Poniedziałkowy mecz w Tychach był jednym z dwóch spotkań zamykających nam 9. kolejkę Betclic 1. Ligi. Miejscowy GKS podejmował u siebie Ruch Chorzów. W tabeli ligowej oba zespoły dzielił jeden punkt, lecz na boisku widać było wyraźną przewagę spadkowicza z Ekstraklasy.
Zaczniemy od środka, bo po 23 minutach na tablicy wyników było 0:0, zaś obaj szkoleniowcy zdążyli przeprowadzić po jednej zmianie. Po kwadransie z urazem zszedł Mamin Sanyang, a zameldował się za niego Mateusz Hołownia. Pięć minut później właśnie on spowodował, że po zderzeniu z Jakubem Myszorem, piłkarz Ruchu Chorzów musiał opuścić plac gry. Były piłkarz Rakowa Częstochowa nie nagrał się za dużo w swoim debiucie dla Niebieskich, a w jego miejsce pojawił się Mohamed Mezghrani.
Dlaczego zacząłem od tego? Bo wcześniej za dużo się nie działo. Kibice gospodarzy pokazali swoją oprawę, ich ulubieńcy w 12. minucie skutecznie zablokowali uderzenia Łukasza Monety oraz Martina Konczkowskiego, a także raz zaatakowali, co zakończyło się, także zablokowanym, strzałem Maksymiliana Dziuby. Tyle. Mimo braku sytuacji spotkanie było przyjemne dla oka. Obie drużyny starały się grać piłką, a tak wyglądała wielopodaniowa akcja poprzedzająca wspomniany strzał Dziuby.
Niebiescy przeważali – i wizualnie, i w statystykach
Więcej działo się później, bo Moneta doszedł do dogodnej sytuacji do strzelenia gola. Na posterunku był jednak bramkarz GKS-u – Marcel Łubik. Następnie kibice z Tychów uznali, że race to za mało. Zadecydowali więc o wykorzystaniu kolorowego dymu do swojej oprawy, przez co… przerwali mecz na parę minut. Na stadionie nie było za wiele widać, a wszyscy zeszli do szatni. Takie to było właśnie „widowisko”. Ruch Chorzów z gry miał więcej, a blisko gola był w 38. minucie Daniel Szczepan. Po dosyć niepozornej akcji i dośrodkowaniu Szymona Karasińskiego oddał strzał, z którym dobrze poradził sobie Łubik. 20-letni bramkarz przez moment był bohaterem swojej drużyny, bo chwilę później wyszedł zwycięsko z pojedynku sam na sam z Monetą. Kapitalnym przeglądem pola i podaniem za linię obrony popisał się Szczepan.
Dlaczego Łubik był bohaterem przez moment? Bo asystował Monecie przy jego bramce. I to dosłownie. Jego podanie do Nemanji Nedicia przejął skrzydłowy Ruchu i tym razem już umieścił piłkę w siatce. Szkoda bramkarza GKS-u Tychy, bo do momentu błędu był chyba najlepszym zawodnikiem gospodarzy. Chorzowianie przeważali na boisku dosyć wyraźnie i udało im się to wreszcie udokumentować bramką.
W drugiej połowie mniejsza, ale wciąż przewaga
Ruch na przerwę schodził prowadząc, a tuż po wznowieniu gry mógł natychmiastowo podwyższyć. Soma Novothny dobrze główkował, lecz piłka trafiła w poprzeczkę. GKS-u na boisku było mało, w przeciwieństwie do swoich kibiców. Na trybunie ultrasów znów zaroiło się od rac i na całym boisku zrobiło się biało od dymu. Po chwilowej przerwie w grze na boisku trochę się wyrównało, a mecz przeszedł w etap walki w środku pola.
W 77. minucie przyszedł czas na strzał Bartosza Śpiączki po rzucie rożnym. Piłka po uderzeniu głową nieznacznie minęła słupek bramki Ruchu. Gospodarze jednak mieli swoich szans jak na lekarstwo. Swoich sił spróbował nawet Marcel Błachewicz z pokaźnej odległości i trzeba odnotować, że Martin Turk miał lekkie problemy ze złapaniem tej piłki.
Ruch powininen wygrywać 2:0 po sytuacji Bartłomieja Barańskiego z końcówki meczu. 17-latek świetnie opanował górną piłkę, minął bramkarza i oddał strzał, który trafił w słupek. Niewiele brakowało, a prócz strzału, Barański zrobił wszystko niemalże perfekcyjnie. Później mieliśmy jeszcze samolubną decyzję Szczepana o strzale z ostrego kąta, zamiast podania do lepiej ustawionego kolegi. Wynik się jednak już nie zmienił.
Oznacza to, że GKS Tychy wyrównać rady nie dał, co oznacza, że Ruch Chorzów odnosi zwycięstwo na wyjeździe. Świetne wejście do drużyny ma Dawid Szulczek. Drugie zwycięstwo w drugim meczu. Jak na razie – bezbłędnie.