Rozróżnić odwagę od lekkomyślności. Wnioski po Szkocja – Polska

W pierwszym meczu nowej edycji Ligi Narodów UEFA Polska wygrała ze Szkocją 3:2. Po dużych problemach z przeciwnikami i mocno szczęśliwym zwycięstwie nie możemy jednak tylko chwalić naszych rodaków. We wnioskach po tym spotkaniu zwracamy uwagę na kilka największych problemach, które widać było w naszej grze praktycznie przez cały czas. Grając z bardziej wymagającą reprezentacją lub mając mniej sprzyjający los, wynik rywalizacji mógł być dla podopiecznych Michała Probierza znacznie mniej korzystny.

1. Kluczowe było nastawienie na szybki odbiór piłki

Myśląc o pozytywach gry Polaków, to właśnie nieustępliwość i zdecydowanie w odbiorze piłki zasługiwały na największe pochwały. W taki sposób, dzięki wysokiemu przechwytowi Kacpra Urbańskiego, Biało-czerwoni otworzyli wynik spotkania. Generalnie jednak nasi reprezentanci dobrze wybierali momenty stosowania skoków pressingowych. Najważniejsze, że napór i presja były zespołowe i właśnie dzięki temu przynosiły upragniony rezultat. Jeden z piłkarzy mógł bowiem naciskać na rywala z piłką wiedząc, że jego partnerzy jednocześnie postarają się o blokowanie potencjalnych korytarzy podań. Niejednokrotnie okazywało się, że przeciwko silnym fizycznie Szkotom takie odbiory i szybkie ataki są często mniej wyczerpujące, niż kreowanie ataku pozycyjnego. Nie mieliśmy łatwo w rozegraniu, które wcale nie wychodziło nam najlepiej. Dobrze jednak, że w zanadrzu była alternatywa w postaci przejmowania piłki na połowie przeciwników.

REKLAMA

2. Polska musi rozróżniać odwagę od głupoty

Ten wniosek odnosi się do postawy polskiej defensywy, której zdarzało się działać mocno lekkomyślnie. Jeden z trójki stoperów czasami angażował się w akcje ofensywne i opuszczał szyki obronne. Wtedy brakowało jednak jakiejkolwiek asekuracji jego pozycji. Bierność pomocników, którzy w ogóle nie angażowali się w obronę, sprawiła na przykład, że Szkoci kilkoma podaniami omijali większość naszych reprezentantów. Raz udało im się wyjść trzech na dwóch, a później – czterech na trzech.

Takie sytuacje nie były jedynym problemem obrony. Także skrzydła zawodziły, gdy po świetnej obecności pod bramką Szkotów, Frankowskiemu czy Zalewskiemu brakowało sił na powrót na własną część boiska. Środek obrony stawał więc przed dylematem. Można było zastanawiać się, czy lepiej opuścić swoją pozycję i asekurować boczne strefy boiska, czy pozostawić ją kompletnie otwartą dla rywali. Wybór niezwykle trudny, bo gdy stoperzy już wybierali się na flanki, Szkoci mieli gigantyczną przewagę w polu karnym.

Problemów defensywy było zresztą więcej, a jeden z nich nazywał się Jakub Kiwior. Jeśli ktoś miał obawę o formę piłkarza Arsenalu po niespełna miesiącu bez gry w meczach, to takie wątpliwości były w pełni uzasadnione. Zawodnik Kanonierów wszedł bowiem w mecz tragicznie, już w pierwszej połowie przynajmniej trzykrotnie popełniał proste błędy. Niosły one za sobą ogromne konsekwencje, bo Kiwior nie radził sobie nawet jako ostatni piłkarz przed bramką. Jedynym pozytywnym aspektem występu naszych w obronie było dobre wejście Walukiewicza z ławki. Chciałoby się zobaczyć go w kadrze od pierwszej minuty.

Źródło: Marcin Malawko | #Paris2024🗼 (@MarcinMalawko) / X

3. Faulowanie pod polem karnym to proszenie się o skarcenie

Czasami ataki piłkarzy z Wysp Brytyjskich były na tyle groźne, że polscy piłkarze musieli uciekać się do przewinień. Było to jednak zaledwie tymczasowe zażegnanie zagrożenia, bo kolejne stałe fragmenty blisko pola karnego mogły zakończyć się tragicznie. Kilka razy pomogło szczęście, a raz interwencja VAR-u, który anulował gola zdobytego przez Scotta McTominay’a właśnie po rzucie wolnym. Mogłoby być jednak zupełnie inaczej, a Szkoci mogli boleśnie wykorzystać rzuty wolne z wręcz idealnych miejsc.

4. Polska bała się prowadzenia

Myśląc pragmatycznie o efektach występu Polaków, są nimi 3 punkty i korzystny rezultat spotkania ze Szkocją. Dobrze wiemy jednak, że w obecnej rzeczywistości piłki reprezentacyjnej Liga Narodów to swego rodzaju alternatywa dla meczów towarzyskich, tyle że z dodatkową stawką. Nie ma lepszego momentu, by przećwiczyć nowe warianty, eksperymentować, szlifować wszystkie elementy taktyczne. Chodzi więc nie tylko o utrzymanie w najlepszej dywizji rozgrywek, ale także o przygotowanie pod jeszcze ważniejsze mecze. Przeciwko Szkocji nie przygotowaliśmy się do niczego. Byliśmy w sytuacji, w której zdobyliśmy dwa gole i ta rzeczywistość zupełnie nas przytłoczyła. Polska bała się swojego prowadzenia i broniła prowadzenia tak rozpaczliwie i tak nieudanie, że bywało to nawet upokarzające.

Brakowało spokoju, który był zastępowany przez organizacyjny chaos i mnogość błędów w obronie. Nawet kiedy już piłkarze Probierza stracili dwie bramki i mieli już tylko remis, nie potrafili w żaden sposób zagrozić bramce Szkotów. Nie udało im się nawet uspokoić środka pola i bezpiecznie wytrwać do końca meczu. Ani upływ czasu, ani przerwa, ani zmiany personalne w tej strefie boiska nic w tej kwestii nie zmieniły. Zmianę stanu spotkania przyniósł jedynie indywidualny zryw Nicoli Zalewskiego. Wolelibyśmy, żeby zwycięstwa wynikały nie z desperackich szarży i sprokurowaniu 2 rzutów karnych przez piłkarza Romy. Generalnie, poza wynikiem i początkiem meczu, Polsce nie udało się wiele. Bo uratowanie wyniku na Hampden Park w tak smutny sposób nie jest wcale wielkim osiągnięciem.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,637FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ