Sąd nad Tuchelem. Czy powinien martwić się o posadę?

Mainz, Borussia Dortmund, PSG, Chelsea. Thomas Tuchel w każdym z powyższych klubów przepracował minimum 100 spotkań. Licznik niemieckiego szkoleniowca na ławce Bayernu Monachium sięga póki co 38 meczów, ale jego dalsza przyszłość w bawarskim gigancie wydaje się coraz bardziej wątpliwa. Niedzielna klęska z Werderem Brema na nowo rozbudziła dyskusje co do sensu dalszej współpracy z 50-letnim szkoleniowcem. Tuchel miał być przecież lepszym wyborem od Juliana Nagelsmanna, tymczasem staje się synonimem niepowodzeń mistrza Niemiec. Przygotowując się do tego tekstu, prześledziłem nastroje w serwisach związanych z Bayernem Monachium i nie znalazłem ani jednego, w którym obecny trener FCB byłby broniony. Gdyby jego przyszłość zależała od kibiców i ekspertów, już dziś mógłby szukać nowego pracodawcy. Czy rzeczywiście dalsza współpraca nie ma żadnego sensu? Zastanówmy się gdzie leżą problemy Bayernu i czy zmiana szkoleniowca jest najodpowiedniejszym rozwiązaniem.

Zatrudnienie Tuchela było strzałem w kolano

Cofnijmy się o 10 miesięcy. Bayern Monachium właśnie przegrywa ligowe spotkanie z Bayerem Leverkusen. W ligowej tabeli spada na pozycję wicelidera, tracąc punkt do Borussii Dortmund. Drużyna szykuje się do ćwierćfinału Ligi Mistrzów po pewnym zwycięstwie w dwumeczu z PSG (a wcześniej dwukrotnym pokonaniu Interu i Barcelony w fazie grupowej). Dodatkowo ma przed sobą ćwierćfinał Pucharu Niemiec. Julian Nagelsmann wbrew pozorom nie ma komfortowej sytuacji. Kilka miesięcy wcześniej stracił Manuela Neuera z powodu kontuzji, a od początku sezonu brakuje mu klasowego środkowego napastnika. Doraźnie stawia na Erica Maxima Choupo-Motinga, który akurat w meczu z Leverkusen pauzuje z powodów zdrowotnych. Niemiecki szkoleniowiec przegrywa ważny ligowy mecz, ale wydaje się, że jego pozycja w zespole nadal jest solidna. Klubowi działacze uznają jednak, że ryzyko braku sukcesów jest zbyt wielkie, więc podejmują zaskakującą, żeby nie napisać szokującą decyzję, wymieniając go na Thomasa Tuchela.

REKLAMA

Bawarczycy przegrali zarówno ćwierćfinały Ligi Mistrzów, jak i ćwierćfinał DFB Pokal

Do tego dorzucić powinniśmy porażkę w Superpucharze Niemiec. Tytuł mistrzowski udało się wyszarpać tak naprawdę dzięki wpadkom BVB. Oliver Kahn i Hasan Salihamidzić zapłacili posadami za niepowodzenia, Tuchel mógł kontynuować swoją misję. Zmiana trenera pod koniec marca 2023 roku była skrajnym idiotyzmem. Próbując zrozumieć tok myślenia osób decyzyjnych, możemy zauważyć, że w tamtym czasie były szkoleniowiec PSG i Chelsea wydawał się jednym z najciekawszych nazwisk na rynku. Podobno miał już gotowe do podpisu oferty pracy z topowych europejskich drużyn. Bayern uznał, że taka szansa szybko się nie powtórzy, więc pokusił się o piekielnie ryzykowny krok. Prawdopodobnie zakładano wówczas, że zmiana trenera nie może odbić się negatywnie na postawie zawodników. Ba! Niemieckie media donosiły nawet, że relacje Nagelsmanna z piłkarzami są złe, więc jego zwolnienie zostanie przyjęte pozytywnie. Działacze chcieli zwolnić tego problematycznego, i zatrudnić eksperta, o którego biją się potęgi.

Nieoczekiwanie, wielu zawodników publicznie podziękowało poprzedniemu szkoleniowcowi, niejako wskazując mu swoje poparcie. Tuchel, zamiast stać się bohaterem, który zastąpił znienawidzonego poprzednika, od razu został „tym obcym” wprowadzanym do zespołu będącego o krok od najważniejszych spotkań w sezonie. Nie rozumiał szatni Bayernu Monachium, nie udźwignął presji oczekiwań, nie potrafił trafić do zawodników, którzy w końcówce sezonu 2022/23 prezentowali się poniżej wszelkiej krytyki. Z fachowca, o którego walczy pół Europy, zmienił się w nieudacznika, który spartaczył pracę poprzednika. Moment jego zatrudnienia był najgorszy z możliwych i skazał go na medialny ostracyzm.

Tuchel fatalnie przebudowuje skład

Bawarczycy w marcu 2023 roku powiedzieli „A”, a latem postanowili wypowiedzieć kolejne litery alfabetu. Tuchel mimo krytyki pozostał w klubie, miał nawet otrzymać większe kompetencje — chociażby znaczący wpływ na politykę transferową. Bawarczycy mieli dwie możliwości. Mogli zapomnieć o końcówce rozgrywek 2022/23, postawić grubą kreskę i dać drugą szansę zawodnikom, którzy zawiedli. Mogli także przeprowadzić rewolucję w składzie, pozbywając się słabych ogniw, zastępując je nowymi, lepszymi piłkarzami. Na który scenariusz postawiono? Pytanie jest proste, odpowiedź skomplikowana. W klubie pojawili się Harry Kane oraz Min-jae Kim. Jednocześnie pozwolono na sprzedaż kilku graczy pokroju Lucasa Hernándeza, Ryana Gravenbercha, Benjamina Pavarda czy Sadio Mané.

Czy dziś Bawarczycy mają lepszą kadrę niż wiosną 2023 roku? Mamy olbrzymie wątpliwości. Z klubem łączono kilkudziesięciu solidnych zawodników, ale realne wzmocnienia można policzyć na palcach jednej ręki. Jeśli od tygodnia słyszymy, że Bayern skupia się na walce o 33-letniego Kierana Trippiera, a Newcastle olewa kolejne oferty — to trudno zrozumieć politykę transferową mistrza Niemiec.

Tuchel lekką ręką oddał Gravenbercha do Liverpoolu. Podważył przydatność Kimmicha oraz Goretzki, a stawia na Raphaëla Guerreiro, który w Dortmundzie budził mieszane uczucia. Portugalczyka ma 29 lat i w środku pola od 2018 roku rozegrał 11 (!) spotkań. Szkoleniowiec publicznie opowiada o tym, że Alphonso Davies gra poniżej oczekiwań, a następnie konsekwentnie wystawia go w pierwszym składzie. Wprowadza Aleksandara Pavlovicia i chwali za jego postawę na murawie, po czym odstawia na ławkę rezerwowych. Tak jak Hansi Flick miał swoje grono ulubieńców i wręcz przesadnie trzymał się tych samych nazwisk, tak u Tuchela króluje chaos.

Bezmyślna polityka transferowa sprawia, że szkoleniowiec ma luki w kadrze, a że nie potrafi ich wypełnić, podejmuje nietrafione wybory. Dodatkowo zrzuca winę na zawodników, powtarzając, że przekonali go na treningach, a potem zawodzą. Jego wybory w jego mniemaniu zawsze są dobre, tylko ci źli piłkarze… Gdybyśmy dziś mieli odpowiedzieć sobie na pytanie, kto jest „żołnierzem” Tuchela, nie znajdziemy odpowiedzi. Niemiec wszedł do szatni, chcąc niejako odstawić kilku „sprawdzonych” graczy, a jednocześnie nie znalazł żadnego, który przejąłby od nich rolę lidera.

Piłkarze osiągnęli swój prime, nowych… nie widać

źródło: Marcin Borzęcki w serwisie X

Marcin Borzęcki z Viaplay zasugerował ostatnio, że piłkarze nie rozwijają się pod wodzą Tuchela. Oczywiście, trudno oczekiwać, by Goretzka, Kimmich, Coman czy Müller grali lepiej, niż powiedzmy dwa lata temu. Panowie osiągnęli już swój prime i nie mają dużego marginesu do poprawy — powinni jedynie utrzymywać wysoki poziom. Szkoleniowiec Bayernu wygląda, jakby sam nie wiedział, czy ma z nich zrezygnować, czy też konsekwentnie wystawiać w pierwszym składzie. Problem polega na tym, że nie ma alternatyw, bo te zostały sprzedane, nie zostały zakupione lub nie udało się ich stworzyć z klubowej młodzieży.

Jak można pisać o rozwoju, gdy sprowadza się piłkarzy (z całym szacunkiem) wiekowych? Tuchel nie znajduje rozwiązań i popełnia grzech śmiertelny, zapominając, że trener przede wszystkim nie może przeszkadzać piłkarzom. Z perspektywy czasu możemy stwierdzić, że Nagelsmann nie miał środkowego napastnika, więc odkurzył Choupo-Motinga. Jego następca ma w kadrze Harry’ego Kane’a, ale brakuje mu ducha drużyny. Są problemy, nie ma rozwiązań.

REKLAMA

Co najgorsze, Bayern mający dotychczas swój wyjątkowy charakter, staje się nijaki. Przez lata byliśmy przyzwyczajeni, że trzon kadry Niemiec to piłkarze związani przez całą karierę z monachijskim zespołem. Dziś Tuchel chce przebudowy zespołu, która polega na… wprowadzaniu do drużyny 30-letniego Kane’a, 29-letniego Guerreiro, 30-letniego Diera oraz 26-letniego Laimera i 26-letniego Kima.

Ile jeszcze wytrzyma Tuchel?

Uli Hoeneß miał stwierdzić, że ma wątpliwości, ale Bayern nie może ponownie zwalniać trenera w trakcie sezonu. Porażka z Werderem poważnie osłabiła pozycję niemieckiego szkoleniowca. Moim zdaniem dalsza współpraca nie ma sensu, bowiem trener dał zbyt wiele powodów, by podważano jego pracę. Każda kolejna wpadka będzie uderzała w niego ze zwielokrotnioną siłą. Klęska z Werderem sprawiła, że przypominane są niepowodzenia z wiosny 2023 roku. Potencjalny brak zwycięstwa w zaległym meczu z Unionem Berlin może sprawić, że Bawarczycy zaczną rozglądać się za nowym szkoleniowcem. Absolutnie nie zdziwię się, jeśli Bayern już nieśmiało skontaktował się z Hansim Flickiem. Kahn i Salihamidzić zapłacili za przesadną wiarę w Tuchela, ich następcy nie powinni popełniać tego samego błędu.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,722FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ