To już trzeci sezon z rzędu, kiedy w fazie pucharowej Ligi Mistrzów los połączył ze sobą Real Madryt i Chelsea. Tym razem jest to też pojedynek dwóch ostatnich triumfatorów tych rozgrywek. The Blues nie przypominają jednak już zespołu, który podnosił uszaty puchary dwa lata temu. Mimo ogromnego potencjału piłkarskiego borykają się ze sporymi problemami, co ostatnio poskutkowało już drugą w tym sezonie zmianą trenera. Królewscy jawili się jako faworyt, co musieli udowodnić już podczas pierwszego meczu na Santiago Bernabeu.
Od pierwszych minut było widać, że Real chce w tym spotkaniu dominować
Nie wiele jednak brakło, a doszłoby do falstartu w wykonaniu Królewskich. Joao Felix niemal od połowy boiska biegł sam na sam z Courtois, aby finalnie dać się dogonić Ederowi Militao i oddać dość niegroźny strzał. Był to sygnał ostrzegawczy, który odpowiednio podziałał na zawodników Realu Madryt. Zawodnicy Ancelottiego chcieli jak najdłużej utrzymywać się przy piłce i szukali luk w obronie rywali. Po stracie nakładali wysoki pressing na The Blues, z którym piłkarzy Franka Lamparda nie radzili sobie za dobrze.
Królewscy na prowadzenie wyszli w 22. minucie dzięki niezawodnemu Karimowi Benzemie. Po zdobytej bramce nie zwolnili jednak tempa. Przed przerwą stworzyli sobie jeszcze kilka okazji, a o braku kolejnych goli w dużej mierze zadecydowała decyzyjność. Gdyby piłkarze Realu poszukali jeszcze jednego podania, zamiast szukania strzału, tak wynik mógł być wyższy.
Real Madryt w drugiej połowie próbował zamknąć ten dwumecz
Dobry moment Chelsea w drugiej połowie nie trwał długo. Dość szybko z kontuzją zszedł Kalidou Koulibaly, a jakby tego było mało, to w 59. minucie czerwoną kartkę zobaczył Ben Chilwell. Postawienie się Realowi na Santiago Bernabeu nie jest proste w 11, a więc co dopiero mówić o grze w osłabieniu przez ponad 30 minut.
Królewscy natomiast robili swoje. Nie mieli większych problemów z powstrzymywaniem prób ataków ze strony Chelsea, a w ofensywie prezentowali pełen wachlarz możliwości. Dodatkowy impuls drużynie gospodarzy dały zmiany. Marco Asensio raptem 3 minuty od pojawienia się na boisku podwyższył prowadzenie Realu fantastycznym uderzeniu z dystansu. Real miał ogromną przewagę i do końca szukał kolejnych bramek. Zwycięstwo 2:0 można uznać za najniższy wymiar kary. Chelsea wyglądała dzisiaj na zespół bez charakteru i po takim występie trudno dawać im szanse w rewanżu.