Na długo przed rozpoczęciem zgrupowania Fernando Santos w wywiadach dla TVP Sport i Canal+ Sport powiedział, że gdyby to on decydował, to nie zagralibyśmy z Niemcami. – Moim zdaniem z punktu widzenia nie byłoby to dobre dla drużyny. Wybrałbym rywala bardziej zbliżonego do Mołdawii — mówił w rozmowie z Tomaszem Ćwiąkałą. W mediach rozgorzała na ten temat dyskusja. W końcu spotkanie z Niemcami to prawdziwy test dla naszej reprezentacji i sprawdzian na jakim poziomie jesteśmy. A o sparingu z przeciwnikiem o podobnej klasie co Mołdawia po kilku latach nikt nie będzie pamiętał. Niemniej jednak, starcie z Niemcami pokazało, że to selekcjoner miał rację.
Szczęśliwe zwycięstwo
W piątkowym spotkaniu Niemcy mieli 67% posiadania piłki, oddali 27 strzałów, z czego 10 celnych – przy trzech próbach i jednej w światło bramki Polaków – i wymienili od nas ponad trzy razy więcej podań (771 do 228). Przewaga podopiecznych Hansiego Flicka jeszcze bardziej widoczna była w drugiej połowie. Polacy w tym czasie ani razu nie uderzali na bramkę, nie wywalczyli żadnego rzutu rożnego i wykonali ponad cztery razy mniej podań. Nie ma się co oszukiwać, że zwycięstwo to było bardzo szczęśliwe i możemy przypisywać je głównie kapitalnym interwencjom Wojciecha Szczęsnego. Gdyby rozegrać ten mecz 10 razy, pozostałe dziewięć prawdopodobnie przegralibyśmy.
Mimo wszystko, duży wpływ na taki wynik miała również postawa naszych rywali. Jak na tak dużą dominację w statystykach, Niemcy nie wykreowali sobie zbyt wielu dogodnych sytuacji. Według portalu statystycznego Fotmob ekipa Flicka miała tylko jedną „dużą okazję” (big chance). Pomimo optycznej przewagi Niemcy mieli spore problemy z rozmontowaniem naszej nisko ustawionej defensywy. Brakowało im pomysłu na rozegranie, kreatywności, wygrywania pojedynków na skrzydłach czy przyspieszenia akcji w odpowiednim momencie. Czyli tego, czego brakuje wielu zespołom próbującym skruszyć dobrze zorganizowaną obronę.
Zamiana ról
Mimo, że druga w historii wygrana z Niemcami na pewno podbuduje morale i pewność siebie zespołu, to niewiele powiedziała nam w kontekście następnego spotkania. We wtorek w Kiszyniowie obraz meczu będzie zupełnie inny. Polacy wyjdą na boisko nie z zamiarem niestracenia gola, a tym, aby go zdobyć. To nie rywal będzie miał piłkę, a my od początku będziemy zmuszeni prowadzić grę. Piłkarze naszej reprezentacji będą mogli mieć poczucie, że grają w inną dyscyplinę sportu. Zamiast przesuwania, przeszkadzania i wybijania przeciwnika z rytmu, będzie trzeba skruszyć podobny mur, który ustawiliśmy w piątek. A jak wiadomo, w piłce nożnej o wiele łatwiej jest bronić dostępu do własnej bramki niż kreować.
W ciemno można założyć, że we wtorek nasza reprezentacja będzie w niemal identycznej sytuacji, co Niemcy. Statystyki prawdopodobnie będą podobne, tyle że na naszą korzyść. To my będziemy zmuszeni do prowadzenia gry i kreowania sytuacji. A – co pokazały marcowe mecze z Czechami i Albanią – nie jest to nasza najmocniejsza strona i z pewnością zdążył to też zauważyć Fernando Santos. W obu tych spotkaniach byliśmy częściej przy piłce niż rywal, jednak nie przekładało się to na dogodne okazje bramkowe. W Kiszyniowie obraz meczu prawdopodobnie będzie jeszcze bardziej jednostronny.
Oczywiście Mołdawia to zupełnie inna półka niż nasi poprzedni rywale, jednak dopisywanie trzech punktów przed pierwszym gwizdkiem zgubiło już niejedną drużynę. Wystarczy wspomnieć, że w marcu Czesi po wygranej z nami, zremisowali tam bezbramkowo. Pomimo znacznie wyższego posiadania piłki i optycznej przewagi, byli w stanie oddać jedynie trzy strzały w światło bramki. Ich współczynnik xG (goli oczekiwanych) wyniósł tylko 1,66, co oznacza, że Mołdawia wcale nie miała aż tak dużo szczęścia. Podopieczni Joraslava Silhavy’ego byli zmuszeni do zupełnie innej gry niż w meczu z Polską, co okazało się dla nich nie do przeskoczenia.
Santos nie mógł przećwiczyć ataku pozycyjnego
Dlatego też teraz przestawienie się na długie i cierpliwe utrzymywanie się przy piłce oraz budowanie ataków pozycyjnych będzie wyzwaniem dla naszych piłkarzy. Przeciwko Niemcom zagraliśmy reaktywnie, jednak teraz do końca eliminacji będziemy musieli grać zupełnie inaczej. Można mówić, że piątkowy mecz był pierwszym sprawdzianem reprezentacji pod wodzą Santosa z poważnym przeciwnikiem. A z takimi przecież będziemy mierzyć się – o ile awansujemy – na Mistrzostwach Europy. Niemniej jednak, przed nami jeszcze sześć spotkań w ramach eliminacji, a tak się składa, że w każdym z nich – mniejszym bądź większym stopniu – to reprezentacja Polski będzie musiała przejąć inicjatywę od początku.
Mecz towarzyski z rywalem pokroju Mołdawi byłby dobrym sprawdzianem nie tylko pod kątem najbliższego starcia, ale całych eliminacji. Nie od dzisiaj wiadomo, że Polska ma spory problem z grą w ataku pozycyjnym. Przećwiczenie tego elementu i wypracowanie pewnych schematów na tle słabszego przeciwnika miałoby na ten moment znacznie więcej sensu. Oczywiście Fernando Santos mógł wyjść na Niemców z otwartą przyłbicą i próbować przejąć inicajatywę, jednak byłoby to trudne do zrobienia. Reprezentacja Hansiego Flicka przewyższa nas pod względem kultury gry i jakości poszczególnych zawodników. Co więcej, tak wymagającego rywala w grupie eliminacyjnej nie mamy.
Santos wyciągnie jakiekolwiek wnioski?
Na podstawie piątkowego meczu naprawdę ciężko wyciągać jakiekolwiek wnioski. Nasza pięcioosobowa formacja obronna – zwłaszcza w pierwszej połowie – dobrze funkcjonowała w niskiej oraz średniej defensywie. Jednak, jak poradzą sobie Jan Bednarek czy Jakub Kiwior, kiedy znowu będą musieli wyjść wyżej? Z dobrej strony zaprezentowali się także grający na wahadle Jakub Kamiński i ustawiony wyżej Michał Skóraś. Jednak przeciwko Mołdawii nie będą mieć przed sobą tyle wolnej przestrzeni. Nie będą mogli aż tak wykorzystać swojej szybkości i dynamiki. Zamiast tego wymagane będą inne umiejętności, jak zmysł do gry kombinacyjnej czy wygrywanie pojedynków w bocznych sektorach boiska. Także Damian Szymański przeciwko Niemcom pokazał się z dobrej strony, jednak teraz zamiast doskakiwać do przeciwnika i odcinać linie podania w niskim bądź średnim pressingu, będzie musiał częściej brać odpowiedzialność za rozgrywanie akcji oraz zabezpieczać zespół przed kontrami.
Pomimo tego, że w piątkowym spotkaniu kilku naszych reprezentantów zrobiło dobre wrażenie, ciężko stwierdzić czy poradzą sobie również z Mołdawią czy w innych meczach eliminacyjnych. Nasz styl gry w tych spotkaniach będzie znacznie różnił się od tego, który zaprezentowaliśmy w meczu z Niemcami. Od poszczególnych piłkarzy Fernando Santos również będzie oczekiwał czegoś innego. W perspektywie rozwoju naszej kadry sparing z reprezentacją Hansiego Flicka wiele nam nie powiedział. Pozostało teraz czekać na kolejne spotkania, a narracja wokół reprezentacji może odwrócić się o 180 stopni. Pomimo, że na początku słowa selekcjonera mogły wydawać się dziwne, to na koniec okazało się, że Fernando Santos wiedział, co mówi.