Przed spotkaniem z Andorą nie zastanawialiśmy się czy wygramy, ale ile bramek uda nam się strzelić. Umówmy się, tego typu rywal powinien zostać wyjaśniony w pierwszym kwadransie. Przypomnijmy, że mówimy o zespole, który w listopadzie został zdemolowany przez Portugalię i Litwę – odpowiednio 7:0 i 5:0. Tymczasem, mimo niezłych statystyk posiadania piłki mieliśmy spory problem z konstruowaniem akcji. Z czego one wynikały?
Tak wyglądała heat-mapa występu biało-czerwonych w pierwszej połowie spotkania.
Co warte zauważenia – mocno ofensywne usposobienie Kamila Jóźwiaka (nr 21), oraz niezbyt ofensywne jego odpowiednika na drugim skrzydle, który niemalże cały czas schodził do środka (Piotr Zieliński nr 20). Efekt był widoczny na pierwszy rzut oka, akcje ofensywne naszej reprezentacji miały miejsce niemalże wyłącznie po prawej stronie boiska.
Mimo przesunięcia Zielińskiego do środka pola, przez pierwsze pół godziny gry mieliśmy zbyt duże odległości między linią pomocy i atakiem. Problem „wyjaśnił” Robert Lewandowski (nr 9), który zdecydował się cofnąć i w pewnym momencie grał wręcz w roli ofensywnego pomocnika. Mam nieodparte wrażenie, że wynikało to bardziej z bezradności naszej drużyny, niż było zaplanowaną taktyką Paulo Sousy.
Wydaje się, że rolę tego „cofniętego” pełnić miał Arkadiusz Milik. Tak wynikało z przedmeczowych grafik i ustawienia reprezentacji po rozpoczęciu gry. Niestety, Arek nie jest i nigdy nie będzie typem „rozgrywającego”. Nawet na tle takiego rywala jak Andora, nie potrafił zrobić różnicy. Napastnicy stali w linii z obrońcami i mieli ograniczone możliwości. Dopiero po przesunięciu Lewego nasze akcje nabrały konkretów.
Po zejściu Roberta nasza gra „siadła”.
Oczywiście, mógłbym pisać w tym momencie truizmy o tym, że portugalski selekcjoner dopiero zaczyna swoją pracę, a najważniejsze były trzy punkty. To wszystko prawda, ale mecz z Andorą pokazał, że cały nasz atak pozycyjny opiera się na pracy jednego zawodnika – Roberta Lewandowskiego. O ile w Bayernie „Lewy” jest wyłącznie egzekutorem, o tyle w kadrze bierze na siebie kilka ról, z których jego koledzy nie wywiązują się zgodnie z oczekiwaniami.
Co również zauważyłem, Lewy cofając się do linii pomocy pokazywał kolegom gdzie mają podać. Po jego zejściu z murawy nasza ślamazarna gra stała się jeszcze bardziej powolna. Jeśli potrafiliśmy zagrozić rywalom, to po dośrodkowaniu ze stałego fragmentu gry, albo kontrze. Atak pozycyjny – niestety wyglądał bardzo źle i bez Roberta Lewandowskiego moglibyśmy zanotować przykrą wpadkę.
Dziś cieszymy się z trzech punktów, ale Paulo Sousa ma o czy myśleć przed meczem przeciwko Anglii.
Fot. Faisal HQ