Reprezentacja Polski jak klub. Probierz zaczął od najważniejszego

83 mecze – dokładnie tyle potrzebowali kolejni selekcjonerzy reprezentacji Polski, aby w dwóch kolejnych spotkaniach wystawić tę samą podstawową jedenastkę. Ostatni raz – przed barażowymi starciami z Estonią i Walią – taka sytuacja miała miejsce jeszcze za kadencji Adama Nawałki na Euro 2016 w 1/8 finału ze Szwajcarią i w kolejnej rundzie przeciwko Portugalii. Sama liczba meczów nie mówi za wiele. Bardziej na wyobraźnię może zadziałać to, że od tego czasu minęło już prawie osiem lat, a Michał Probierz jest piątym selekcjonerem po Nawałce. W tym czasie reprezentacja Polski była w nieustannej budowie. Zmieniali się selekcjonerzy, piłkarze oraz koncepcje tego, jak mamy grać. Nie było jednak najważniejszego – stabilizacji. Początek pracy Probierza daje nadzieję, że wreszcie może się to zmienić.

REKLAMA

Forma reprezentacyjna ważniejsza od klubowej

Gdy przed spotkaniem z Estonią pojawił się wyjściowy skład naszej reprezentacji, wielu kibiców i ekspertów miało sporo wątpliwości. Dlaczego kosztem regularnie występującego w Aston Villi Matty’ego Casha gra Nicola Zalewski, skoro w Romie w tym roku tylko cztery razy wychodził w podstawowym składzie, w dodatku tylko raz w meczu ligowym? Dlaczego zamiast Sebastiana Szymańskiego robiącego furorę w Fenerbahce jest występujący Jakub Piotrowski z Łudogorca? Jednak, gdy zobaczyliśmy, że selekcjoner ten sam skład posłał na mecz w Cardiff, nikt nie był zaskoczony.

A to głównie dlatego, że to właśnie wspomniana wyżej dwójka była najlepsza w rywalizacji z Estonią. Piotrowski miał bezpośredni udział przy dwóch golach (bramka i asysta) i imponował odwagą w grze. Z kolei Zalewski zaliczył dwie asysty (lub też trzy, jeżeli liczyć podanie przy samobójczym trafieniu), i z łatwością wygrywał pojedynki na skrzydle, w konsekwencji czego wywalczył dwie żółte kartki, po których jeden z Estończyków musiał opuścić boisko. Dodatkowo to przez niego przechodziła większość akcji naszej reprezentacji. Te najbardziej nieoczywiste decyzje Probierza obroniły się już w pierwszym meczu. Przed kolejnym starciem nie było już wątpliwości, że miejsce w podstawowej jedenastce akurat tej dwójce należy się jak mało komu. Zwłaszcza że na poprzednim zgrupowaniu też pokazali się z dobrej strony.

Probierz zdaje się większą wagę przykładać do tego, jak dany zawodnik prezentuje się w reprezentacji niż do jego formy klubowej. Skoro Zalewski był jednym z najlepszych zawodników i największym wygranym listopadowej przerwy na kadrę, to nie ma powodów, aby odsunąć go od wyjściowej jedenastki. Skoro na tym samym zgrupowaniu Piotrowski dwa razy wychodził w pierwszym składzie i zdobył jedyną bramkę przeciwko Czechom, to też nie ma argumentów, żeby w meczach barażowych usiadł na ławce. Nawet jeżeli zdrowy jest już Piotr Zieliński, który teoretycznie mógłby zająć jego miejsce.

Reprezentacja Polski pod pomysł Probierza

Selekcja składu u Probierza jest prosta. Jeżeli zagrałeś dobrze w poprzednim meczu reprezentacji, na pewno dostaniesz kolejną szansę. Reprezentacja Polski wreszcie zaczęła przypominać klub, w którym panuje określona hierarchia. Na boisko nie wychodzą zawodnicy będący w najlepszej formie w swoich zespołach, a ci, którzy najwięcej dali reprezentacji. Nie jedenastu najlepszych, a jedenastu, którzy najlepiej do siebie pasują i stworzą najlepszą drużyną. Ostatni raz sytuacja, w której nieoczywiści piłkarze, niebrylujący w swoich klubach, wznosili się na poziom reprezentacyjny, miała miejsce jeszcze podczas Euro 2016. Nawałka postawił wówczas na Krzysztofa Mączyńskiego, Artura Jędrzejczyka czy Michała Pazdana, co do których przed turniejem było sporo wątpliwości. Jednak – podobnie jak teraz Zalewski, Piotrowski czy Slisz – obronili się oni swoimi występami.

Zresztą od początku swojej kadencji Probierz zaskakiwał nieoczywistymi wyborami. Selekcjoner działał tak, jakby chciał wszystkim udowodnić, że to on zna się najlepiej. I o ile postawienie na Zalewskiego, Piotrowskiego czy Slisza trzeba dopisać do listy jego plusów, tak niektóre rozwiązania nie były strzałami w dziesiątkę. Niemniej jednak Probierz nie brnął w nie ślepo i nie starał się udowadniać, że to on ma rację. Po prostu sprawdzał danego piłkarza, ale gdy okazywało się, że na jego pozycji są lepsi, to nie szukał dla niego na siłę miejsca w wyjściowym składzie. Tak było chociażby w przypadku Patryków Pedy i Dziczka. Obaj dwa pierwsze mecze rozpoczynali w wyjściowym składzie, jednak na kolejne zgrupowanie nie dostali już powołania.

Określona formacja styl i gry

Znacznie mniej wątpliwości niż co do wyboru poszczególnych nazwisk Probierz miał w kwestii tego, jak ma grać reprezentacja Polski pod jego wodzą. Selekcjoner od początku postawił na ustawienie z trójką stoperów i dwoma wahadłowymi. Nawet gdy na jednej z konferencji prasowych został zapytany, czy istnieje możliwość zmiany systemu na czwórkę obrońców, szybko temu zaprzeczył. Jedyne, co zmieniał Probierz w kwestii formacji to ustawienie z przodu. Na pierwszy mecz przeciwko Wyspom Owczym nasza kadra wyszła w ustawieniu z jednym klasycznym napastnikiem. W kolejnych jednak za każdym razem graliśmy już dwoma. Podobnie było w środku pola. Początkowo Probierz stawiał na dwóch defensywnych pomocników, niemniej ostatnie trzy mecze to już zawsze wariant z jedną „szóstką” i dwoma „ósemkami/dziesiątkami”.

Nie zmienia się też nasz styl gry. Za kadencji Probierza reprezentacja Polski nastawiona jest na ataki skrzydłami i dużą liczbę dośrodkowań w pole karne. W sześciu spotkaniach obecnego selekcjonera wykonujemy średnio 30,5 takich zagrań na mecz. Oczywiście tak wysoki wynik determinuje to, że w większości spotkań byliśmy faworytem i prowadziliśmy grę. Aczkolwiek za kadencji Fernando Santosa – która trwała tyle samo spotkań i siła rywali była dość podobna – było to średnio 19,8 na mecz. Różnica więc jest znacząca.

Pozytywnie przewidywalna reprezentacja Polski

Oczywiście można zarzucać Probierzowi, że jak na razie wygrał tylko trzy z sześciu meczów. Że pokonał tylko Wyspy Owcze, Łotwę i Estonię, a więc totalnych autsajderów. A z kolejnym takim zespołem – Mołdawią – zremisował. Że wczoraj przeciwko Walii nie oddaliśmy żadnego celnego strzału i generalnie nie stworzyliśmy sobie praktycznie żadnej groźnej sytuacji. Według portalu Fotmob nasz współczynnik xG (goli oczekiwanych) wyniósł tylko 0,62. Można zarzucać, że nasze akcje ofensywne są zbyt schematyczne i za często opierają się na dośrodkowaniach.

Mimo tego wszystkiego trzeba Probierzowi oddać, że zaczął od najważniejszego – stabilizacji składu i zbudowania hierarchii na poszczególnych pozycjach. Na każdy z trzech poprzednich wielkich turniejów jechaliśmy z dużymi znakami zapytania dotyczących wyjściowego składu zarówno w kwestii personaliów, jak i formacji. Obecnie wydaje się, że tych wątpliwości jest znacznie mniej. Podstawowa jedenastka na pierwszy mecz na Euro nie powinna znacząco różnić się od tej, która wyszła wczoraj na Walię. I choć daleko nam do tej powtarzalności, która była na Euro 2016, tak pewne zalążki tego już widać. Michał Probierz budowę reprezentacji Polski zaczął od poszukiwania stabilizacji i pozytywnej przewidywalności. Czyli tego, czego w reprezentacji Polski nie było od kadencji Adama Nawałki i Euro 2016.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,593FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ