Rzadko zdarza się, żeby przed sezonem któryś zespół był tak wyraźnym kandydatem do spadku, jak Stal Mielec. Jakikolwiek program przed startem sezonu Ekstraklasy nie włączylibyśmy to w typach na spadkowicza u każdego eksperta pojawiał się zespół z Mielca. W poprzednim sezonie utrzymali się rzutem na taśmę tylko dlatego, że spadała tylko jedna drużyna. W lecie z powodów ekonomicznych nie mogli się wzmocnić. Ponadto dwa tygodnie przed startem ligi z funkcji trenera zrezygnował Włodzimierz Gąsior, więc w pośpiechu zatrudniono Adama Majewskiego, który w roli pierwszego trenera pracował tylko w 1-ligowym Stomilu Olsztyn i nie była to przygoda do końca udana.
Stal Mielec rozpoczęła sezon tak, jak się tego spodziewano
W pierwszych pięciu meczach zgromadzili 4 punkty i strzelili tylko 4 gole. Zapowiadał się kolejny sezon walki na noże w dolnych rejonach tabeli. Kiedy jednak okno transferowe dobiegało końca Stal ruszyła na polowanie. Znowu podjęli nie do końca logiczną decyzję, bo drużynę powinno budować się wcześniej, aby nowe nabytki miały czas się w nią wkomponować. Niemniej jednak, z powodu bardzo ograniczonych możliwości finansowych pod koniec sierpnia mogli wyciągnąć zawodników solidnych, którzy nie łapią minut w innych ekstraklasowych klubach, a Adam Majewski po kilku meczach wiedział już na jakiej pozycji potrzebuje wzmocnień.
W taki sposób udało się Stali wypożyczyć Fabiana Piaseckiego ze Śląska Wrocław oraz Kokiego Hinokio z Zagłębia Lubin. Do Mielca trafili także Konrad Wrzesiński z Jagielloni Białystok i Dawid Kort z 1-ligowej Odry Opole. Ofensywa zyskała nowe siły i – jak się okazało – także nowe życie. Stal pokazała, że nawet na wewnętrznym rynku zbierając „okruszki ze stołu” można się wzmocnić. Najlepszym z tych transferów zdecydowanie okazał się Piasecki. Były zawodnik Śląska już w pierwszym meczu z Górnikiem Łęczna strzelił bramkę, a rundę zakończył z 4 bramkami i 5 asystami.
Same wzmocnienia pod koniec okienka jeszcze nie uratowały Stali.
Adam Majewski potrzebował trochę czasu, aby to wszystko zaczęło hulać. O ile w defensywie od początku stawiał na stabilizację, tak w linii ataku ciągle szukał optymalnego zestawienia. Robił sporo zmian personalnych na pozycjach podwieszonych napastników w systemie 3-4-2-1. Przełom nastąpił w spotkaniu z Cracovią. Wtedy to po raz pierwszy w linii ataku zagrali ze sobą Fabian Piasecki, Mateusz Mak i Maksymilian Sitek, który wcześniej ustawiany był na wahadle. Choć Stal Mielec zremisowała to spotkanie 3:3 to każdy z nich strzelił po golu.
Od tego czasu tylko raz Adam Majewski inaczej zestawił ofensywę, ale była to zmiana wymuszona, ponieważ w meczu ze Śląskiem Wrocław nie mógł zagrać Fabian Piasecki. Od spotkania z Cracovią średnia punktów na mecz ekipy z Mielca wzrosła z 1,22 do 1,7, a średnia liczba goli – z 0,89 do 1,8. Mak, Sitek i Piasecki z kolei regularnie dokładali liczby. Ich statystyki w meczach, w których wspólnie tworzyli linię ataku wyglądają następująco:
Fabian Piasecki – 3 gole i 4 asysty; udział przy 41% goli zespołu
Mateusz Mak – 5 goli i 2 asysty; udział przy 41% goli zespołu
Maksymilian Sitek – 3 gole i 3 asysty; udział przy 35% goli zespołu
Zmiana stylu gry
Po awansie do Ekstraklasy Stal początkowo chciała grać atrakcyjną dla oka piłkę pod batutą Dariusza Skrzypczaka. Podobnie, jak wiele beniaminków, które chciały grać z otwartą przyłbicą zapłacili za to frycowe. Nastąpiła szybka redefinicja podejścia do Ekstraklasy i próba utrzymania się najprostszymi środkami. Zarówno za Leszka Ojrzyńskiego, jak i Włodzimierza Gąsiora Stal Mielec była drużyną, której głównym zadaniem było sprawienie, aby przeciwnikowi nie grało się łatwo. Utrzymanie wywalczyli tylko dlatego, że Petteri Forsell daleko rzucał auty i zespół strzelił w końcówce sezonu uczynił z tego swój mocny punkt.
W obecnym sezonie mecze Stali ogląda się nieco przyjemniej. Wprawdzie nadal nie jest to drużyna, która prowadzi grę, bo ma najniższe średnie posiadanie piłki w całej lidze (44%, tyle samo co Warta), ale dobrze czują się w kontratakach i to wykorzystują. Mimo, że oddali najmniej strzałów w tym sezonie Ekstraklasy to w klasyfikacji xG (goli oczekiwanych) prowadzonej przez portal Ekstrastats są dokładnie w środku stawki, na 9. miejscu. Jeśli już piłkarze Stali decydują się na uderzenie – często jest to sytuacja, z której prawdopodobieństwo powodzenia jest wyższe niż w przypadku innych drużyn.
Stal Mielec Polakami stoi
Nie ma drugiej drużyny w Ekstraklasie, w której tak istotną rolę odgrywaliby nasi rodacy. Polacy spędzili 84,7% czasu gry na boisku w zespole Stali i zdobyli 87,5% goli. Jedynym zagranicznym zawodnikiem, który rozegrał ponad połowę możliwych minut w minionej rundzie jest Jonathan De Amo. Jednak i Hiszpan w ostatnich meczach stracił skład, ale na rzecz innego obcokrajowca – Bożidara Czorbadżijskiego. W kadrze Stali znajduje się jeszcze trzech obcokrajowców. Koki Hinokio zaczyna odgrywać coraz ważniejszą rolę w zespole. Albin Granlund pod koniec rundy dostał od Adama Majewskiego kilka szans na prawym wahadle z powodu kontuzji Wrzesińskiego. A Kolev przegrywa rywalizację z Piaseckim.
Zdecydowana większość kluczowych graczy dla Adama Majewskiego ma polski paszport. O trójce Mak – Sitek – Piasecki napisaliśmy już wystarczająco dużo. Za ich plecami, w drugiej linii rządzi Grzegorz Tomasiewicz, który w Ekstraklasie opuścił tylko 28 minut. Mateusz Matras, który po latach gry w środku został przekwalifikowany na stopera też spisuje się bardzo dobrze i trener nie wyobraża sobie podstawowej jedenastki bez niego (opuścił 24 minuty). Nie możemy także zapomnieć o bramkarzu ekipy z Mielca, Rafale Strączku. 22-latek zaczął sezon na ławce, ponieważ nie mógł dogadać się z klubem w kwestii przedłużenia kontraktu. Jego konkurent, Michał Gliwa nie radził sobie dobrze, więc Strączek wrócił do regularnej gry i popisał się już kilkoma efektownymi paradami. Najbardziej wszyscy zapamiętamy mecz z Bruk-Betem, w którym obronił dwa rzuty karne.
Stal Mielec to kolejny klub, który w obecnej rundzie napisał fajną historię.
Z ogromnymi problemami finansowymi, z zawodnikami sprowadzanymi za darmo, niechcianymi w innych klubach utarli nosa wielu stabilniejszym i mającym większe ambicje klubom. W Stali jednak nie zachłysnęli się sukcesem. Cały czas patrzą za siebie i liczą przewagę nad strefą spadkową. Utrzymanie nadal jest głównym celem. Bo spadek może oznaczać koniec funkcjonowania klubu. Adam Majewski w wywiadzie dla „newonce sport” zamiast zachwycać się swoim zespołem powiedział, że tak wysoka pozycja Stali… źle świadczy o Ekstraklasie:
„Nie sztuka wejść na jakiś poziom, tylko się na nim utrzymać. Nie zadowalać się tym, co się ma. Taka jest polska liga. Nie obrażając nikogo ani nie ujmując nam, ale jej słabość powoduje, że takie drużyny jak Stal Mielec mogą nagle znaleźć się w zupełnie innym miejscu, niż wszyscy się spodziewali”.
Stal przezimuje w górnej połowie tabeli, a przecież wszyscy skazywali ich na spadek. Ale były ku temu podstawy. W klubie nie zrobili wiele, aby na papierze mieć solidną pozycję startową. Zarząd podejmował nielogiczne decyzje. Ale futbol jest tak nieprzewidywalny, że czasem się to opłaca.