Sukces z nutą niedosytu. Dlaczego Arsenal musi zadowolić się wicemistrzostwem?

Wyrównali klubowy rekord największej liczby zwycięstw w sezonie Premier League. Strzelili najwięcej bramek w historii swoich występów w Premier League. Zdobyli najwięcej punktów od 19 lat. W lipcu każdy z kibiców Kanonierów wziąłby taki sezon swoich ulubieńców z pocałowaniem ręki. Pod koniec maja w klubie mogą czuć jednak niedosyt, ponieważ byli naprawdę blisko mistrzostwa. Końcówka rozgrywek pokazała jednak, że Arsenal jeszcze nie był na to gotowy. Czy „jeszcze” jest tutaj słowem kluczowym?

REKLAMA

Zamienić wątpiących w wierzących

– Daję klubowi plan pięcioletni. Powiedziałem do Mikela i zarządu: Chłopaki, sezon 2022/23 będzie sezonem, w którym będziemy znacznie lepsi. Musimy uzbroić się w cierpliwość… – mówił dyrektor sportowy Arsenalu, Edu Gaspar dla „The Athletic” w lipcu tego roku. Według Brazylijczyka to właśnie miał być TEN sezon, w którym Arsenal ruszy z kopyta. Po przegranej walce o TOP 4 z Tottenhamem na finiszu ubiegłych rozgrywek nie brakowało jednak osób, które nie były przekonane do projektu Mikela Artety. Dla hiszpańskiego szkoleniowca i jego podopiecznych był to więc czas, w którym mieli zamienić wątpiących w wierzących.

Długo nie trzeba było na to czekać. Arsenal rozpoczął sezon od pięciu zwycięstw z rzędu. Następnie przytrafiła się porażka na Old Trafford, po której zespół dostarczył argumentów dla tych wątpiących, ale później Kanonierzy nadal szli jak burza i do Mistrzostw Świata tylko raz stracili punkty (1:1 z Southampton), lecz wówczas każdy traktował to już jako jedynie wypadek przy pracy. Ekipa Mikela Artety grała najlepszą piłkę w Anglii. Nikt w klubie nadal nie mówił głośno o mistrzostwie, ale wszyscy wiedzieli, że z taką grą tytuł jest możliwy. We wrześniu mówił już o tym trener Brentford, Thomas Frank, którego zespół na własnym stadionie był bezradny na tle Arsenalu i przegrał 0:3.

Dla fanów Kanonierów był to niezwykły czas. Drużyna grała fantastycznie, wszystkie elementy idealnie do siebie pasowały, a nowe transfery bez problemu wprowadziły się do drużyny. William Saliba uznawany był za najlepszego środkowego obrońcę w Premier League. Oleksandr Zinchenko zapewniał zespołowi jeszcze większą kontrolę nad meczem i płynność w rozgrywaniu akcji przez schodzenie z lewej obrony do środka. Gabriel Jesus może nie trafiał tak często do siatki, ale swoimi zagraniami robił ogromną różnicę. Ponadto cała reszta wskoczyła poziom wyżej, a najbardziej spektakularna była przemiana Granita Xhaki, który dostał więcej zadań ofensywnych i świetnie odnalazł się w tej roli.

Zimowa zmiana celów

W trakcie MŚ wszyscy już wiedzieli, że Arsenal trzeba traktować poważnie w walce o mistrzostwo, więc do drugiej części sezonu piłkarze Mikela Artety podchodzili musząc sprostać zupełnie innym oczekiwaniom. Było to utrudnione, ponieważ w Katarze kontuzji doznał Gabriel Jesus. Okazało się jednak, że nieobecność podstawowego napastnika nie jest dla Kanonierów specjalnym kłopotem. Początkowo świetnie zastępował go Eddie Nketiah, a gdy on trochę obniżył loty w jego buty wskoczył Leandro Trossard, który swoją charakterystyką i sposobem gry jeszcze lepiej oddawał to, jak grał Jesus, dzięki czemu zespół funkcjonował idealnie.

Na chwilę musimy zatrzymać się przy zimowym okienku transferowym. W trakcie mundialu Kanonierzy nie zatracili cech, któymi imponowali w pierwszej części sezonu. Po powrocie do gry z pierwszych pięciu meczów wygrali cztery i jeden zremisowali, a skala wyzwania była naprawdę wysoka – rywalami byli Brighton, Newcastle, Tottenham i Manchester United. Arsenal nadal grał widowiskową piłkę, pełną entuzjazmu i miał siłę ognia, której nikt nie był w stanie przygasić. Po 19 rozegranych meczach Kanonierzy zgromadzili 50 „oczek”, czyli punktowali w tempie na wyrównanie najlepszego sezonu w historii Premier League należącego do Manchesteru City 2017/18.

W klubie mieli jednak świadomość, że drugi garnitur nie jest tak mocny i aby przygotować się do walki o mistrzostwo trzeba się wzmocnić i przygotować na ewentualne kontuzje. Wprawdzie nie udało się sfinalizować priorytetów transferowych, czyli zakupu Mychajło Mudryka oraz Moisesa Caicedo, więc postawiono na graczy sprawdzonych w Premier League – Leandro Trossarda i Jorginho. Arsenal uniknął błędów, które popełnił przed rokiem, kiedy miejsce w TOP 4 przegrał przede wszystkim przez bierność na rynku transferowym w styczniu.

Arsenal pod wpływem emocji

Zimowe wzmocnienia szybko zaczęły się spłacać. Choć obaj zawodnicy przychodzili jako zmiennicy to sytuacja kadrowa zespołu tak się potoczyła, że obaj szybko otrzymali okazję do regularnej gry. Jorginho musiał zastąpić Thomasa Parteya, który w tamtym momencie wydawał się jednym z piłkarzy, na których nieobecności The Gunners tracili najwięcej, a Leandro Trossard – jak już wyżej wspomnieliśmy – wcielił się w rolę środkowego napastnika. Arsenal tuż po zakończeniu zimowego okienka transferowego wpadł w lekki dołek, kiedy nie wygrał żadnego z trzech kolejnych ligowych spotkań (porażka z Evertonem, remis z Brentford i przergana z Man City), ale zdołał wrócić na zwycięski szlak i ponownie ustawić się na pole position w walce o tytuł, a znaczącą rolę odegrali w tym właśnie nowi zawodnicy.

Wydarzenie, do którego lubią powracać kibice to wyszarpane zwycięstwo z Bournemouth po golu Reissa Nelsona na 3:2 w ostatniej akcji meczu. To moment największej zbiorowej euforii tego zespołu. Wydawało się, że to da tylko zastrzyk dodatkowej energii zespołowi i początkowo tak też się stało – trzy kolejne mecze to trzy 3-bramkowe zwycięstwa, jednak w tym czasie Arsenal odpadł też z Ligi Europy już w 1/8 finału i stracił Williama Salibę, środkowego obrońcę, który dotychczas grał wszystko. To rozpoczęło ostatni etap sezonu Arsenalu, w którym pędząca z prędkością światła lokomotywa się wykoleiła.

Nie jest tak dobrze jak się wydawało

3 zwycięstwa, 3 remisy i 3 porażki – takimi wynikami zespół Mikela Artety zakończył sezon. Wszystko rozpoczęło się od remisu 2:2 na Anfield, kiedy Arsenal wypuścił z rąk dwubramkowe prowadzenie. To samo powtórzył tydzień później na London Stadium z West Hamem, a potem stracił kolejne dwa punkty z ostatnim w tabeli Southampton. Rob Holding nie był w stanie zastąpić Saliby, Thomas Partey ewidentnie zgubił formę, a Arteta był zbyt zamknięty na zmiany. Po porażce 1:4 z Manchesterem City kwestia mistrzostwa – także przez znakomitą formę zespołu Guardioli – została już w praktyce rozstrzygnięta. Hiszpański szkoleniowiec dopiero wtedy dokonał korekt w wyjściowej jedenastce, pojawił się m.in. Jakub Kiwior i Kanonierzy zaczęli grać lepiej, aczkolwiek nie uniknęli porażek z Brighton (0:3) i Nottingham Forest (0:1).

REKLAMA

Końcówka sezonu pokazała, że Arsenal nie był jeszcze zespołem gotowym do zdobycia tytułu w tak wymagającej lidze, jak Premier League.

Sam Arteta mówił jednak, że są oni dopiero na trzecim z pięciu etapów rozwoju, więc sam trener uważa, iż jest jeszcze pole do poprawy i ma plan jak to zrobić. Choć pojawia się wiele głosów, że druga taka szansa dla Arsenalu może się nie powtórzyć, tak argumentów, aby potwierdzić tą teorię jest niewiele. Kanonierzy mieli drugą najmłodszą średnią wieku wyjściowej jedenastki w tym sezonie, a na ławce zasiadał drugi najmłodszy menedżer (w momencie startu rozgrywek był nawet najmłodszym). Kluczowymi postaciami w drodze po wicemistrzostwo byli:

  • 21-letni Bukayo Saka – 14 goli i 11 asyst
  • 21-letni Gabriel Martinelli – 15 goli i 5 asyst
  • 24-letni Martin Odegaard – 15 goli i 7 asyst
  • 22-letni William Saliba, o którego wpływie na zespół pisaiśmy już wyżej

Doświadczenie zebrane przez tą grupę w minionym sezonie z pewnością zaprocentuje w przyszłości. Pod wodzą Mikela Artety zespół z każdym kolejnym sezonem notuje progres, co potwierdzają twarde liczby (miejsce w tabeli, zdobyte punkty, bilans bramkowy). To nie jest jeszcze skończony projekt, o czym najlepiej świadczy koszt transferów zawodników podstawowego składu. Za żadnego piłkarza z obecnej kadry klub nie zapłacił więcej niż 50 mln funtów. Teraz, dzięki pierwszym naprawdę wielkim inwestycjom, zespół ma wejść w czwarty etap rozwoju. Arsenal nie wytrzymał tempa w wyścigu o mistrza, ale śmiało może przesłać do Manchesteru City gratulacje z dopiskiem: „wrócimy silniejsi”.

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,599FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ