Stabilizacja w Southampton – najtrudniejsza misja Hasenhuttla

O Ralphie Hasenhuttlu w ostatnim czasie było głośno z powodu niecodziennej deklaracji. Menadżer Southampton ogłosił, że kiedy jego aktualny kontrakt z klubem dobiegnie końca, czyli po sezonie 2023/24 nie planuje kontynuować trenerskiej kariery. Austriak będzie miał wówczas (rocznikowo) dopiero 57 lat, więc teoretycznie jeszcze około dekadę pracy na najwyższym poziomie. – Powiedzenie “nie” wszystkiemu innemu, jest powiedzeniem “tak” samemu sobie – mówił trener Świętych.

Wzloty i upadki Southampton

Początek pracy Ralpha Hasenhuttla na St. Mary’s był bardzo obiecujący. Austriacki szkoleniowiec przejął Southampton na początku grudnia 2018 roku. Zespół wówczas znajdował się w strefie spadkowej. Pod sterami Hasenhuttla zespół szybko odżył. Biorąc pod uwagę pierwsze 16 ligowych spotkań pod wodzą Austriaka Święci byli ósmym najlepiej punktującym zespołem w tym okresie. Start następnego sezonu nie wyglądał już tak kolorowo. Southampton był zespołem szukającym własnej tożsamości, przyszła pamiętna porażka 0:9 z Leicester, a po 17. kolejce okupowali strefę spadkową. Hasenhuttl pracował już wówczas na St. Mary’s Stadium ponad rok i pierwsze próby kwestionowania jego pracy wydawały się zasadne.

REKLAMA

W drugiej połowie tychże rozgrywek Święci złapali wiatr w żagle, a fantastycznie wyglądali zwłaszcza w okresie czerwcowo-lipcowym, po przerwie wymuszonej pandemią, kiedy pokonali m.in. Manchester City. Dobra passę zespół utrzymywał także na początku sezonu. Jedną noc spędził nawet na fotelu lidera. Wydawało się, że to już gotowy produkt sygnowany ręką Ralpha Hasenhuttla gotowy do walki o europejskie puchary. Tworząc tabelę za 2020 rok Southampton zajmowało 5. pozycję. W 2021 roku popadli jednak w marazm. Liczne kontuzje i okrojona kadra przy natłoku spotkań doprowadziły do kolejnej porażki 0:9 (tym razem z Manchesterem United) i sprawiły, że Southampton punktowało na poziomie drużyn walczących o utrzymanie. Przed sezonem, po stracie najlepszego strzelca Ingsa, podstawowego lewego obrońcy Ryana Bertranda oraz rozgrywającego przyzwoity sezon Vestergaarda byli wymieniani w wąskim gronie kandydatów do spadku. I nie było się czemu dziwić.

Poprawa ataku pozycyjnego

W obecnym sezonie Southampton trzymało się w bezpiecznej odległości od strefy spadkowej, ale bez widoków na dołączenie się do grupy pościgowej w walce o miejsce dające grę w europejskich pucharach. Przełom nastąpił w ostatnich tygodniach. Od połowy grudnia Święci przegrali tylko raz (z Wolves), a mierzyli się z Manchesterem City (1:1), West Hamem (3:2), czy dwukrotnie z Tottenhamem (1:1 i 3:2). Mając w pamięci nieregularność Świętych pod wodzą Ralpha Hasenhuttla nie powinniśmy teraz ich przesadnie chwalić. Jednakże, są powody, aby sądzić, że forma zespołu nie będzie już sinusoidą. Że od teraz zaczną iść tylko w górę.

Southampton nieco zmieniło swój sposób gry. Najlepiej było to widać w ostatnim meczu z Tottenhamem. Wcześniej Southampton opierało się na pressingu, bezpośrednich atakach i często dość prostych środkach. Klasyczny sposób gry trenerów wychodzących spod szyldu Red Bulla. Często mieli problemy z kreowaniem sytuacji w ataku pozycyjnym. Po 17. kolejce zeszłego sezonu, kiedy Święci zajmowali 7. miejsce tylko 6 drużyn w Premier League miało niższy współczynnik xG. W obecnym sezonie zajmują miejsce w samym środku stawki, a przecież przez większość czasu byli zespołem mającym zapewnić sobie spokojne utrzymanie.

Różnicę w jakości przeprowadzanych ataków pozycyjnych najlepiej było widać w ostatnim meczu z Tottenhamem. Southampton mądrze operowało piłką i długo się przy niej utrzymywało cierpliwie tkając akcje. Piłkarze wymieniali się pozycjami często tworząc przewagę w bocznych sektorach boiska. A po stracie piłki błyskawicznie zakładali kontrpressing, a skuteczna realizacja tego elementu pozwalała im zamknąć rywala na własnej połowie.

Southampton w nowoczesnym stylu

Ostatnich dobrych wyników nie byłoby również bez taktycznego zmysłu Ralpha Hasenhuttla. Austriacki szkoleniowiec już nie zawsze trzyma się swojego sprawdzonego ustawienie 4-2-2-2/4-4-2, ale stara się je modyfikować w zależności od przeciwnika. Przykładowo z West Hamem ustawił swój zespół w systemie 4-1-4-1 dorzucając dodatkowego zawodnika do środka pola. Następnie w meczach z Tottenhamem, Brentford oraz Wolves Święci stosowali ustawienie 3-5-2, a w ostatnich dwóch starciach (z Man City i ponownie z Tottenhamem) Hasenhuttl wrócił już do systemu, który najbardziej kojarzy się z jego kadencją na St. Mary’s – wspomnianego 4-2-2-2. Punktem wspólnym wszystkich spotkań były znakomite początki spotkań w wykonaniu Świętych. Zawsze zaczynali odważnie, wysokim pressingiem, starając się odbierać piłkę już na połowie rywala. Hasenhuttl w każdym spotkaniu potrafił tak dopasować pressing, aby rywale mieli kłopoty z przetransportowaniem piłki w strefę ataku. Za to należą mu się pochwały.

Taki sposób gry to jednak broń obosieczna, nawet jeśli plan trenera na papierze okaże się skuteczny w rzeczywistości. Austriak daje spory kredyt zaufania swoim piłkarzom. Jeden indywidualny błąd lub sekwencja mniejszych występków może sprawić, że rywale będą mieli otwartą drogę do bramki Świętych. Ot, choćby mecz z Tottenhamem z końca grudnia. Son urwał się obronie, nie nadążył za nim Salisu, który sfaulował go w polu karnym i otrzymał czerwoną kartkę. Cały plan na mecz, skutecznie realizowany przez pierwszą połowę runął. Mając piłkarzy raczej przeciętnych w skali ligi taki sposób grania jest bardzo ryzykowny, szczególnie przeciwko czołowym zespołom. W meczach, w których jego zespół jest skazany na pożarcie Hasenhuttl mógłby próbować grać bardziej pragmatycznie. W systemie ograniczającym rywalowi przestrzeń do ataku, gdzie błędy nie są tak widoczne, ponieważ zawsze znajdzie się kolega z asekuracją.

Hasenhuttl w drodze do większej kariery?

Niemniej jednak, 54-latek wychodzi z założenia, że sposób gry zespołu należy doskonalić w każdym spotkaniu, z każdym rywalem. W ostatnich meczach coraz częściej można odnieść wrażenie, że trener zbiera tego efekty. Linia obrony pewniej czuje się broniąc daleko od własnej bramki, boczni obrońcy świetnie wspierają ataki, a duet Oriol Romeu – James Ward-Prowse jest pewna w fazie posiadania piłki, a także skutecznie pracuje w destrukcji. Southampton gra w stylu bardzo nowoczesnym, który stosuje większość czołowych zespołów. Z uwagi na to Ralph Hasenhuttl już może znajdować się na radarze czołowych europejskich klubów, regularnie występujących w europejskich pucharach. A jeśli z Southampton będzie w stanie uczynić drużynę, która imponuje zorganizowanym pressingiem, potrafi „siedzieć” na rywalu, a przy tym wyeliminuje u swoich zawodników liczne błędy to lista klubów zainteresowanych Austriakiem jeszcze się powiększy.

W przypadku Ralpha Hasenhuttla “powiedzenie nie wszystkiemu innemu” może oznaczać odrzucenie możliwości poprowadzenia jednego z topowych europejskich klubów. Bo jego Southampton w ostatnich tygodniach wygląda świetnie i sprawia wrażenie zespołu, który w końcu może spełnić obietnice, która wysyła nam pojedynczymi okresami.

REKLAMA

Obserwuj autora na Twitterze i Facebooku

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,669FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ