Ostatnie lata Śląska Wrocław w Ekstraklasie naznaczone były rozpaczliwą walką o byt. W sezonie 2021/22 i 2022/23 szczęśliwie zdołali obronić swoje miejsce w polskiej elicie, zajmując 15. miejsce. W tym drugim sezonie wrocławianie uciekli spod topora dopiero na 2 kolejki przed końcem i dość niespodziewanie pozostali na najwyższym szczeblu rozgrywek. Wielu ludzi uważało, że w sezonie 2023/24 Śląsk wreszcie pożegna się z Ekstraklasą – w końcu do trzech razy sztuka. Ten rok był dla wrocławian historycznym, lecz szczęśliwie dla nich – z zupełnie innego powodu.
Śląsk w wielkim dołku
Zdjęcie dołączone do tego tekstu zostało wykonane w maju 2023 roku. Widoczna na nim oprawa kibiców Śląska pojawiła się na meczu z Miedzią Legnica. Wtedy podopieczni Jacka Magiery, będąc w obliczu spadku, zmobilizowali się i pokonali Miedź 4:2. Kolejkę wcześniej Śląsk także odniósł kluczowe zwycięstwo, wygrywając z Wisłą Płock 3:1. Te dwie wygrane w stolicy Dolnego Śląska pozwoliły WKS-owi zapewnić sobie utrzymanie w lidze, kosztem zespołu z Płocka.
Przygotowana oprawa przez fanów Śląska była ironicznym odniesieniem do obietnic składanych przez włodarzy WKS-u, ale też i miasta. Śląsk należy w 99% do miasta Wrocław i zawodnicy pensje otrzymują tak naprawdę z kieszeni zwykłych wrocławian. W okresie tej beznadziejnej postawy piłkarzy z Alei Śląskiej mieszkańcy mieli sporo pretensji do prezydenta Wrocławia, Jacka Sutryka, który prywatnie jest kibicem Śląska i nie żałował pieniędzy na klub. Sport jest zawsze dobrą promocją miasta, lecz z tak słabymi graczami, jak Caye Quintana nie było to możliwe. Hiszpański napastnik zarabiał niemal milion złotych rocznie, a on sam w zamian dał tylko 2 gole strzelone w meczach o stawkę w 2 lata, a także dał się zapamiętać jako gracz bez profesjonalnego podejścia. Konieczna była zatem przemiana wewnętrzna w zespole.
Słodko-gorzkie transfery wrocławian
Klub przeszedł przebudowę składu. Z Wrocławiem bez odstępnego pożegnał się Daníel Leó Grétarsson, Dennis Jastrzembski, Diogo Verdasca, Víctor García czy wcześniej wspomniany Quintana. Oprócz tego ze Śląskiem rozstał się jeden z liderów zespołu, John Yeboah. Został on wykupiony przez Raków za półtora miliona euro.
Jeśli chodzi o transfery przychodzące, to Śląsk może mówić o całkiem dobrym okienku przed rozpoczęciem sezonu 23/24. Sprowadzenie Aleksa Petkowa z 8. zespołu ligi bułgarskiej można rozpatrywać jako jeden z najlepszych transferów Ekstraklasy minionego sezonu. Bułgar świetnie odnalazł się na Dolnym Śląsku i znacznie wzmocnił defensywę WKS-u, nawet pomimo faktu, że do Polski przybył jako postać anonimowa. Dobrym ruchem było także ściągnięcie Petera Pokornego. Słowak dobrze się sprawdził jako zabezpieczenie środka pola i świetnie współpracował z Petrem Schwarzem i Patrickiem Olsenem. Oprócz tego pod koniec sezonu coraz lepiej prezentował się Mateusz Żukowski.
To dobre wrażenie zacierają jednak inne transfery. Cameron Borthwick-Jackson poza asystą w meczu z ŁKS-em nie wniósł nic od siebie do Śląska. Jeszcze gorszy był Kenneth Zohore, który we Wrocławiu prowadził iście pasożytniczy tryb funkcjonowania. Duńczyk zagrał jedynie w 6 spotkaniach, a konkretnie 81 minut. W tym czasie nie oddawał nawet średnio 1 strzału na występ. Zohore to jeden z najgorszych transferów minionego sezonu Ekstraklasy i na początku 2024 roku Śląsk bez żalu pozbył się go. Kiepskim transferem był też Patryk Klimala, patrząc na pokładane w niego nadzieje. W 12 meczach w rundzie wiosennej nie strzelił ani jednego gola. 25-latek miał ogromne problemy z wykańczaniem akcji, a kwintesencją jego miernej postawy był kiks w kluczowym momencie z Ruchem Chorzów.
Prostymi środkami do celu
Czy Śląsk grał piękny, czarujący futbol? Nie. Ale czy Śląsk grał skuteczny futbol? Zdecydowanie. Wrocławianie zrezygnowali z ofensywnej i bezproduktywnej gry. Nie mieli zamiaru ślepo nacierać na bramkę przeciwnika, a także dominować posiadania piłki. Śląsk bazował w głównej mierze na defensywie, oddając inicjatywę przeciwnikowi. Nie narzucał zwykle swoich warunków, tylko czekał na to, co zrobi przeciwnik. Uśrednione posiadanie piłki Trójkolorowych w sezonie 23/24 wyniosło 44,7% – to trzeci najniższy rezultat w lidze. Wrocławianie, ustawiając się głęboko w obronie, wymuszali na rywalu grę w ataku pozycyjnym, co nie zawsze kończyło się powodzeniem. W efekcie ekipa z Dolnego Śląska wpuściła jedynie 31 goli – o 4 mniej niż drugi w tym zestawieniu Piast. W szykach obronnych najlepiej sprawdzał się Petkow, Łukasz Bejger, a także odkryty z rezerw Jehor Macenko. Oprócz nich na posterunku między słupkami stał dobrze dysponowany Rafał Leszczyński.
Samą obroną Śląsk na pewno nie zaszedłby tak daleko. W fazie przejściowej przy formacji, jaką stosował Jacek Magiera, kluczowy był defensywny pomocnik, czyli Pokorný. Dobrze czytał zamiary rywala i przejmował piłkę, a także swoimi podaniami do przodu pozwalał kolegom przejść do ofensywy. Dla wrocławian pod bramką przeciwnika istotne były skrzydła oraz napastnik. Za dośrodkowania z flanki odpowiedzialny był Nahuel Leiva i Piotr Samiec-Talar. Jednak powodzenie akcji zależało w głównej mierze od Erika Expósito. Gdy Hiszpan w rundzie wiosennej złapał zadyszkę, to Śląsk miał też kłopoty ze zdobywaniem punktów. Niemniej jednak doszło do sporej przemiany mentalnej, za sprawą trenera Trójkolorowych. Jego podopieczni wreszcie uwierzyli w swoje możliwości. Efekt? 12 kolejek spędzonych na pozycji lidera Ekstraklasy.
Dlaczego ten sezon Śląska można nazwać szczęśliwym rozczarowaniem?
Gdyby rok temu można było zapytać 100 sympatyków Ekstraklasy o to, czy Śląsk zagra w europejskich pucharach, to co najmniej 99 z nich powiedziałoby, że na pewno nie. Taki wynik kibice Śląska przed startem sezonu bez zająknięcia wzięliby w ciemno. W końcu WKS zdobył swój pierwszy medal od 2013 roku. Ponadto pierwszy raz od 2021 roku wrocławianie powalczą o grę w europejskich pucharach. Znakomita runda jesienna, w której Śląsk przegrał jedynie 2 razy (w 19 spotkaniach) rozbudziła apetyty kibiców. We Wrocławiu zapanowała prawdziwa moda na Śląsk, a frekwencja na domowych meczach na Tarczyński Arenie drastycznie wzrosła. Dawniej wynosiła ona po 10-15 tysięcy. W tym sezonie zdarzały się wyniki ponad 20-25 tysięcy, a 3 razy Śląsk grał przy pełnym stadionie.
Nieco rozczarowująca była z pewnością wiosna. Do 27 kwietnia Trójkolorowi zdobyli zaledwie 10 punktów w 2024 roku. Potem jednak przebudzili się i na samym finiszu wygrali 4 kolejne mecze z rzędu. To nie wystarczyło i ostatecznie po trofeum sięgnęła Jagiellonia. Gdyby Śląsk nie zawaliłby tak wiosny, to kto wie, czy w tym roku mistrzowska feta nie miałaby miejsca właśnie we Wrocławiu. Lecz bez względu na wynik, nawet pomimo bardzo słabej gry czołowych polskich klubów, to podopiecznym Jacka Magiery należą się słowa uznania.