Szczęście w nieszczęściu. Dlaczego Everton poradzi sobie z karą?

W trakcie trwania przerwy reprezentacyjnej w angielskich mediach najwięcej nie pisało się wcale o kadrze narodowej. Ze względu na „naruszenie zasad Premier League dotyczącyh rentowności i zrównoważonego rozwoju” Everton został ukarany odjęciem 10 punktów i to właśnie ten temat został wzięty na tapet. Jest to najwyższa kara w historii najwyższej klasy rozgrywkowej w Anglii oraz pierwsza od 14 lat. Najwięcej jednak mówi się o tym, czy The Toffees słusznie odjęto punkty i dlaczego w przypadku Manchesteru City oraz Chelsea, którym również zostały postawione zarzuty, nie postąpiono tak samo. Pomijając te wszystkie kwestie, warto zastanowić się, czy zespół Seana Dyche’a poradzi sobie pod względem sportowym.

Słaba konkurencja

W ostatnim sezonie Everton do ostatniej kolejki walczył o utrzymanie. Dwa lata wcześniej pozostanie w lidze zapewnili sobie niewiele wcześniej. Obie ostatnie kampanie The Toffees kończyli kolejno na 16. i 17. miejscu, nie przekraczając granicy 40 punktów. Jeżeli wówczas ukarano by ich odjęciem 10 punktów, spadliby z ligi. Przed startem obecnego sezonu ekipa Dyche’a również była typowana jako jeden z kandydatów do spadku. Gdyby taka kara została im przyznana jeszcze przed pierwszą kolejką, pewnie niewielu ekspertów wieszczyłoby im utrzymanie. Mimo wszystko – nawet pomimo aktualnej sytuacji w tabeli – nie jest tak źle.

REKLAMA

Po 13 kolejkach Everton jest przedostatni i ma tyle samo punktów (4), co będące za nimi Burnley. Do bezpiecznej pozycji traci jednak tylko pięć „oczek”. Na przestrzeni dwóch trzecich sezonu jest to jak najbardziej do odrobienia. Aczkolwiek podopieczni Dyche’a nie punktują jak dotąd najlepiej (średnio 1,08 na mecz). Gdyby utrzymali takie tempo, na koniec rozgrywek mieliby na koncie – licząc już z odjętymi – 31 „oczek”. W praktycznie każdym sezonie taki dorobek nie dawałby utrzymania. Tylko dwa razy w historii 20-zespołowej Premier League zdarzyło się, aby wszyscy trzej spadkowicze mieli mniej punktów.

Tyle, że obecny sezon właśnie pod tym kątem może być wyjątkowy. Wszyscy trzej beniaminkowie jak narazie nie wyglądają na drużyny gotowe na Premier League. Gdyby będące obecnie na ostatnim bezpiecznym miejscu Luton utrzymało takie tempo punktowania, jak dotychczas, zdobyłoby w całym sezonie tylko 26 punktów. Konkurencja jest więc na tyle słaba, że Everton nie mógł trafić lepszych rozgrywek, aby być w stanie odrobić tę stratę. Oczywiście któryś z beniaminków może prędzej czy później złapać lepszą formę i zacząć punktować. Niemniej jednak, sam fakt tego, że Everton w pozostałych 25 kolejkach musi odrobić tyle punktów, ile zdołał sobie wypracować w pierwszych 13 pokazuje, że o utrzymanie wcale nie musi być tak trudno.

Everton jest w formie

Zresztą po 12 seriach gier, kiedy to została podjęta decyzja o odjęciu punktów Evertonowi, The Toffees mieli tylko dwa punkty straty do bezpiecznego miejsca. Zespół Dyche’a słabo zaczął ten sezon – w pierwszych pięciu meczach zdobyli tylko jeden punkt – jednak w ostatnich tygodniach ich forma poszybowała mocno w górę. Z dziewięciu meczów przed listopadową przerwą reprezentacyjną wygrali aż sześć. W lidze w tym czasie zdobyli 13 punktów w siedmiu spotkaniach. Tylko pięć drużyn w tym okresie może pochwalić się lepszym dorobkiem.

Zresztą ostatni mecz z Manchesterem United przegrany 0:3 również był całkiem dobry w wykonaniu The Toffees. Wynik zupełnie nie oddaje tego, co działo się na boisku przez większą część spotkania. Według portalu Understat ekipa Dyche’a stworzyła sobie nawet lepsze sytuacje, ale zabrakło im po prostu skuteczności (2,5 – 2,07 xG). Everton w pierwszej połowie – mimo szybko straconej bramki – zdominował Czerwone Diabły. Piłkarze The Toffees grali wysokim pressingiem, praktycznie nie schodzili z połowy rywala i co chwila ostrzeliwali ich bramkę. W pierwszej części gry Everton oddał znacznie więcej uderzeń (10 do 2) oraz miał wyższy wskaźnik xG (1,32 – 0,06). W początkowych 45 minutach United było po prostu bezradne, a bramka wyrównująca wydawała się być tylko kwestią czasu.

Nieskuteczny Everton

The Toffees przegrali jednak ten mecz głównie przez brak skuteczności. Duży wpływ miał też faul Ashleya Younga w polu karnym, po którym Everton nie potrafił wrócić już do meczu. Jednak gdyby wcześniej zdołali przynajmniej raz trafić do siatki, spotkanie to mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. Niemniej, ten brak skuteczności to największy problem The Toffees za kadencji Seana Dyche’a. Podobne mecze jak ten z Manchesterem United grali oni już w tym sezonie wielokrotnie. Everton miał wyższy współczynnik xG od rywala w aż czterech przegranych spotkaniach. Oprócz wspomnianej wcześniej rywalizacji z Czerwonymi Diabłami były to mecze z Fulham (0:1; 2,59 – 1,58 xG), Wolves (0:1; 1,9 – 1,4 xG) i Luton (1:2; 3,56 – 1,51 xG).

W poprzednim sezonie od momentu objęcia sterów na Goodison Park przez Seana Dyche’a The Toffees według modelu xG (goli oczekiwanych) „powinni” zdobyć 9-10 goli więcej niż rzeczywiście strzelili. Daje to około 0,5 bramki na mecz. W całej minionej kampanii Everton strzelił około 15 mniej bramek niż wskazuje na to statystyka xG, co było najgorszym wynikiem w całej lidze. W obecnych rozgrywkach również jest na samym końcu tej klasyfikacji. Po 13 kolejkach The Toffees zdobyli aż około 9 goli mniej niż „powinni”. Ekipa Dyche’a strzela średnio 0,72 gola na mecz mniej niż wynika to ze statystyk.

Najlepszy sezon na odjęcie punktów

Co prawda, Everton już drugi kolejny sezon Everton notuje o wiele wyższy wskaźnik xG niż rzeczywistą liczbę goli, jednak Sean Dyche może liczyć, że wreszcie się to odwróci. Po pierwsze, po kontuzji wrócił już Dominic Calvert-Lewin, który po dojściu do odpowiedniej formy, może być gwarantem goli. Po drugie, kiedyś musi nastąpić równanie do średniej, bo aż tak duża dysproporcja pomiędzy golami oczekiwanymi a tymi rzeczywistymi w dłuższej perspektywie po prostu nie występuje. Everton w obecnym sezonie naprawdę nie gra źle. Tworzy sytuacje, potrafi dłuższymi fragmentami zdominować przeciwnika, jednak po prostu nie ma szczęścia. Bazując na modelu xG Everton „powinien” mieć około sześciu punktów więcej i być na dziewiątym miejscu w tabeli (nie licząc odjętych punktów).

Zarówno słaba konkurencja w postaci Burnley, Sheffield i Luton, jak i sam Everton dają mnóstwo powodów do optymizmu kibicom The Toffees. Odrobienie 10 ujemnych punktów wcale nie powinno być dla nich wielkim problemem. Szczęście w tym, że przydarzyło się im to akurat w trwających rozgrywkach. Wtedy, gdy konkurencja nie jest najsilniejsza, a na boisku Everton prezentuje się o wiele lepiej niż w poprzednich latach. Gdyby odjąć im te punkty w którymś z dwóch poprzednich sezonów, dziś graliby w Championship. Obecnie nadzieje na przetrwanie są znacznie większe.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,703FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ