Jeszcze kilka lat temu wszyscy – kibice, dziennikarze, eksperci – narzekaliśmy, że nie potrafimy wygrać żadnego meczu z europejską czołówką. W najwyższej dywizji Ligi Narodów regularnie dostawiliśmy oklep od Włochów, Holendrów, Portugalczyków czy Belgów. Nie zgadzały się nie tylko wyniki, ale również styl gry. Defensywny, bojaźliwy, nastawiony na przetrwanie. Obecnie jednak wiele dalibyśmy, aby móc się cofnąć do tych czasów. Aby ogólnonarodowa dyskusja na temat stanu polskiej reprezentacji w mediach rozpoczynała się po porażkach z Włochami, Portugalią czy Holandią, a nie tak jak teraz Finlandią, Albanią czy Mołdawią. W przeciągu kilku lat reprezentacja Polski z zespołu z drugiej najwyższej półki stała się przeciętniakiem, który ma problemy nawet w starciach z najgorszymi europejskimi reprezentacjami.
Zawsze może być gorzej
Początek 2021 roku. Po porażkach z Włochami i Holandią w Lidze Narodów na listopadowym zgrupowaniu, Zbigniew Boniek dochodzi do wniosku, że dalsza współpraca z Jerzym Brzęczkiem nie ma sensu i misję EURO 2020 powierza nowemu selekcjonerowi Paulo Sousie. Czarę goryczy przelały występy w Lidze Narodów, w której zajęliśmy trzecie miejsce. Za Włochami i Holandią, a przed Bośnią i Hercegowiną. W sześciu meczach uzbieraliśmy siedem punktów i bez problemów utrzymaliśmy się w najwyższej dywizji. Jeszcze wcześniej kadra wywalczyła bezpośredni awans na mistrzostwa Europy wygrywając swoją grupę z dorobkiem 25 punktów na 30 możliwych. Oczywiście rywale nie byli z najwyższej półki, jednak nie takie reprezentacje później nas ogrywały.
Czerwiec 2025 roku. Reprezentacja Polski właśnie przegrała z Finlandią 1:2 i dopisała do swojej listy wstydu kolejną porażkę. W ostatnich dwóch latach do tego zestawienia dołożyliśmy przegraną 2:3 z Mołdawią w Kiszyniowie, remis 1:1 z tym samym rywalem na Stadionie Narodowym czy porażkę u siebie z Albanią 0:2. Do tego można jeszcze doliczyć wymęczone zwycięstwa z Wyspami Owczymi czy Litwą, które chluby naszej reprezentacji też nie przynosiły. W eliminacjach do mistrzostw Europy lepsi od nas okazali się Czesi, Albańczycy, a wyprzedziliśmy jedynie Mołdawię i Wyspy Owcze. W Lidze Narodów spadliśmy do dywizji B po wywalczeniu czterech punktów przeciwko Szkocji, Chorwacji i Portugalii.
Powyższe zestawienie nie ma na celu gloryfikowania kadencji Jerzego Brzęczka. Mimo, że wyniki się zgadzały, to nie szły one w parze ze stylem gry i atmosferą wokół kadry. Boniek miał wówczas prawo do zmiany selekcjonera, gdyż perspektywa rozwoju reprezentacji w przyszłości nie rysowała się w tak kolorowych barwach. Decyzję tę zresztą popierała większość opinii publicznej. Chodzi tutaj o pokazanie, jak bardzo stoczyła się reprezentacja Polski w przeciągu kilku ostatnich lat. Od chęci dorównania czołowym reprezentacjom przeszliśmy do tego, że nie jesteśmy w stanie rywalizować z europejskimi średniakami.
Reprezentacja Polski ma słabszych piłkarzy?
Oczywiście od eliminacji Euro 2020 minęło już pięć lat. W piłce nożnej jest to bardzo dużo czasu. W kadrze narodowej musisz polegać na tym, co masz do dyspozycji. Nie możesz tak, jak w klubie dobierać sobie konkretnych piłkarzy. Pewnym wytłumaczeniem takiego zjazdu naszej reprezentacji może być więc po prostu to, że obecnie mamy gorszych piłkarzy niż jeszcze kilka lat temu. W czołowych pięciu europejskich ligach Polacy znaczą coraz mniej. W ostatnich dwóch sezonach liczba minut polskich piłkarzy w pięciu najmocniejszych ligach Europy spadła o 36%. Co gorsza, w minionych rozgrywkach za znaczną część tego dorobku odpowiadają bramkarze. Z 14 zawodników, którzy rozegrali co najmniej 1/3 możliwego czasu gry aż sześciu stoi między słupkami.
Niemniej jednak, to nie jest tak, że Michał Probierz nie ma na kim budować reprezentacji. Jest (a w zasadzie był) Robert Lewandowski, najlepszy strzelec w historii reprezentacji i jeden z najlepszych piłkarzy na świecie. Piotr Zieliński i Nicola Zalewski dotarli z Interem do finału Ligi Mistrzów. Jakub Kiwior był ważną postacią w drodze Arsenalu do półfinału, a Matty Cash z Aston Villą dotarł do ćwierćfinału tych rozgrywek. Jakub Moder, Sebastian Szymański czy Krzysztof Piątek zbierają dobre recenzje i regularnie grają w ligach będących bezpośrednim zapleczem tych najlepszych. Potencjał w tej grupie piłkarzy więc jest, a zadaniem selekcjonera powinno być go wykorzystać.
Gorsi niż suma indywidualnych umiejętności
Tak jak zrobił to Adam Nawałka podczas Euro 2016 we Francji. Oczywiście o sile kadry stanowili wówczas Lewandowski, Jakub Błaszczykowski, Łukasz Piszczek, Kamil Grosicki, Arkadiusz Milik, Grzegorz Krychowiak czy Kamil Glik. Większość z nich była w swoim najlepszym momencie w karierze. Selekcjoner sprawił jednak, że umiejętności, które pokazywali w klubie przełożyli na reprezentację. Skład uzupełniali Michał Pazdan, Artur Jędrzejczyk, Krzysztof Mączyński czy Tomasz Jodłowiec – wszyscy występujący wówczas w Ekstraklasie. I to właśnie z nich Nawałka wyciągnął maksimum i spowodował, że w kadrze wznosili się na wyżyny swoich możliwości. Stworzył system, który wyeksponował ich atuty, a ukrył wady.
Michał Probierz przez prawie dwa lata, które pracuje z reprezentacją nie potrafi tego zrobić. Jedynym zawodnikiem, o którym można powiedzieć, że zrobił w tym czasie postęp jest Nicola Zalewski. Dobry początek u selekcjonera zanotował Jakub Piotrowski, przebłyski miewa Jakub Kamiński, ważną postacią jest Piotr Zieliński. Całościowo jednak i tak jest to mało. Probierz – choć nie można mu odmówić, że nie próbował – nie wyciągnął z kapelusza żadnego nieoczywistego piłkarza, który później stałby się „jego żołnierzem”. Piłkarza, który pomimo mniejszych umiejętności, w kadrze osiągałby maksimum swoich możliwości.
Konflikt z Lewandowskim
Głównym zarzutem do Probierza powinno być to, że nie potrafił wykorzystać i dogadać się z najlepszym zawodnikiem tej reprezentacji. Oczywiście Lewandowski dał wiele powodów do tego, aby odebrać mu opaskę kapitana – opuszczenie meczu z Węgrami, który decydował o rozstawieniu w barażach o awans na mundial, afera premiowa po turnieju w Katarze czy brak przyjazdu na minione zgrupowanie. Niemniej jednak, sam Probierz się do tego przyczynił. Od dłuższego czasu Lewandowski nie czerpał radości z gry w reprezentacji, na boisku był coraz bardziej sfrustrowany, czemu dał wyraz w wywiadzie dla TVP Sport po meczu z Maltą. Styl gry preferowany przez Probierza ewidentnie nie pasował byłemu kapitanowi. Doprowadziło to do tego, że wolał on zagrać w meczu o nic z Athletikiem i zdobyć setną bramkę w barwach Barcelony niż przyjeżdżać na zgrupowanie i po raz kolejny się denerwować.
Za kadencji Probierza Lewandowski zdobył tylko jednego gola z gry w meczu o punkty. Obecny selekcjoner nie potrafił stworzyć naszemu najlepszemu zawodnikowi środowiska, w którym czerpałby radość i trafiał do siatki. Tak jak zrobił to Nawałka czy wcześniej Sousa. Oczywiście w całym tym konflikcie Lewandowski też nie jest bez winy, jednak ułożenie sobie relacji z najlepszym zawodnikiem powinno być priorytetem trenera. Probierz powinien wiedzieć, jak kończyli inni selekcjonerzy, którzy nie dogadywali się z kapitanem reprezentacji. Zarówno Brzęczek, jak i Czesław Michniewicz po krytyce ze strony Lewandowskiego szybko żegnali się ze swoją posadą.
Reprezentacja Polski bez Michała Probierza?
Prawdopodobnie to samo czeka teraz Probierza. Afera ze zmianą kapitana i porażka w Helsinkach przelały czarę goryczy. Niemniej jednak, wyniki oraz ogólny obraz zespołu od dłuższego czasu nie broniły selekcjonera. Za jego kadencji jako pierwsi odpadliśmy z Euro 2024. Oczywiście on sam ten awans wywalczył, jednak przyłożył też rękę do tego, że musieliśmy się bić w barażach. Pod wodzą Probierza spadliśmy po raz pierwszy z dywizji A Ligi Narodów i teraz skomplikowaliśmy sobie sytuację w walce o awans na przyszłoroczne mistrzostwa świata. Były selekcjoner młodzieżówki w meczach o punkty pokonał tylko Wyspy Owcze, Estonię, Szkocję, Litwę i Maltę. Z tych reprezentacji jedynie Szkocja znajduje się w pierwszej setce rankingu FIFA.
Co gorsza, zwycięstwo ze Szkotami zostało odniesione rzutem na taśmę, po golu w siódmej minucie doliczonego czasu gry. Wygrana ta to w dużej mierze zasługa jednego zawodnika – Nicoli Zalewskiego – który dzięki indywidualnym umiejętnościom wywalczył dwa rzuty karne. Zresztą jest to idealne podsumowanie tego, jak wygląda reprezentacja pod wodzą Probierza. W ofensywie nie mamy większego pomysłu na grę. Najczęstszym rozwiązaniem jest podanie do Zalewskiego z nadzieją, że on coś wymyśli. Wczorajszy mecz przeciwko Finlandii tylko potwierdził to, że nasza kadra nie ma wypracowanych żadnych schematów i automatyzmów. Po raz kolejny nie radziliśmy sobie z wysokim i agresywnym pressingiem rywali i to właśnie po błędzie w tej fazie gry straciliśmy pierwszą bramkę.
Reprezentacja Polski i brak mentalności
Spotkanie z Finlandią idealnie wpisuje się w obraz ostatnich lat naszej kadry. Mecz ten nie był najgorszym w naszym wykonaniu. Za samej kadencji Probierza pewnie można wskazać kilka słabszych. Do bramki na 1:0 dla Finów byliśmy nawet zespołem lepszym, mieliśmy kilka dogodnych sytuacji na otwarcie wyniku. Mimo to, po stracie gola kompletnie się posypaliśmy. Scenariusz ten to powtórka tego, co przeżywaliśmy, kiedy reprezentacja poprzednio się kompromitowała przegrywając z Mołdawią oraz Albanią. Wówczas również dobrze zaczynaliśmy (2:0 do przerwy w Kiszyniowie, nieuznana bramka na 1:0 i obiecujące pierwsze 30 minut z Albanią), jednak po stracie bramki nie potrafiliśmy się już podnieść.
Mecze te są dowodem na to, że nie wszystkiemu winny jest i był selekcjoner. Reprezentacja Polski przegrywa z zespołami o mniejszym potencjale kadrowym również dlatego, że w naszej kadrze na palcach jednej ręki można policzyć piłkarzy chcących brać na siebie odpowiedzialność (Lewandowski, Zieliński, Zalewski i Kamiński). Nieprzypadkowo ci dwaj ostatni są najbardziej chwaleni za występy u Michała Probierza. I to nie za to, że zawsze zrobią coś ekstra, ale za to, że chociaż próbują. Zresztą Kamil Grosicki w 30 minut z Mołdawią pokazał ile znaczy odpowiednia mentalność. Grając na nieswojej pozycji, po raz pierwszy od prawie pięciu lat w wyjściowej jedenastce, był jednym z najlepszych na boisku.
Ciągła degrengolada
Od mistrzostw świata 2018 w Rosji i rozstania się z Nawałką reprezentacja Polski z roku na rok zalicza regres. Nie ma żadnych wzlotów. Są tylko upadki, kompromitacje i powolne, regularne staczanie się w dół. Oczywiście były momenty jak wygrane baraże najpierw ze Szwecją, a następnie przeciwko Walii w serii rzutów karnych. Były dobre mecze na Euro z mocnymi przeciwnikami – Hiszpanią, Holandią czy Francją, po których było na czym budować optymizm. Jednak w konsekwencji nic za tym nie szło. Nawet po największym sukcesie w tym czasie, czyli awansie do fazy pucharowej mundialu w Katarze, nie ma już śladu. Zresztą dziś bardziej pamiętamy o aferze premiowej i prośbach reprezentantów Polski, aby Argentyńczycy nie strzelali kolejnych goli niż samym wyjściu z grupy.
Co więcej, awans ten zawdzięczamy bardziej indywidualnym umiejętnościom Wojciecha Szczęsnego niż ogólnej grze naszej reprezentacji. Historyczny sukces osiągnęliśmy w słabym stylu, nastawionym na wynik i przy dużej ilości szczęścia. Nic więc dziwnego, że okazało się to jednorazowym wyskokiem, za którym nie poszły kolejne. Obrazem polskiej reprezentacji ostatnich pięciu lat nie jest 1/8 finału mistrzostw świata czy remisy z Hiszpanią i Francją na Euro. Są porażki z Mołdawią, Albanią i Finlandią. Jest też afera premiowa, konflikt selekcjonera z najlepszym strzelcem w historii kadry i odebranie mu opaski kapitana oraz odwrócenie się kibiców od reprezentacji. Miejmy nadzieję, że gorzej już być nie może, choć w polskiej piłce na wszystko powinniśmy być przygotowani.