Czas na przebudzenie. Gisli Thordarson miał być dla Lecha Poznań dodatkowym wzmocnieniem po wyleczeniu kontuzji. Na ten moment jednak zbyt rzadko pokazuje atuty, które zaprezentował tuż po transferze. Nie będzie dla niego lepszej chwili na zwiększenie formy niż teraz, kiedy zadebiutował w reprezentacji Islandii.
Pomocnika sprowadzono zimą tego roku. Lech chciał zwiększyć rywalizację w środku pola i zastąpić nijakiego Stjepana Loncara, który kilka dni po transferze Islandczyka odszedł z poznańskiego klubu. Był to rozsądny ruch – Kolejorz zapłacił 500 tysięcy euro, ale zyskał zawodnika perspektywicznego. Ba! Thordarson uchodził (i wciąż uchodzi) na Islandii za jeden z większych talentów. Ponadto miał już przetarcie w europejskich pucharach, bo jesienią poprzedniego sezonu występował z Vikingurem Reykjavik w Lidze Konferencji. Oczekiwania były spore, ale raczej nie spodziewano się po nim cudów zaraz po jego przyjściu.
Gisli Thordarson zachwycił, ale miał pecha
Dlatego pierwsze występy 21-latka w drużynie Nielsa Frederiksena wywołały w Poznaniu zachwyt. Już w debiucie z Widzewem Łódź, zaliczył asystę. W kolejnych meczach podnosił jakość i dynamiczność środka pola. Zdążył wystąpić w pięciu spotkaniach. Spisał się w nich tak dobrze, że nagrodą miało być pierwsze powołanie do reprezentacji. Wszystko układało się świetnie.
Wtedy pomocnik, na jednym z treningów niebiesko-białych, doznał kontuzji barku. Musiał przejść operację, która wykluczyła go z gry do końca sezonu. To była duża strata dla poznaniaków. Bez formy pozostawał Radosław Murawski, zaś Antoni Kozubal obniżył formę względem fenomenalnej jesieni, więc wychowanek Breidablika dawał promyk nadziei na ustabilizowanie sytuacji w pomocy.
Długa pauza nie sprawiła, że o Thordarsonie zapomniano. Przeciwnie, wyczekiwano na jego powrót. Jego umiejętności nie mogły już pomóc Lechowi w dalszej fazie rundy wiosennej, więc miały być wartością dodaną na kolejny sezon – trudniejszy w związku z dostaniem się do eliminacji europejskich pucharów. Również islandzki piłkarz pokazywał wielki głód gry, szczególnie podczas presezonu, kiedy znajdował się w końcowej fazie przygotowań do powrotu na boisko.
Przestał być sobą
Trener Niels Frederiksen dał 21-letniemu pomocnikowi szansę w przedsezonowych sparingach z Chrobrym Głogów oraz z Banikiem Ostrawa. W obu meczach wypadł nieźle. Mimo to ominął jeszcze starcie o Superpuchar Polski z Legią Warszawa. Poważną szansę otrzymał w inauguracji nowego sezonu Ekstraklasy z Cracovią. W niej już nie było tak dobrze. Dostosował się do niskiego poziomu prezentowanego przez cały zespół i zawinił przy czwartym straconym golu.
Z zupełnie innej strony pokazał się z Lechią Gdańsk. W 31. minucie zmienił fatalnego Timothy’ego Oumę i z miejsca sprawił, że Lech opanował sytuację w linii pomocy. Dał sygnał do odrabiania strat – strzelił bramkę kontaktową i zaliczył asystę przy golu wyrównującym. Jego dobra postawa pozwoliła poznaniakom odwrócić losy meczu i odnieść ważne zwycięstwo po dwóch blamażach.
Później Gisli Thordarson stawał się coraz bardziej bezbarwny. Przeplatał obiecujące występy z gorszymi. Raz królował w pomocy, jak z Koroną Kielce, innym razem przechodził obok meczu, jak w kompromitacji z KRC Genk. Mówiło się o tym, że stara się grać bezpieczniej ze względu na obawę przed odnowieniem się niedawnego urazu. W ostatnich dwóch spotkaniach, z Rapidem Wiedeń i GKS-em Katowice, w ogóle nie podnosił się z ławki, co świadczy o spadku zaufania trenera.
Dobry moment na odwrócenie trendu
Może Islandczyk nie wywiązywał się ostatnio ze swoich zadań najlepiej, ale nie znajduje się na przegranej pozycji. Wciąż jest młody, a w takim wieku wahania formy to normalność. Czasu ma więc sporo, ale teraz chyba nadeszła najlepsza chwila na odwrócenie spadkowego trendu. Ostatnio otrzymał silny impuls do działania. Podczas obecności na drugim w swojej karierze zgrupowaniu reprezentacji, odbywającego się w obecnym miesiącu, wszedł z ławki na końcówkę przegranego 3:5 meczu z Ukrainą. Był to jego debiut w kadrze narodowej. Jego komentarz po tym wydarzeniu przytoczyła oficjalna strona Lecha.
– To marzenie każdego piłkarza, by reprezentować swój kraj, więc to dla mnie powód do dużej dumy i szczęścia. Posiadamy mocną drużynę, która jest w stanie równorzędnie rywalizować z najlepszymi drużynami na świecie i cieszę się, że mogę być jej częścią i zamierzam nią pozostać na długi czas. Dobrze być już jednak z powrotem w Poznaniu, bo w niedzielę czeka nas bardzo ważny mecz i nie mogę się do doczekać. Tym bardziej że jestem podbudowany debiutem w kadrze, a teraz już skupiam się tylko na tym, by jak najmocniej pomagać Lechowi i grać w nim jak najwięcej – dzielił się odczuciami Gisli Thordarson.
To może być dla niego punkt zwrotny. Pierwszy mecz dla Islandii, nawet jeśli w krótkim wymiarze czasowym, powinien go napędzić do dalszej ciężkiej pracy. Ludzie zazwyczaj nie chcą schodzić z poziomu, który udało się im osiągnąć. Aby tego uniknąć, 21-latek musi udowodnić w stolicy Wielkopolski swoją wartość. Tym bardziej że zimowy nabytek ma na własny użytek większą część sceny po tym, jak Radosław Murawski wypadł na dłużej, niż przewidywano.