Reprezentacja Polski pod wodzą Jana Urbana w czterech meczach odniosła trzy zwycięstwa i raz zremisowała. W niedzielny wieczór wywieźliśmy komplet punktów z Litwy, wygrywając 2:0. Nie było to wymagające starcie, rywal nie postawił nam trudnych warunków, natomiast trzeba docenić, że nowy selekcjoner w krótkim czasie zdążył ustabilizować kadrę.
Podstawowa jedenastka jest już wykrystalizowana
Jan Urban przejął reprezentację Polski w bardzo trudnym momencie. W czerwcu nasza kadra przegrała z Finlandią na wyjeździe, czym skomplikowaliśmy sobie szanse na spokojne eliminacje. Nowy selekcjoner przejmując kadrę rozpoczynał od dwóch kluczowych spotkań w kontekście awansu do baraży kwalifikacji do Mistrzostw Świata – z Holandią na wyjeździe oraz z Finlandią u siebie. Podział punktów z Oranje i zwycięstwo z Finami sprawiło, że odzyskaliśmy pozycję faworyta do 2. miejsca w grupie. Podczas dwóch kolejnych zgrupowań Jan Urban mógł więc sobie pozwolić, aby nie tylko grać na wynik, ale jednocześnie starać się wprowadzić do kadry większą stabilizację.
𝐂𝐎 𝐙𝐀 𝐆𝐎𝐎𝐎𝐎𝐎𝐋 🤯
— TVP SPORT (@sport_tvppl) October 12, 2025
Sebastian Szymański bezpośrednio z rzutu rożnego 😍 Coś pięknego!
🔴 📲 OGLĄDAJ #LTUPOL ▶️ https://t.co/PU77AfIcMU pic.twitter.com/yLLPiHbOWm
Dziś tą stabilizację już widać. Oczywiście wyjściowa jedenastka na mecz z Nową Zelandią różniła się od tej wystawionej na spotkanie z Litwą, natomiast w czwartkowy wieczór na Stadionie Śląskim rozgrywaliśmy sparing, więc Jan Urban chciał sprawdzić w warunkach meczowych innych zawodników niż dotychczas. W niedzielę wrócił jednak do tych nazwisk, które sprawdziły się podczas wrześniowego zgrupowania. Z jedenastki, która wyszła na mecze z Holandią i Finlandią, przeciwko Litwie w podstawowym składzie znalazło się dziesięciu zawodników. Jedyna zmiana była wymuszona, ponieważ kontuzjowanego Nicolę Zalewskiego zastąpił Michał Skóraś. W ostatnich latach bardzo trudno było wytypować podstawową jedenastkę reprezentacji Polski. Na trzy ostatnie wielkie turnieje (EURO 2020 i 2024 oraz MŚ 2022) jechaliśmy, nie mając właściwie wykrystalizowanego pierwszego składu. Kolejni selekcjonerzy eksperymentowali, odrzucali pewne rozwiązania i próbowali kolejnych. Janowi Urbanowi udało się znaleźć podstawową jedenastkę o wiele szybciej.
Reprezentacja Polski ma balans
Praca selekcjonera w wielu aspektach różni się od pracy trenera, a jednym z nich jest tworzenie modelu gry. W klubie możesz dążyć do swojego preferowanego stylu, ponieważ masz do dyspozycji transfery. W reprezentacji z kolei wybierasz z szerszego grona zawodników, ale pewne braki musisz zatuszować. Najlepsza jedenastka to często taka, w której nie ma jedenastu najlepszych piłkarzy, ale jedenastu najbardziej do siebie pasujących. Jan Urban potrafił tak poukładać klocki, aby balans był zachowany.
W ogólnonarodowej debacie na temat liczby obrońców Jan Urban nie stanął w żadnym obozie, ponieważ ustawienie reprezentacji Polski za kadencji nowego selekcjonera jest płynne. W zależności od pomysłu na mecz oraz jego fazy – raz gramy trójką stoperów i wahadłowymi, a raz klasyczną czwórką. Przeciwko Litwie atakowaliśmy na trzech obrońców i podobnie broniliśmy blisko własnej bramki, ale już wyżej mogliśmy zauważyć, że ustawienie przypominało raczej 4-4-2.
Balans w środku pola Jan Urban chce zachować, ustawiając niżej Piotra Zielińskiego i czyniąc z niego centralną postać rozegrania. W meczu z Litwą tylko Jakub Kiwior miał więcej podań oraz kontaktów z piłką od pomocnika Interu. Obok niego Urban postawił na Bartosza Slisza, który z futbolówką ma podejmować proste wybory, a swoje walory pokazywać w ustawieniu, czytaniu gry i zbieraniu bezpańskich piłek. Selekcjoner obudził także dla reprezentacji Jakuba Kamińskiego, znajdując mu nową rolę. 23-latek w ofensywie jest wolnym elektronem, który szuka sobie wolnych przestrzeni oraz startów do podań za plecy obrońców. Skutecznie korzysta z obecności Roberta Lewandowskiego, który ściąga na siebie uwagę przeciwników i tworzy więcej miejsca, przez co Kamiński regularnie znajduje się w dogodnych sytuacjach.
Gra wymaga poprawy
Jan Urban wykonuje bardzo dobrą pracę, ale to nie tak, że odmienił reprezentację Polski jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Z Litwą odnieśliśmy komfortowe zwycięstwo, natomiast gdyby prześwietlić nasz występ fragment po fragmencie — w grze kadry można dostrzec pewne niedociągnięcia. Zwłaszcza w pierwszej połowie rozegranie reprezentacji Polski wyglądało bardzo kiepsko, przypominając problemy, jakie mieliśmy przeciwko Nowej Zelandii. Symbolem była końcówka pierwszej części gry, gdy z autu bramkowego Łukasz Skorupski zaczął już przesuwać zespół wyżej i rozpoczynać akcję bezpośrednim podaniem na połowę przeciwnika. Przed zmianą stron nie mieliśmy wyraźnej przewagi nad gospodarzami i trudno było mówić o dominacji w tym spotkaniu. Oba zespoły oddały po 5 strzałów, a Litwini mieli tylko 5 kontaktów z piłką w polu karnym mniej od Polaków (12 do 17).
Jan Urban na konferencji prasowej szukając przyczyny słabszej pierwszej połowy niż drugiej, wskazywał na brak doskoku do zawodnika z piłką podczas bronienia na własnej połowie. Gdy po przerwie rozwiązaliśmy ten problem, rywale już nie stwarzali żadnego zagrożenia. Całościowo można więc uznać, że był to solidny występ reprezentacji Polski w defensywie, natomiast niepokojący może być fakt, że nie chcieliśmy (lub nie potrafiliśmy?) kontrolować tego spotkania przez posiadanie piłki. Spędziliśmy 52% czasu przy futbolówce, co pomału staje się trendem za kadencji Jana Urbana (wcześniej 26% z Holandią i 45% z Finlandią). Reprezentacja Polski na ten moment w fazie budowania akcji, wychodzenia spod pressingu czy ataku pozycyjnego ma wiele do poprawy i trudno wyobrazić sobie, abyśmy kontrolowali mecz przez posiadanie piłki z bardziej poważnym rywalem. To aspekt, na którym w najbliższym czasie Jan Urban będzie musiał się skupić.