia dobrze się przesuwała, nie dając rywalom zbyt wiele przestrzeni. Nie przeszkodziło to gospodarzom stworzyć jeszcze jednej dobrej szansy. Zieliński precyzyjnym górnym podaniem wypuścił Skórasia, który wkręcił defensora gości i oddał pierwszy celny strzał Polaków w meczu. Obronił go jednak Paulsen.
Polska kadra się przebudziła
Polska przycisnęła na początku drugiej części spotkania. Nowa Zelandia nie mogła odebrać piłki. Biało-Czerwoni dłużej utrzymywali się w jej posiadaniu. Zyskali trochę płynności, czego wyrazem była akcja bramkowa z 49. minuty. Po szybkiej wymianie Zieliński odnalazł podaniem wybiegającego za linię obrony Pawła Wszołka. Zawodnik Legii Warszawa chwilę później odegrał do Zielińskiego, który zmylił rywala efektownym przyjęciem i trafił do siatki, uderzając od poprzeczki.
W końcu można było powiedzieć, że Polacy kontrolują mecz, choć zdarzały się gorsze momenty. Dalej aktywny był Skóraś, a dobre wejścia dali, oprócz Wszołka, Jakub Kiwior oraz Kamil Grabara. Defensor FC Porto uspokoił sytuację w linii obrony, zaś bramkarz VfL Wolfsburg lepiej wyglądał w grze nogami. Nowozelandczycy w mniej licznych momentach posiadania inicjatywy nie tworzyli już takiego zamieszania w szesnastce gospodarzy.
Zespół Jana Urbana próbował podwyższyć prowadzenie. Kilkukrotnie wychodził z szybkimi atakami przeprowadzanymi bocznymi sektorami. Gdy piłka trafiała w pole karne, była wybijana. Brakowało ostatniego podania i skuteczności pod bramką Paulsena. Dopiero w końcówce na boisku zameldował się Chris Wood. Nie potrzebował wiele, by wypracować sytuację koledze z zespołu. W ogóle w ostatnich minutach inicjatywę przejęła Nowa Zelandia. Przyjezdni nie znaleźli sposobu na defensywę przeciwników.