Liverpool ostatnimi tygodniami przegrał walkę o mistrzostwo, Tottenham – bardzo mocno utrudnił sobie walkę o awans do Ligi Mistrzów, natomiast dziś pomocną dłoń wyciągnęła do nich Aston Villa, która przegrała z Brighton. Na Anfield musieli więc zapunktować, aby wywrzeć presję na zespole Unaia Emery’ego. The Reds natomiast chcieli pozbierać się po ostatnich wpadkach, aby godnie pożegnać Jurgena Kloppa.
Długo nie trzeba było czekać, aby zauważyć który zespół lepiej zareagował na ostanie niepowodzenia
W 16. minucie było już 1:0 dla Liverpoolu po golu Mohameda Salaha, który złość po ostatnim meczu z West Hamem przekuł w bardzo dobry występ w dzisiejszym spotkaniu. O ile na początku Tottenham dawał sygnały, że może nawiązać z rywalami równorzędną walkę, tak od straconej bramki wszystko totalnie się posypało. Liverpool nie musiał nawet zabierać piłki Kogutom, aby wykorzystać ich braki w defensywie. Mając futbolówkę nawet nie czekali, nie przygotowywali skrupulatnie akcji, bo nie musieli tego robić. Od razu przyspieszali akcję i wjeżdżali w pole karne rywali. Bardzo szybko zmieniali ciężar gry, tworzyli przewagę w bocznych sektorach i kreowali kolejne okazje. Jeszcze przed przerwą Andy Robertson podwyższył na 2:0.
Tottenham w pierwszej połowie oddał zaledwie jeden strzał. Zespół Ange’a Postecoglou próbował grać w swoim stylu, wyprowadzać piłkę od własnej bramki, ale skończyło się to aż 9 odzyskanymi piłkami przez Liverpool w tercji ataku. Koguty nie potrafiły wyjść spod pressingu, nie potrafiły stworzyć okazji z ataku pozycyjnego i nie potrafiły bronić. Zespół nie jest ostatnio w dobrej formie, ale tak słabej połowy jak ta pierwsza na Anfield nie zagrali pod wodzą Postecoglou chyba nigdy.
W drugiej połowie gospodarze wyprowadzali kolejne ciosy
Głównym aktorem był Harvey Elliot, który świetny występ najpierw udokumentował asystą do Cody’ego Gakpo, a potem sam zdjął pajęczynę z siatki trafiając prosto w okienko zza pola karnego. Tottenham leżał już na deskach, a Liverpool wyraźnie zredukował bieg i włączył tempomat. Od około 60. minuty zaczęli pozwalać Tottenhamowi na więcej, a goście chcieli skorzystać z okazji.
Okazało się, że nie był to najlepszy pomysł ze strony Liverpoolu. To nie jest zespół, który potrafi kontrolować mecz zwalniając tempo gry i chowając piłkę do sejfu, więc obniżenie intensywności w tym przypadku równało się pozwoleniem rywalom na więcej szans. Niecałe 20 minut po zdobyciu czwartej bramki zrobiło się 4:2 po golach Richarlisona oraz Sona i Tottenham poczuł krew. Przemodelowany układ ofensywy z Koreańczykiem na lewym skrzydle, Brazylijczykiem na „9-tce” i Johnsonem na prawej stronie dał Kogutom tlen. Momentami defensywa Liverpoolu wyglądała na sklejoną z przypadku tak samo, jak było to w pierwszej połowie z Tottenhamem, ale finalnie licznik zatrzymał się na dwóch golach. Spurs za późno się obudzili, aby wywieźć z Anfield punkt.
Liverpool 4:2 Tottenham (16′ Salah, 45′ Robertson, 50′ Gakpo, 59′ Elliot – 72′ Richarlison, 77′ Son)
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej