Raków wygrywa na Łazienkowskiej! Feio – Papszun 0:1

Mecze Legia Warszawa – Raków Częstochowa z miejsca są uważane za hit kolejki. Tak było i tym razem, gdy te dwie ekipy spotkały się na Łazienkowskiej. Na papierze może i miało to być emocjonujące spotkanie, lecz podejrzewam, że większość osób musi czuć niesmak. Bo jak opisać spotkanie, w którym na pierwszy strzał w meczu trzeba czekać ponad pół godziny?

Obie drużyny wyszły na ten mecz z wyraźnym szacunkiem do siebie. Wszyscy wiedzieli, na co stać rywali, więc początek meczu był bardzo ostrożny. Największe problemy Legii sprawiała… sama Legia. Rozgrywanie piłki sprawiało trochę kłopotów, a najbardziej było to widoczne po Rafale Augustyniaku, który wyglądał, jakby był pod prądem.

REKLAMA

Najgorsza rzecz w meczu, który desygnowany był jako jeden z dwóch „hitów kolejki”, była taka, że żadna z ekip nie chciała przejąć kontroli nad meczem. A może chciała, ale nie wiedziała jak. Niby Legioniści byli dłużej przy piłce, lecz nic z tego nie wynikało. Taka trochę bezsilność, może brak pomysłu na zaskoczenie rywala. Raków Częstochowa nastawił się na korzystanie z błędów przeciwnika. Czyhali na szansę do kontrataku. Jednak jak już udało im się odzyskać piłkę blisko bramki gospodarzy, to nie potrafili z tego stworzyć groźnej okazji.

Nudy zakończyły się po ponad pół godziny

Najlepszym opisem pierwszej połowy niech będzie to, że na strzał celny czekaliśmy do 35. minuty. Ponad pół godziny się nic a nic nie działo. A jak już zrobiło się groźniej pod bramką Kacpra Trelowskiego, to dwa razy w ciągu dosłownie chwili. Najpierw Rafał Augustyniak opanował piłkę w polu karnym Rakowa i uderzył z ostrego kąta. Strzał odbił bramkarz, zaś po rzucie rożnym świetnie główkował Jean-Pierre Nsame. Futbolówka trafiła w poprzeczkę. To mogły być znaki, że spotkanie na Łazienkowskiej nam się trochę ożywi.

I się ożywiło, lecz nie tak, jak Legia by chciała. Raków przycisnął trochę mocniej i po dłuższej chwili Jean Carlos Silva zdobył premierową bramkę w tym meczu. Zaczął to Lazaros Lamprou, później dobrze się zachował Michael Ameyaw, skiksował Vladyslav Kochergin, a całą akcję z dużym spokojem sfinalizował brazylijski wahadłowy Medalików. Długo czekaliśmy, aż wreszcie się stało. Akcja godna polskiej Ekstraklasy.

źródło: X Canal+ Sport (@CANALPLUS_SPORT)

Legia biła głową w mur

Po przerwie Legia znów chciała zagrać trochę ofensywniej. Ich działania nie przynosiły jednak skutków. Raków wciąż miał kontrolę i wciąż miał wynik. Nie zanosiło się na to, aby sytuacja miała się zmienić. Ale sytuacje jakieś tam mieli. Z dystansu próbował Nsame, lecz Trelowski był na posterunku. Także zza pola karnego strzelał Marc Gual, choć skutek był jeszcze gorszy niż u Kameruńczyka.

Po Legionistach naprawdę było widać, że chcą. Swój stadion, swoje warunki. Niestety dla nich, piłkarze Marka Papszuna tego dnia, tworzyli zdyscyplinowaną ekipę nastawioną na jeden cel – czyste konto. Dobrze zabezpieczali pole karne, odbierali piłkę kiedy trzeba. A Goncalo Feio nawet wpuścił Tomasa Pekharta za Artura Jędrzejczyka. Sygnał był jasny – gramy va banque.

Świetną sytuację w 82. minucie miał Steve Kapuadi. Po dośrodkowaniu Ryoya Morishity znalazł się tuż przed bramką, ale strzał głową trafił wprost w ręce bramkarza. Najlepsza okazja na gola w tym meczu. Tego uderzenie obrońcy Legii nie można było nazwać pudłem. W przeciwieństwie do Kochergina. Ukrainiec mógł zamknąć mecz, lecz z naprawdę bliskiej odległości nie trafił nawet w bramkę. Katastrofalnie to wykończył.

Mimo braku dobicia przeciwnika Raków wraca do Częstochowy z trzema punktami w bagażu. Dzięki nim zrównał się punktami w tabeli z Legią i na ten moment zajmuje 5. miejsce w stawce.

Legia Warszawa – Raków Częstochowa 0:1 (Jean Carlos 41′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,637FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ