29.03- to dzień, w którym jeśli jakiś Polak do tej pory nie miał pojęcia o istnieniu takiej skromnej osoby, jaką jest Czesław Michniewicz, to z pewnością nadrobił zaległości. W owym dniu znów na Śląskim napisała się piękna historia. Jako że zdaje sobie sprawę, że temat meczu Polska-Szwecja został już całkowicie wyczerpany, to chciałbym postarać się krótko oddać klimat spotkania z perspektywy trybun. Kończąc natomiast, na zaproponowaniu Wam relacji z tego spotkania.
Tak to wyglądało z perspektywy trybun
Moment odśpiewania przez polskich kibiców Mazurka Dąbrowskiego był absolutnie czymś niesamowitym. Byłem na wielu meczach kadry, jednak aż takiej wrzawy nigdy nie doświadczyłem. Atmosfera w Kotle Czarownic, była niesamowita, na co dowodem może być rekord decybeli na meczu reprezentacji (odkąd są wykonywane pomiary), który wyniósł, aż 107 dB. Następnie na dłuższy okres czasu większość stadionu wstała. Głośny doping na cały Chorzów niósł się już do ostatniego gwizdka.
Na spory plus zasługuje organizacja tego spotkania. Po pierwsze, łatwy dojazd na mecz komunikacją miejską. Po drugie, doping wyświetlany na telebimach w formie karaoke. Zabieg ten zapobiegł temu, co często ma miejsce na meczach „repki”, a mianowicie braku spójności dopingu. Wyglądało to wcześniej tak, że jedna strona krzyczała np. „Polska gola”, zaś druga „Robert Lewandowski”. Poza tym para spikerów naprawdę dobrze się spisała i wszyscy robili to co w ich mocy, aby to święto stało się jeszcze bardziej magiczne.