Wspaniały to był sezon, nie zapomnę go nigdy. Podobno bez tego zdania żadne podsumowanie się nie liczy, więc miejmy to za sobą. Ale ten sezon Premier League rzeczywiście był wyjątkowy. Rozegrany w o miesiąc krótszym czasie niż zazwyczaj i bez kibiców (kolejki z częściowo zapełnionymi stadionami możemy policzyć na palcach jednej ręki). Jako, że znamy już wszystkie rozstrzygnięcia to zamiast klasycznego podsumowania po kolejce opisuje cały sezon w wykonaniu każdego klubu. Głównie subiektywnie często biorąc pod uwagę oczekiwania, jakie miałem do każdego zespołu przed startem rozgrywek.
1. Manchester City
O mistrzu ciężko napisać w krótkich, żołnierskich słowach, a sporo będzie zależało też od finału Ligi Mistrzów. To był jednak dość dziwny sezon The Citizens. Przecież jeszcze nie tak dawno wszyscy byliśmy zgodni, że pomiędzy Guardiolą, a zespołem coś się wypaliło, a jego przedłużenie kontraktu uważano za błąd. A od tego czasu Manchester City szedł już tylko w górę.
Cancelo w środku pola, oswobodzony Gundogan strzelający gola za golem, gra z fałszywą „9-tką”. Guardiola cały czas wprowadzał nowe możliwości, które ostatnio tak naprawdę widzimy tylko w Lidze Mistrzów. Ostateczny dorobek Manchesteru City nie jest jakiś bardzo imponujący, ale warto mieć na uwadze, że jedną nogą na najwyższym stopniu podium stali już na początku lutego (algorytm Opty dawał im wtedy ponad 95% szans na tytuł) i od tego czasu Pep co kolejkę kręci kołem rotacji.
2. Manchester United
Podobnie, jak z wyżej opisanym sąsiadem – gdybyśmy wystawiali ocenę za sezon to musielibyśmy poczekać jeszcze na środę i finał Ligi Europy z Villarealem. Solskjaerowi przydałoby się trofeum jako udokumentowanie solidnej pracy, jaką wykonuje na Old Trafford. Niemniej jednak, drugie miejsce w lidze to najlepszy wynik (razem z sezonem 2017/18 pod wodzą Jose Mourinho) Czerwonych Diabłów od odejścia Sir Alexa Fergusona. Przez cały ten rok moja opinia odnośnie do ekipy Solskjaera często się zmieniała. Zastanawiałem się, czy Manchester United Ole Gunnara Solskjaera jest dobry? Jesienią byli zdecydowanie za bardzo uzależnieni od Bruno Fernandesa, ale z czasem, krok po kroku ewoluowali w prawdziwy zespół.
Obserwowanie przemiany United to było ciekawe doświadczenie i na koniec rozgrywek myślę, że jesteśmy w stanie zdiagnozować, czego brakuje im do walki o mistrzostwo. Moim zdaniem przede wszystkim defensywnego pomocnika dobrego w odbiorze, który często będzie odwalać robotę za środkowych obrońców. Do tego można dorzucić jeszcze stopera, rezerwowego prawego obrońcę i napastnika (Cavani ma problemy ze zdrowiem, a Greenwooda wolę oglądać na prawej pomocy).
3. Liverpool
TOP 4 imienia Fabinho. Dlaczego? Od kiedy Jurgen Klopp wpadł na pomysł, aby nie łatać nim dziur na środku obrony tylko ustawić w roli defensywnego pomocnika przed stoperami Liverpool wygrał wszystkie 8 meczów Premier League. Oczywiście, forma całego zespołu poszybowała w górę (świetny Trent Alexander-Arnold), ale to był według mnie kluczowy czynnik. Zresztą, w końcówce sezonu Brazylijczyk dwukrotnie ponownie przywracany był na środek obrony. Efekt? 2 remisy. Z Leeds i Newcastle.
Liverpool miał walczyć o mistrzostwo, ale plaga kontuzji plus urazy Hendersona i Joty uniemożliwiły to. Oczywiście, można zarzucać klubowi, że miał tylko trzech stoperów sprawdzonych na poziomie Premier League, że w zimie sprowadził środkowego obrońcę z ostatniej drużyny Bundesligi zamiast próbować ratować sezon mocnym nazwiskiem, jednak takiej sytuacji zdrowotnej wśród stoperów nie da się przewidzieć. To był ewenement. Dlatego ja uważam, że Klopp może uznać ten sezon za udany. Cel minimum został zrealizowany. W lecie przeprowadzi się kilka zmian (być może to będzie koniec tercetu Salah-Mane-Firmino?) i można próbować ponownie walczyć o tytuł.
4. Chelsea
Kiedy Roman Abramowicz zwalniał Franka Lamparda nie sądziłem, że Chelsea włączy się jeszcze do walki o TOP 4. Całościowo w ogóle ciężko ocenić mi jaki to był sezon w ich wykonaniu. The Blues zostali okrzyknięci królami letniego polowania i po transferach dużo sobie oczekiwano. Lampard miał jednak spory problem ze znalezieniem odpowiedniego systemu, aby zmieścić wszystkie gwiazdy w jednym składzie. Kłopot bogactwa go zgubił.
Nie oszukujmy się, na Stamford Bridge mają kadrę, żeby walczyć o mistrzostwo w przyszłym sezonie. Ale do tego potrzeba więcej w ofensywie niż to, co aktualnie prezentują. Chelsea za Tuchela tylko raz strzeliła ponad 2 gole w meczu. Raz w 29 meczach. Owszem, brakowało też skuteczności i samo kreowanie sytuacji nie jest takie złe. Jednak odtwarzając sobie ich mecze w głowie często zostaje mi obrazek, w którym męczą się z piłką przy nodze. I jeśli w okresie przygotowawczym Tuchel tego nie zmieni to może być kłopot z nawiązaniem walki o tytuł. Defensywa jest już świetna i pozwala Chelsea pokonywać najlepszych, ale aby być najlepszym na dystansie 38 kolejek musisz strzelać dużo bramek i tracić mało.
5. Leicester
Dobrze, że zdobyli Puchar Anglii, bo po kolejnym poślizgnięciu się na ostatniej prostej w walce o Ligę Mistrzów byłby tam ogromny niedosyt. W ostatnich pięciu kolejkach zdobyli 4 punkty. Co więcej, jako, że Chelsea przegrała z Aston Villą to wygrana z Tottenhamem dałaby im TOP 4. Mentalnie naprawdę coś jest nie tak z tą drużyną.
Niemniej jednak, dla mnie ten sezon i tak powinni uznać za sukces. Przede wszystkim dlatego, że po raz kolejny rozbili układ TOP 6. Leicester sukcesywnie robi kroki w przód i nie mam wątpliwości, że Brendan Rodgers to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Popatrzcie, jak on rozwija poszczególnych piłkarzy. James Justin z niemal no-name’a stał się jednym z najlepszych bocznych obrońców ligi, Harvey Barnes zaczął dorzucać liczby, Kelechi Iheanacho wystrzelił w duecie z Jamiem Vardym, Fofana wywalczył sobie miejsce w składzie zaraz po transferze i zagrał bardzo równy sezon, Tielemans stał się kompletnym pomocnikiem. Ta Liga Mistrzów prędzej, czy później nadejdzie. Pisanie o kontuzjach w sezonie, gdzie każdy miał z tym problemy to trochę głupie usprawiedliwienie, ale bardzo możliwe, że właśnie tym Leicester przegrało awans do LM.
6. West Ham
Największe pozytywne zaskoczenie sezonu. Przed sezonem nikt nie wierzył w West Ham. Ja nie uważałem ich aż tak słabych, jak większość, ale w życiu nie spodziewałem się, że wejdą do Ligi Europy. To, co mi się bardzo podobało w West Hamie to ich równa forma. Były dwa słabsze okresy – podczas maratonu świąteczno-noworocznego i końcówka sezonu – ale ciężko mówić tutaj o dołkach formy. Po prostu punktowali i grali nieco gorzej. Jedyne, co może martwić przed następnym rokiem to zjazd defensywy w ostatnich tygodniach. Wczoraj Młoty zachowały pierwsze czyste konto w Premier League od 8 marca. Latem przydałoby się sięgnąć po solidnego środkowego obrońcę.
Cały ten sezon to też ogromne zwycięstwo Moyesa i zarządu West Hamu. Klub z London Stadium zawsze kojarzył się ze złym zarządzaniem, przepłaconymi transferami i często nietrafionymi decyzjami. Za to za dwa ostatnie okienka zarządowi należą się ogromne pochwały. Soucek (10 goli jako środkowy pomocnik, rekordy w przebieganych kilometrach), Coufal (czy to nie był najlepszy prawy obrońca Premier League w tym sezonie?), Lingard (totalnie nieoczywiste wypożyczenie, a bez niego mogłoby nie być LE), Benrahma. Moyes z kolei udowodnił, że jeśli dostanie zaufanie, czas i wolną rękę w budowie drużyny to naprawdę jest solidnym fachowcem.
7. Tottenham
Udało im się uratować ten sezon, choć nie powinno to zatrzeć nam obrazu, jak wyglądały Koguty od połowy grudnia. Całe rozgrywki minęły mi bardzo szybko i jeszcze świeżo w pamięci mam, kiedy zespół Jose Mourinho ogrywał Manchester City. Nie brakowało wówczas głosów, że to kandydat do tytułu. Jednak opierając grę na dwóch jednostkach (wszyscy wiemy na kim) nie da się zachować pewnej stabilizacji.
Największym rozczarowaniem w kontekście Spurs jest dla mnie defensywa. Od monolitu, którego nie mogli przełamać ani Tottenham, ani Chelsea, ani Arsenal do wesołej gromadki popełniającej bardzo proste błędy. Nowy trener nie będzie miał łatwego zadania na Tottenham Hotspur Stadium. Prawdopodobnie odejdzie Kane, nie wiemy co z przyszłością Bale’a, środek obrony jest niemal cały do wymiany. Są też zawodnicy, których trzeba odkurzyć. Dużo więcej można wyciągnąć z Bergwijna, Lo Celso, Lucasa (choć za schyłkowego Mourinho wyglądał dobrze), Ndombele. Generalnie jest tam w czym rzeźbić i zarząd musi uzbroić się w cierpliwość.
8. Arsenal
Tutaj zrobimy wyjątek. Sezon Arsenalu podsumowałem już po porażce z Villarealem, więc podsyłam linka.
Od tego czasu jednak Kanonierzy wygrali 5 meczów i taką serią zakończyli sezon będąc o kilka minut od europejskich pucharów. Od 15. kolejki, czyli od tzw. boxing day (kolejki w drugi dzień świąt) zespół Mikela Artety jest drugą siłą ligi, co mnie mocno zdziwiło. Bo – nie oszukujmy się – ich gra przez ten czas wcale nie była piękna. Arsenal w wielu meczach rozprowadzał akcje bardzo wolno i męczył się w ataku pozycyjnym. Tej drużynie brakuje przede wszystkim stabilizacji.
9. Leeds
W ostatnich latach mieliśmy Wolves, mieliśmy Sheffield, ale z beniaminków najwięcej moim zdaniem wniosło Leeds pod batutą Marcelo Bielsy. Uwielbiam oglądać ich mecze. I fajnie, że nie muszę ich chwalić tylko za styl. Bo za stylem poszły także wyniki. Kończą sezon w górnej połowie tabeli, na Elland Road nie dali się pokonać nikomu z „wielkiej szóstki” i skradli serca większości kibiców. Jak na beniaminka to fajne osiągnięcie. Druga połowa sezonu to też stabilizacja. W pierwszej Leeds miało zbyt duże wahania formy. Kiedy w jednym meczu zagrali super to mogliśmy się spodziewać, że w następnej coś odwalą. Byli nieobliczalni w niekoniecznie dobrym tego słowa znaczeniu.
Bielsa mało rotuje składem i szczerze mówiąc przy ich intensywności dziwi mnie, że pod koniec sezonu dalej mieli jeszcze energię. Ich przygotowanie fizyczne to nawet nie jest półka, a jakieś 2-3 wyżej od całej reszty. Zresztą spójrzcie na obrazek poniżej. Wydawało się, że w tej kwestii doszliśmy już do ściany, a Bielsa jeszcze przesunął granice. Jak w przyszłym sezonie wejdą do pucharów to się nie zdziwię.
10. Everton
Przez długi czas byli w grze o puchary, nawet Ligę Mistrzów, ale dla mnie to jednak rozczarowanie. Nie trzeba patrzeć na żadne expected goals, czy inne statystyki, żeby widzieć, że oni po prostu słabo grają w piłkę. Zresztą, spójrzcie na bilans bramek (-1). Walczyć o europejskie puchary do ostatniej kolejki i skończyć z ujemnym bilansem bramkowym? No to są jaja.
Wiadomo, było dużo kontuzji w zespole, co przy dość okrojonej kadrze The Toffees było sporym problem i Carlo Ancelotti fajnie sobie z tym radził. Jednak mam wrażenie, że o Evertonie za często mówiliśmy przez pryzmat kontuzji. Na początku sezonu porwali nas ofensywną i piękną grą, a potem słabsza gra była tłumaczona urazami. „Poczekajmy aż wróci James”, „nie ma Digne’a”, „bez Calverta-Lewina nie ma tam klasycznego napastnika” itd. Wreszcie, jak już prawie wszyscy byli zdrowi to Everton na boisku nadal męczył bułę. Tam bardzo brakuje kogoś, kto byłby odpowiedzialny za rozgrywanie piłki od tyłu. Sam Carletto mówił, że potrzebni są mu zawodnicy, którzy dobrze czują się z piłką przy nodze.
11. Aston Villa
Końcówka sezonu nie była już tak efektowna i efektywna, ale zespół Deana Smitha to i tak bardzo duże zaskoczenie na plus. Kiedy w okolicach Świąt Bożego Narodzenia złapali formę to rozjeżdżali rywali aż miło. Wówczas, w czasie, kiedy wszyscy chcieli wygrać jak najmniejszym nakładem sił mecze The Villans były miodem na nasze serca. Wiadome było, że grając ciągle tym samym składem i mając jednak ograniczonych piłkarsko zawodników prędzej, czy później przyjdzie kryzys. Impet stracili, kiedy w zespole pojawiły się przypadki koronawirusa. Potem kontuzja Grealisha i walka o to, żeby nie pogubić za dużo punktów.
Ostatecznie 11. miejsce to bardzo dobry wynik, który pewnie każdy kibic Aston Villi przed startem sezonu wziąłby w ciemno. Martwi jednak uzależnienie ofensywy nie tylko od Jacka Grealisha, ale i Olliego Watkinsa. Osobiście jestem fanem tego drugiego. Musi jeszcze popracować trochę nad skutecznością, ale to jaką wartość wnosi on do zespołu przez pressing, dobre ustawianie się, ruchliwość, wychodzenie na pozycje, umiejętność zastawienia się jest nie do ocenienia. Wyniki The Villans w przyszłym sezonie będą w dużej mierze zależały od tego, czy wyżej wymieniona dwójka (plus Emiliano Martinez) zostaną na Villa Park.
12. Newcastle
Sroki kończą na 12. miejscu, a był taki moment, w którym naprawdę myślałem, że zlecą z ligi. To było po porażce 0:3 z Brighton tuż przed przerwą reprezentacyjną. Bruce jednak dobrze zareagował, jego zespół pomału gromadził punkty i dość wcześnie zapewnił sobie utrzymanie. A to, jaką przemianę przeszli jest wręcz niemożliwe. Z niemal najgorszego do oglądania dla postronnego widza zespołu w kilka tygodni przeszli drogę do drużyny, którą podziwiasz za odwagę i ofensywny styl gry.
Niemniej jednak, to nie był dobry sezon w wykonaniu Newcastle. Pamiętacie lato i oczekiwania, jakie były wobec nich po transferach? No właśnie. Newcastle rozczarowywało przez pierwszą połowę sezonu. To była drużyna Calluma Wilsona. Drugą część mieli już dość dobrą – w tabeli za ten okres niewiele dzieli ich od górnej części tabeli. Zbiegło się to też w czasie z zatrudnieniem drugiego trenera, Graeme’a Jonesa. To podobno on stoi za większością pomysłów taktycznych, jak zmiana ustawienia i uwolnieniem potencjału ofensywnego. Niech w przyszłym sezonie kontynuują to, co prezentowali pod koniec tego.
13. Wolverhampton
Gdybym miał opisać ich sezon jednym słowem użyłbym terminu nijakość. Po sprzedaży Doherty’ego i Joty oraz kontuzji Jonny’ego i Jimeneza, czyli czterech piłkarzy (dwóch napastników i dwóch wahadłowych) którzy byli bardzo ważnymi elementami ofensywy w taktyce Wilki stały się zespołem opartym na indywidualnych zrywach. Czy to Neto, czy Podence’a, czy Traore. Nuno próbował szukać innych rozwiązań, po kilku latach sztywnego trzymania się 1-3-5-2/1-3-4-3 przeszedł nawet na czwórkę z tyłu, ale też nie zadziałało. Tak samo, jak sprowadzenie Williana Jose zimą. Nic nie dawało efektów i Nuno Espirito Santo zapłacił za to posadą.
Czy słusznie? Mam wątpliwości, ale być może rzeczywiście coś się w zespole wypaliło. Mam wrażenie, że Portugalczyk też sam był trochę przybity brakiem fanów na trybunach i ogólnie całym lockdownem, na co często narzekał w wywiadach. Znając ambicję szefów klubu z Molineux myślałem, że latem sypną trochę pieniędzmi, uzupełnią braki i zobaczymy coś na kształt nowego otwarcia. A będziemy mieć zupełnie nowy projekt z innym sternikiem.
14. Crystal Palace
Powiem szczerze, że przed sezonem obstawiałem ich spadek. Cóż, błąd amatora. Palace Roya Hodgsona to zawsze spokojne utrzymanie i nic więcej. Ten sezon różnił się od poprzednich choćby tym, że Orły bardzo słabo spisywały się w defensywie. Jeśli zawodnikiem z największą liczbą występów na środku obrony jest nominalny defensywny pomocnik, Cheikhou Kouyate to oznacza to dwie rzeczy. Za wiele jakości tam nie ma, a i ze zdrowiem reszty nie było najlepiej. W ofensywie prawie wszystko było po staremu. Zespół zwykle ciągnął Wilfried Zaha, ale na wyróżnienie zasługują też dwa nazwiska – Eberechi Eze i Christian Benteke. Belg po raz pierwszy od sezonu 2015/16 strzelił 10+ goli, a Anglik po dość nierównym początku pokazał, że ma papiery na wielkie granie.
Roy Hodgson nie poprowadzi zespołu w przyszłym sezonie – to już wiemy. Czy bardziej widzę w tym szansę, czy zagrożenie dla Crystal Palace? Chyba to drugie. Obawiam się, że przy złej selekcji trenera to może skończyć się podobnie, jak ostatni epizod z Frankiem De Boerem. Bo kadry na nic więcej niż walkę o utrzymanie nie mają.
15. Southampton
Rozczarowanie, bo typowałem ich na czarnego konia tych rozgrywek. I długo zanosiło się na to, że będę miał rację. Jedną noc spędzili nawet na fotelu lidera, jednak w 2021 Święci okropnie wyhamowali. Wcześniej punktowali świetnie, ale teraz – z perspektywy czasu – mam wrażenie, że Southampton nas wszystkich nabrało. Bo oni wtedy wcale nie grali bardzo dobrze. Mieli dużo szczęścia. Ward-Prowse’owi wolne siadały jak nigdy, dużo bramek strzelali po stałych fragmentach gry i jakoś tuszowało to fakt, że ekipa Hasenhuttla dość mało kreowała sobie z gry.
Kiedy przyszło natężenie spotkań to problemy Świętych mocno się uwidoczniły. Wąska kadra, brak jakościowych zmienników. No i ta porażka 0:9 z Manchesterem United. Mam wrażenie, że bardzo długo zajęło im, aby wygrzebać się z dołka mentalnego, który spowodowała ta porażka. Lubię Hasenhuttla, uważam go za dobrego fachowca, ale nie jestem przekonany, że coś z tego zespołu jeszcze wyciśnie. Pierwsza porażka 0:9 (z Leicester) rozpoczęła budowę zespołu. Druga – być może zakończyła i od niej zaczęło się pikowanie.
16. Brighton
Chyba każdy zna memy o ich xG i nie możemy przejść obok tego tematu. Bo on definiuje sezon Brighton. Ileż to meczów, w których powinni wygrać z palcem w nosie, a ostatecznie tracili punkty możemy naliczyć? Dwukrotnie z Crystal Palace i Sheffield, z West Bromem. Według expected points (oczekiwane punkty) powinni być w podobnej pozycji, co rzeczywiście, gdyby odwrócić tabelę.
Brighton gra tak od początku przyjścia Grahama Pottera, a ja nadal uparcie wierzę, że w następnym sezonie gra przełoży się na punkty. Dlaczego? Ponieważ w 2021 roku widzę znaczny postęp w ich grze. Wcześniej często grali nudne mecze, a argumenty przemawiające za zwolnieniem trenera były nawet uzasadnione. Jednak im bliżej było do końca sezonu tym Mewy wyglądały lepiej. Imponuje mi, że Potter stworzył zespół oparty na kolektywie i systemie, a nie indywidualnościach i to ile Anglik potrafi wyciągnąć z poszczególnych graczy. Akcji jednak za nich nie skończy, dlatego skuteczny napastnik, ale jednocześnie taki, który będzie pasował do ich stylu gry opartego na grze kombinacyjnej i wielu podaniach to mus w letnim okienku transferowym. Życzę im górnej połowy tabeli w przyszłym sezonie, co według mnie nie jest niemożliwe.
17. Burnley
Chyba najgorszy sezon The Clarets od powrotu do Premier League w 2016 roku. Z pozytywów zapamiętam tylko formę Chrisa Wooda w końcówce. Rozgrywki zaczęli bardzo słabo, ale mieli usprawiedliwienie, że brakowało Jamesa Tarkowskiego i Bena Mee – niekwestionowanego duetu stoperów Burnley. Kiedy oni wrócili było oczywiście lepiej, ale defensywa do dyspozycji z poprzedniego sezonu nie nawiązała. Ofensywa jest podobnie zależna od Wooda (przynajmniej teraz, jak wrócił do formy), więc fajnie byłoby gdyby szefowie klubu wpadli na pomysł, aby wzmocnić kadrę.
A tak się może stać, ponieważ Burnley ma nowego właściciela. Od lata 2017 roku ich bilans netto to tylko 20 mln na minusie. Co sezon powtarza się, że The Clarets mają bardzo wąską kadrę i Dyche’owi powinni przed Turf Moor postawić pomnik za to, co wyciska z tego zespołu. W poprzednim sezonie po lockdownie często nie miał nawet kogo wpuszczać z ławki i nic dziwnego, że pojawiały się plotki, jakoby Dyche miał odejść.
18. Fulham
Momenty były. Są jedynym spadkowiczem, za którym może od czasu do czasu zatęsknię. Ale tylko wtedy, kiedy przypomnę sobie, jak prezentowali się od połowy grudnia do połowy marca wymazując z pamięci całą resztę. Co ciekawe, ich dobry czas zaczął się na meczu z Liverpoolem (zremisowanym 1:1) i skończył się na meczu z Liverpoolem (wygranym 1:0). W tym okresie imponowali zwłaszcza organizacją taktyczną. Był taki moment, gdzie ich defensywę uważałem za jedną z najlepszych w lidze. Naprawdę. Scott Parker stworzył z nich kolektyw i ciężko powiedzieć, dlaczego tak nagle się rozpadli.
Personalnie to nie był zły zespół. Areola w bramce, w obronie Andersen, Aderabioyo, Aina, w środku Anguissa (może powinni kupić więcej piłkarzy na literę A?). Swoje robił też Lookman, osobiście ceniłem sobie także Leminę, Robinsona, czy Tete. Problem w tym, że nie miał kto bramek strzelać. Najlepszy strzelec zespołu, Bobby Reid zdobył – uwaga – aż 5 goli. Niby był Mitrovic, potem przyszedł Josh Maja, ale ich gra znacznie lepiej wyglądała bez typowej „9-tki”.
19. West Brom
Przez cały sezon tylko 3 kolejki spędzili „nad kreską”, więc spadek jest, jak najbardziej uzasadniony. Obudzili się zdecydowanie za późno i wielka ucieczka była już nierealna. Ale zespół też nie był gotowy na awans. To było widać tuż po wejściu do ligi. Slaven Bilic nie dostał należytego wsparcia finansowego w lecie i musiał lepić z tego, co miał. A nie miał za dużo. Samym Matheusem Pereirą (który w pierwszej połowie sezonu był bardzo nierówny) się nie utrzymasz.
Big Sam też zdawał sobie z tego sprawę i w zimie sięgnął po posiłki. Wypożyczeni zostali Diagne (dobry napastnik, ale zbyt nieskuteczny), Yokuslu (udany transfer, bardzo solidny defensywny pomocnik) i Maitland-Niles. Od tego czasu potrafili zremisować z Manchesterem United, wygrać z Chelsea aż 5:2 i przejechać się po Southampton 3:0. Warto jeszcze wyróżnić bramkarza Sama Johnstone’a – życzę mu, aby utrzymał się na poziomie Premier League.
20. Sheffield
Dużo ciekawego tu nie będzie, więc dla tych, co dotrwali do tego momentu zagadka. Przez ile kolejek Sheffield zajmowało ostatnie miejsce? Dam Wam chwilę na zastanowienie się. Prawidłowa odpowiedź to 31. Od 8 kolejki szorują dno tabeli. Pierwsza wygrana w 18. kolejce. I racja, na początku sezonu mieli naprawdę sporo pecha. W wielu meczach zasługiwali na więcej, ale skuteczność była dramatyczna. Jednak, jeśli w zespole masz trzech zawodników, którzy w tym sezonie Premier League strzelili ponad jednego gola to nie ma się co dziwić. Oprócz najlepszego strzelca McGoldricka: McBurnie – 1 gol, Burke – 1, Brewster – żadnego. Z takim zestawem napastników ciężko myśleć o utrzymaniu.
Moim zdaniem to też zespół, który najmocniej stracił na braku fanów na trybunach, co było widać już w poprzednim sezonie po lockdownie. Mówił zresztą o tym Chris Wilder. Można to potraktować jako tanią wymówkę – wszak przecież każdy gra w tych samych warunkach – jednak na Bramall Lane doping naprawdę potrafił dodać skrzydeł.
Mój redakcyjny kolega Maciek rozpoczął serię podsumowań, w którym szerzej omawiamy pojedyncze kluby. Tak więc, jeśli chcielibyście dokładniej poczytać o minionym sezonie danego zespołu to poniżej podsyłam linki do dwóch tekstów (na dniach będzie pojawiało się więcej podsumować, więc stay tuned):
– spadkowicze
– Brighton
fot.: Manchester City/Twitter