6. stycznia zakończył się jubileuszowy 70. Turniej Czterech Skoczni. Po szalonym, długim weekendzie w Bischofshofen możemy na spokojnie wrócić do oceny całego turnieju. Bezapelacyjnie wygrał go Ryoyu Kobayashi, któremu zabrakło jednego konkursu do ustrzelenia Wielkiego Szlema. Jak statystycznie wyglądało jego zwycięstwo? Jak było w przypadku Polaków? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie poniżej.
Król Kobayashi
Przed turniejem wiele osób wskazywało (w tym ja, w artykule zapowiadającym TCS), że Japończyk wygra tegoroczną edycję noworocznej imprezy. Jak się okazało, przewidywania były w pełni trafione. Kobayashi od pierwszego konkursu w Oberstdorfie pokazywał, że chce zgarnąć pełną pulę. Wygrywał raz za razem kwalifikacje i główne zawody. Maszyna zacięła się dopiero w drugim konkursie w Bischofshofen. Japończyk zajął w nim piąte miejsce i na ostatnim kroku stracił szanse na Wielkiego Szlema. Cały turniej Ryoyu wygrał po raz drugi w karierze, a jego nota okazała się najwyższa w historii. Jego tegoroczne zwycięstwo spowodowało, że w ostatnich 6. latach TCS wygrywał Polak albo właśnie Kobayashi.
Rozczarowanie współgospodarzy
Niemiec Karl Geiger był upatrywany jako ten, który jako pierwszy niemiecki skoczek po 20 latach, wygra Turniej Czterech Skoczni. Jego wysoka dyspozycja pozwalała mieć realne nadzieje kibiców zza naszej zachodniej granicy, że niemoc ich reprezentantów, w tym roku zostanie przełamana. Geiger jednak nie podołał presji fanów i w końcowym rozrachunku znalazł się poza podium, na czwartej pozycji. W trakcie konkursów było widać jego frustracje, że bardzo chce, ale brakuje mu dużo do poziomu Kobayashiego. Tylko w Ga-Pa stracił do niego ponad 25 punktów.
Niespodzianka turnieju – Lovro Kos
Słoweniec szturmem wszedł do czołowej dziesiątki na inauguracje cyklu w Oberstdorfie. Przed rozpoczęciem TCS na swoim koncie miał zaledwie 82 pucharowych punktów, zdobytych głównie w tym sezonie. Podczas samych niemiecko-austriackich zawodów zdobył ich aż 135. W Ga-Pa po raz pierwszy w karierze stanął na podium, a dokładnie na jego najniższym stopniu. Słoweniec, do pierwszego konkursu w Bischofshofen, był w walce o TOP 3 całego cyklu, ale przydarzył mu się upadek (z resztą nie on jeden, ze względu na wątpliwej jakości odjazd) i stracił przez to wiele punktów. Świetne skoki w innych konkursach pozwoliły mu na zajęcie siódmego miejsca w Turnieju Czterech Skoczni. Genialny występ jak na debiutanta.
Bardzo słaby występ Polaków, ale nie najgorszy
Już od pierwszego konkursu było wiadomo, że Polacy będą jedynie tłem w rywalizacji najlepszych skoczków. Tylko Piotr Żyła do końca turnieju potrafił się plasować w drugiej dziesiątce. Finalnie najlepszy z Polaków w TCS znalazł się na 15. miejscu. Jest to zatem lepszy rezultat niż w sezonie 2015/16, kiedy to najwyższą pozycję wśród polskich skoczków zajął Kamil Stoch, wtedy na 23. lokacie. Tym razem 3-krotny Mistrz Olimpijski był najniżej sklasyfikowany z naszych reprezentantów, na 53. pozycji. Oczywiście ze względu na to, że nie przystąpił do dwóch konkursów w Bischofshofen.
Jednak jest pewna statystyka, dobitnie ukazująca jak słaby był tegoroczny występ w wykonaniu Polaków. Biało-Czerwoni podczas zakończonej 70. edycji zdobyli łącznie 83. punkty do klasyfikacji Pucharu Świata. Natomiast w poprzednim roku było to aż 813. punktów. Wiadomo, były to dwa różne sezony, ale jednak dosadnie świadczą o tym, jaki był to turniej w wykonaniu polskich skoczków.
Sezon trwa dalej
Po weekendowym skakaniu na Bischofshofen pojawił się lekki promyk nadziei. Piotr Żyła po raz pierwszy w sezonie wskoczył do czołowej dziesiątki, Dawid Kubacki w końcu oddawał dobre skoki, co prawda przeplatane ze słabszymi, ale wcześniej tych dobrych prób, tak naprawdę nie było. W drużynówce Polacy przez znaczną część konkursu walczyli o podium, co było niemałym zaskoczeniem, ze względu na to, jakie były ich skoki we wcześniejszych dniach.
W nadchodzący weekend Puchar Świata odbędzie się w polskiej świątyni skoków. Zakopane, bo o nim mowa, przyjmie zarówno skoczków jak i kibiców. Miejmy nadzieję, że ogromna wrzawa na trybunach będzie nieść naszych skoczków jak najdalej i będą liczyć się w obu konkursach. Do rywalizacji ma powrócić Kamil Stoch, który po kilku dniach odpoczynku, na pewno będzie chciał dobrze zaprezentować się przed własną publicznością.