Polska piłka od lat tkwi w trudnym położeniu, jeśli chodzi o ranking UEFA. Trudno się z niej wydostać, bo brak rozstawień przez niski ranking (zarówno krajowy, jak i klubowy) sprawia, że ścieżka do pozostania w europejskich rozgrywkach na jesień jest bardzo trudna dla wszystkich poza mistrzem Polski. Dlaczego tak się dzieje i co jest przeszkodą blokującą pięcie się w górę po europejskiej drabinie?
Weźmy najświeższy przykład – Raków Częstochowa.
Ekipa Marka Papszuna za tegoroczną przygodę w pucharach zebrała mnóstwo pochwał. Dwa zwycięstwa z Astaną, dwa ze Spartakiem Trnava i pokonanie u siebie Slavii. Ostatecznie Raków i tak nie zagra w fazie grupowej Ligi Konferencji. Oczywiście, pochwały są uzasadnione, bo Raków zdobył ponad 1/3 punktów do krajowego rankingu UEFA w tych eliminacjach i głównie dzięki zespołowi z Częstochowy Polska jest jedną z federacji, która zdobyła w tym sezonie najwięcej punktów. Znaczącą różnicę na korzyść polskiej piłki względem pozostałych krajów Raków mógłby zrobić jednak dopiero, gdyby awansował do fazy grupowej LKE. A tak cały ciężar odpowiedzialności za ranking UEFA spoczywa na barkach mistrza Polski.
Niekorzystna sytuacja w losowaniu
Lech Poznań przy losowaniu grup Ligi Konferencji trafił do czwartego, ostatniego koszyka. Mistrz Polski dzielił miejsce z:
- 3. drużyną ligi ukraińskiej (Dnipro-1)
- 4. drużyną ligi czeskiej (Slovacko)
- 3. drużyną ligi duńskiej (Silkeborg)
- 3. drużyną ligi szwedzkiej (Djurgarden)
- mistrzem Armenii (Pyunik Erywań)
- mistrzem Łotwy (RFS)
- mistrzem Kosowa (Ballkani)
Delikatnie rzecz ujmując – nie jest to ekskluzywny zestaw. Dla porównania – spójrzmy na rozstawienie przed losowaniem faz grupowych zespołów z krajów, które są w podobnym położeniu w rankingu UEFA do naszego:
- Ludogorets (Bułgaria) – 2. koszyk Ligi Europy
- Qarabag (Azerbejdżan) – 2. koszyk Ligi Europy
- Ferencvaros (Węgry) – 3. koszyk Ligi Europy
- Cluj (Rumunia) – 2. koszyk Ligi Konferencji
- FCSB (Rumunia) – 2. koszyk Ligi Konferencji
- Slovan Bratysława (Słowacja) – 2. koszyk Ligi Konferencji
- Lech Poznań (Polska) – 4. koszyk Ligi Konferencji
Rozstawienie przy podziale na koszyki (czy nawet losowaniu przeciwnika w poszczególnych rundach eliminacyjnych) zależy oczywiście od rankingu klubowego UEFA. Tak, jak w przypadku rankingu krajowego – zliczane jest ostatnie 5 sezonów. A Lech w tym czasie tylko dwukrotnie startował w europejskich pucharach, z czego raz zakwalifikował się do Ligi Europy. To dość dołujące, że teoretycznie drugi najlepszy klub w Polsce w ostatnich latach ma ranking klubowy gorszy od mistrza Litwy, Irlandii i zdobywcy pucharu Liechtensteinu. Zalgiris Wilno, Shamrock Rovers i FC Vaduz – bo o nich mowa – to zespoły, które przy losowaniu grup Ligi Konferencji znalazły się w trzecim koszyku.
Skutecznie połączyć ligę z pucharami
Awans do fazy grupowej europejskich pucharów oznacza dla polskich klubów spory zastrzyk gotówki, ale jednocześnie jest pocałunkiem śmierci. W ostatnich pięciu latach tylko dwa razy Polska miała swojego przedstawiciela na jesień w Europie i w obu przypadkach kończyło się to wpadnięciem tego zespołu w kryzys. Legia Warszawa w poprzednim sezonie przerwę zimową spędzała na pierwszym bezpiecznym miejscu z taką samą liczbą punktów, jak będący w strefie spadkowej Górnik Łęczna. Rok wcześniej Lech Poznań z kolei otwierał dolną połowę tabeli, a na wiosnę nadal nie potrafił wygrzebać się z kryzysu i osunął się na 11. miejsce. Obecnemu Kolejorzowi pod wodzą Johna van den Broma wróży się podobną przyszłość. Polskie kluby nie potrafią przygotować się na łączenie ligi z europejskimi pucharami i nie radzą sobie z grą co 3-4 dni. Każda okazja, aby „odjechać reszcie ligi za hajs z Europy” kończy się powrotem do punktu wyjścia.
Jednym z czynników, przez który tak się dzieje jest moim zdaniem nieprzewidywalność i równorzędność naszej ligi. Parafrazując klasyka – w Ekstraklasie nie ma już słabych drużyn. Może Lech – biorąc pod uwagę jego obecną formę – nie jest najlepszym przykładem, ale warto wziąć na tapet ostatnie losy Rakowa. Częstochowianie mają szeroką i wyrównaną kadrę, a mimo to Górnik i Jagiellonia byli w stanie odebrać im punkty. Tutaj każdy może wygrać z każdym.
W Ekstraklasie nie tylko nie ma słabych drużyn, ale nie ma też dobrych.
A konkretniej mówiąc – nie ma drużyn wybijających się ponad resztę ligi. W poprzednim sezonie tempo punktowania Lecha było imponujące, wcześniej podobnie pozytywnie przewidywalnym zespołem była Legia za Michniewicza. Niemniej jednak, aby wyrobić sobie pozycję w Europie, która pozwoliłaby znacząco poprawić ranking UEFA trzeba być w tym konsekwentnym. A polskim klubom tego brakuje. Choć Legia (za wyjątkiem tego sezonu) regularnie melduje się w eliminacjach europejskich pucharów to w ostatnich latach prezentowała się w nich zbyt słabo odpadając w przebiegach. Przykładowo Qarabag i Ludogorets od sezonu 2013/14 gra w fazie grupowej europejskich pucharów. Ferencvaros i Cluj właśnie zapewnili sobie grę jesienią w pucharach czwarty sezon z rzędu. Slovan? 3 razy w ostatnich czterech sezonach. Polskie kluby mogą tylko pozazdrościć.
To, co często uznawane jest za największy atut Ekstraklasy pod kątem atrakcyjności ligi, czyli jej nieprzewidywalność i wyrównana stawka w Europie okazuje się największym problemem.