Spełnione ambicje. Jak Aston Villa awansowała do Ligi Mistrzów

Jeszcze pięć lat temu grali w Championship. Na początku poprzedniego sezonu byli tuż nad strefą spadkową. W półtora roku przeszli jednak drogę od walki o utrzymanie do Ligi Mistrzów. Dzięki wtorkowej porażce Tottenhamu z Manchesterem City (0:2) Aston Villa jest już pewna tego, że w przyszłym sezonie po raz pierwszy zagra w Champions League. The Villans będą dopiero jedenastym angielskim klubem, który wystąpi w tych rozgrywkach, co też pokazuje skalę osiągnięcia. I, pomimo że poprzedni sezon zakończyli na miejscu gwarantującym grę w Lidze Konferencji, tak przed startem obecnej kampanii niewielu spodziewało się, że ekipa Unaia Emery’ego może tego dokonać.

Aston Villa sięga po wielkie nazwiska

Aston Villa w pięć lat przeszła drogę od drugiego poziomu rozgrywkowego do gry w Lidze Mistrzów. Oczywiście jest to niesamowity progres w tak krótkim czasie, jednak w momencie awansu do Premier League The Villans nie byli typowym beniaminkiem, którego celem jest tylko i wyłącznie walka o utrzymanie. Wielu kibiców z pewnością pamięta jeszcze nie tak odległe czasy, kiedy klub z Villa Park regularnie finiszował w górnej połowie tabeli i występował w europejskich pucharach. Właściciele klubu po awansie chcieli jak najszybciej nawiązać do tamtych sezonów. Już w pierwszym oknie transferowym Aston Villa jako beniaminek wydała ponad 150 milionów euro. W kolejnych też nie szczędziła grosza na transfery. Od momentu awansu w każdym sezonie przekraczała granicę 100 milionów euro.

REKLAMA

Kolejnym sygnałem ukazującym ambicje The Villans było zatrudnienie Stevena Gerrarda. Były reprezentant Anglii był wówczas jednym z najgorętszych nazwisk na rynku trenerskim. Z Rangers FC we wcześniejszym sezonie zdobył mistrzostwo Szkocji i był wymieniany jako naturalny następca Jurgena Kloppa w Liverpoolu. Zatrudnienie go akurat przez Aston Villę – będącą wówczas tuż nad strefą spadkową po 11 kolejkach – mogło budzić zdziwienie. Gerrard na Villa Park nie poradził sobie jednak najlepiej. Został zwolniony niemal równo rok później, gdy zespół był w podobnej sytuacji, kiedy on sam rozpoczynał pracę na Villa Park.

Punkt zwrotny

Po pożegnaniu się z Gerrardem The Villans postawili na Unaia Emery’ego. Wyciągnięcie hiszpańskiego trenera z Villarrealu również było niemałą niespodzianką. Wcześniej w swojej karierze trenerskiej prowadził on znacznie mocniejsze kluby – PSG, Arsenal, Sevillę, Valencię czy właśnie Żółtą Łódź Podwodną. Ponadto miał on w swojej gablocie mistrzostwo Francji oraz cztery triumfy w Lidze Europy. Tą decyzją Aston Villa po raz kolejny pokazała, że ma siłę przyciągania. Zresztą dotyczyło to nie tylko trenerów, ale również zawodników. Zespoły grające w Lidze Mistrzów na średniaka Premier League zamieniali też Diego Carlos (Sevillę) czy Boubacar Kamara (Marsylię).

Zwolnienie Gerrarda i zatrudnienie w jego miejsce Unaia Emery’ego okazało się punktem zwrotnym w powrocie Aston Villi do wielkości. 52-latek odmienił zespół jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Kiedy przychodził do klubu, Aston Villa po 13 kolejkach miała na koncie tylko 12 punktów. Zajmowała 16. miejsce z jednym „oczkiem” przewagi nad strefą spadkową. Mimo to, sezon zakończyli na siódmym miejscu dającym przepustkę do gry w Lidze Konferencji. Od momentu zatrudnienia Emery’ego w poprzednim sezonie The Villans punktowali ze średnią 1,96 na mecz, co było piątym najlepszym wynikiem w lidze. Były więc podstawy sądzić, że w następnej kampanii powalczą o miejsce w Lidze Mistrzów.

Rewelacja pierwszej połowy sezonu

Przed startem obecnego sezonu The Villans również nie próżnowali. Zatrudniono Monchiego – jednego z najlepszych dyrektorów sportowych w ostatniej dekadzie, który wspólnie z Emerym w Sevilli trzykrotnie wygrywał Ligę Europy. Wyciągnięcie Hiszpana z Sevilli było jasnym sygnałem, że właściciele zamierzają budować drużynę zgodnie z filozofią trenera. W letnim oknie transferowym do klubu przyszedł m.in. Pau Torres, którego Emery prowadził w Villarrealu. Ponadto sprowadzono Moussę Diaby’ego i Youriego Tielemansa, a pod koniec okienka – w wyniku zerwanych więzadeł krzyżowych przez Tyrone’a Mingsa oraz Emiliano Buendii – na sezon wypożyczono Clementa Lengleta i Nicolo Zaniolo.

Aston Villa była rewelacją pierwszej części sezonu. Ekipa Emery’ego tak jak kończyła poprzedni sezon, tak zaczęła następny. Po 17 kolejkach The Villans byli na trzecim miejscu w tabeli. Mieli tyle samo punktów, co drugi Liverpool i jeden mniej od prowadzącego Arsenalu. W mediach coraz głośniej mówiło się o tym, że Aston Villa realnie może włączyć się do wyścigu mistrzowskiego. Jednym z powodów tego były zwycięstwa przeciwko Manchesterowi City i Arsenalowi (oba po 1:0) na przestrzeni czterech dni. Zwłaszcza wygrana z The Cittizens, kiedy kompletnie zdominowali rywali była wizytówką The Villans. Piłkarze Emery’ego oddali wówczas aż 22 strzały przy zaledwie dwóch przeciwników.

Aston Villa doczołgała się do Ligi Mistrzów

Niemniej jednak, w drugiej części sezonu Aston Villa złapała wyraźną zadyszkę. Podczas gdy w pierwszych 17 kolejkach zdobywali średnio 2,24 punktu na mecz, tak w następnych 20 średnia ta spadła do 1,5. Słabszą dyspozycję w drugiej części sezonu potwierdzają również statystyki goli oczekiwanych. Według danych w serwisie Understat różnica xG na mecz spadła z +0,45 aż do -0,19, a średnia punktów oczekiwanych z 1,71 do 1,3. Nie ma wątpliwości, że punktując tak na przestrzeni całego sezonu The Villans nie mieliby szans posmakować gry w Lidze Mistrzów. Co prawda, w analizowanym okresie jest to piąty najlepszy wynik w lidze, jednak świadczy to bardziej o słabości konkurencji.

Aston Villa w końcówce sezonu nie była już tą samą drużyną, co na początku kampanii. Podopieczni Emery’ego nie wygrali żadnego z ostatnich pięciu spotkań we wszystkich rozgrywkach, jednak nikt nie był w stanie ich dogonić. W pięciu z siedmiu ostatnich sezonów dorobek 68 punktów, jaki The Villans mają obecnie, nie wystarczyłby do zajęcia miejsca w pierwszej czwórce. Być może ten awans The Villans do Ligi Mistrzów jest nieco na wyrost. Po pierwsze, konkurencja w tym roku nie była najmocniejsza. Po drugie, według modeli statystycznych, mieli oni sporo szczęścia – „powinni” mieć około 13 punktów mniej, co dawałoby dopiero szóste miejsce.

Mimo wszystko trudno nie docenić tego, jaki progres wykonała Aston Villa od przyjścia Unaia Emery’ego. W wielu spotkaniach z czołówką ligi The Villans grają po prostu jak równy z równym. Nie boją się rozgrywać od własnej bramki, potrafią dłużej utrzymać się przy piłce i przejąć kontrolę nad spotkaniem. Tak jak chociażby z Manchesterem City na Villa Park (1:0), w drugiej połowie przeciwko Arsenalowi na Emirates (2:0) czy w ostatniej kolejce z Liverpoolem (3:3). I to jest najlepszy dowód na to, że Aston Villa do tej Ligi Mistrzów po prostu pasuje.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,423FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ