Po ostatnim meczu Fortuny 1 Ligi do dymisji podał się Radosław Sobolewski. Decyzją klubu pożegnano się z trenerem i zdecydowano, że do końca roku (na trzy mecze) szkoleniowcem zostanie Mariusz Jop. Debiut nowego trenera przypadł na mecz 1/8 finału Fortuna Pucharu Polski ze Stalą Rzeszów. Obie ekipy grają rzecz jasna w rozgrywkach 1 ligi. W tabeli Stal traci do Wisły 3 punkty, lecz to rzeszowianie w ostatnim czasie punktowali lepiej. „Biała Gwiazda” ma to do siebie, że potrafi dobrze reagować na niepowodzenie, które miało miejsce w poprzednim meczu. Liczono w Krakowie na efekt nowej miotły i na awans do ćwierćfinału. Jednak Stali nie można było skreślać, a faworyt był trudny do wskazania.
Ofensywne nastawienie gospodarzy
Widać było, że w zespole Wisły doszły delikatne zmiany. No tak od kilku dni nie ma na ławce trenerskiej Radosława Sobolewskiego. Oglądając poczynania „Białej Gwiazdy”, można było odnieść wrażenie, że w piłkarzach puściły jakieś hamulce. Tak jakby ktoś powiedział im, że w mogą prezentować swój najlepszy możliwy poziom. Zeszło ciśnienie i presja. Było to widać od samego początku spotkania. Gospodarze ruszyli na swoich rywali. Takie granie jak najbardziej się opłaciło, bo już w 7. minucie za sprawą Dawida Szota podopieczni Mariusza Jopa wyszli na prowadzenie.
Rzeszowianie nie zamierzali jednak tylko przyglądać się, jak Wiślacy z minuty na minutę powiększają swoją przewagę. Po straconej bramce ruszyli na swoich przeciwników, lecz ich ataki były bardzo niemrawe, przewidywalne, a większość z nich polegała na przeprowadzonych kontratakach. Poza kilkoma zrywami goście nie istnieli dzisiaj na boisku. Wisła wyglądała na pewny siebie zespół i po pierwszej połowie może mieć do siebie pretensje, że schodziła do szatni tylko z jednobramkowym prowadzeniem. Spokojnie piłkarze „Białej Gwiazdy” mogli zamknąć sprawę awansu w pierwszej części meczu. Zabrakło skuteczności i zimnej krwi w kluczowych momentach akcji. Zawodnicy Mariusza Jopa musieli mieć się na baczności w drugiej połowie, żeby te niewykorzystane okazje się nie zemściły.
Wisła szła jak po swoje
Piłkarze „Białej Gwiazdy” po wznowieniu gry ruszyli na swoich przeciwników. Tak jakby wiedzieli, że muszą zamknąć jak najszybciej to spotkanie, by nie wprowadzać niepotrzebnych nikomu nerwów. Zaczęli drugą część spotkania najlepiej, jak się dało. W 50. minucie drugiego gola strzelił Angel Rodado, a dwie minuty później było już 3:0 za sprawą Bartosza Talara. Stal słabo zaczęła obie połowy i Wiślacy bardzo dobrze to wykorzystywali. Oglądając mecze „Białej Gwiazdy,” można odnieść wrażenie, że mają oni problemy z obroną. Widać to nawet po samych wynikach. Jednak w tym meczu nie było o takim czymś mowy. Szli jak po swoje gospodarze. Wyglądali co najmniej solidnie w każdym elemencie gry i wyglądali na ludzi, którym jest ciągle mało. Rywale pozwalali na wiele. W takim razie zawodnicy „Białej Gwiazdy” nie zamierzali czekać, jak ich przeciwnicy wezmą się do roboty, tylko sami chcieli wydać wyrok.
Stal zdołała strzelić gola na 3:1 w 66. minucie. Trafienie dające nadzieję na powrót do meczu dal Szymon Kądziołka. Jednak ta wiara momentalnie została zażegnana przez piłkarzy Mariusza Jopa. Minutę później bramkę dla gospodarzy zdobył Patryk Gogol i sprawa awansu już w 100% została wyjaśniona. Wisła w swoim stylu straciła bramkę, lecz bardzo szybko zdołała odpowiedzieć. Ponoć najlepszą obroną jest atak.
A ten funkcjonował dzisiaj bardzo dobrze. „Biała Gwiazda” zagrała spotkanie, z którego może być jak najbardziej zadowolona. Wiele dzisiaj funkcjonowało w grze gospodarzy, a stracona bramka nie miała dużego znaczenia na losy spotkania. Dominowały przede wszystkim bardzo dobra organizacja i pewność siebie u piłkarzy Mariusza Jopa. Taką Wisłę aż chce się oglądać. Wiślacy są pierwszym zespołem, który awansował do ćwierćfinału Fortuna Pucharu Polski z rozgrywek pierwszoligowych. Drugim takim zespołem może być jeszcze Arka Gdynia, którą czeka spotkanie z Lechem Poznań.