Dwóch ostatnich Mistrzów Polski spotkało się w niedzielę na miejskim stadionie w Częstochowie. To przy ulicy Limanowskiego 83 miejscowy Raków podejmował Lecha Poznań. Obie drużyny z ambicjami, obie świeżo po odpadnięciu z rozgrywek Pucharu Polski. Tym samym można rzucić wszystkie swoje siły na Ekstraklasę, w której przed tym meczem lepszą sytuację miał Kolejorz. Po tym jednostronnym widowisku nastąpiły zmiany, gdyż gospodarze zamknęli kwestie rozstrzygnięcia pojedynku już w pierwszej połowie.
Raków szybko objął prowadzenie
Wydarzenia na boisku przypominały trochę mecz dwóch wytrawnych ping-pongistów. Serwował Dawid Szwarga, gdyż to Raków jako pierwszy ruszył z atakiem. Później kibice mogli obserwować odbicie piłki przez Mariusza Rumaka. Najpierw atakowali piłkarze z Częstochowy, następnie tym samym odpowiadali goście z Poznania. Strzałów celnych jak i bardziej klarownych sytuacji brakowało do 14. minuty. Pierwsze mocniejsze ścięcie paletką Szwargi przyniosło punkt. Ścięcie, czyli uderzenie Bartosza Nowaka z rzutu wolnego. Piłkarz Medalików dośrodkował w pole karne pamiętając zasadę, że dobra wrzutka ze stałego fragmentu powinna być posłana w kierunku dalszego słupka. Wszystko po to, aby mogła wpaść do bramki bez żadnej ingerencji innych zawodników. Tak było tym razem, gdyż zaskoczony Bartosz Mrozek nie zdołał skutecznie interweniować.
Gospodarze szli jak po swoje
Lech chciał odpowiedzieć błyskawicznie. Przez chwilę pograł w ataku pozycyjnym, lecz największe zagrożenie stworzył po kontrze. Problem taki, że Dino Hotić katastrofalnie zakończył szybkie wyjście ze swojej połowy i kompletnie nie wykorzystał potencjału tej szansy. Raków grał u siebie i to on zamierzał dyktować warunki. Próba rozegrania gości od bramki spotkała się z wysokim i intensywnym pressingiem gospodarzy. Piłkę przejął Gustav Berggren, podprowadził sobie ją bliżej bramki i płaskim strzałem z dystansu pokonał Mrozka. Najwięcej zarzutów można było mieć do Radosława Murawskiego, który za łatwo stracił piłkę na rzecz Szweda.
Bergrren po raz drugi
Wyglądało to wszystko tak, jakby piłkarze z Częstochowy chcieli wynagrodzić swoją postawę w ostatnim czasie. Agresywni, aktywni, zdeterminowani. To tylko parę epitetów, którymi można było opisać postawę zawodników Rakowa. Lechici nie mieli żadnych argumentów w starciu z tak grającymi rywalami. Tym bardziej, że Mrozek jeszcze przed przerwą musiał wyjmować piłkę z siatki po raz trzeci. Druga bramka Berggrena była podobna do pierwszej. Odbiór w środkowej części boiska i uderzenie z dystansu. Jedyna różnica to rykoszet od stopy Antonio Milicia. Lech na sam koniec mógł zdobyć gola, ale główka Hoticia po dośrodkowaniu Joela Pereiry była niecelna.
Brak poprawy gry Lecha
Szkoleniowiec Lecha nie zamierzał pozostać obojętny na poczynania swoich zawodników. Już w przerwie wykorzystał cztery zmiany, wpuszczając dwóch obrońców i dwóch atakujących. Nie dały one oczekiwanego impulsu, ponieważ znowu najgroźniejsi byli gospodarze. Piękną bramkę mógł zdobyć Vladyslav Kochergin, ale jego próbę jeszcze lepiej obronił Mrozek. Lech był na kolanach, ale zdołał pomóc przeciwnikom w podwyższeniu wyniku. Fran Tudor wbiegł w pole karne i podciął piłkę do Bartosza Nowaka. Ten strzelił w słupek, po czym futbolówka odbiła się od bramkarza Kolejorza i wpadła do bramki. Katastrofalna gra defensywy poznańskiego zespołu.
Zawodnicy Medalików nie dali cienia szansy, żeby rywale choćby na chwilę pomyśleli o zdobyciu bramki. Przesłaby był Lech tego dnia. A Raków wciąż nie odpuszczał. Cały czas na tej samej intensywności co na początku. Miesiąc temu zastanawialiśmy się, na co stać zespół Mariusza Rumaka. Teraz już wiemy, że na przyjęcie czterech bramek od Rakowa i zagranie najgorszego meczu w sezonie. Nawet kiedy Adriel Ba Loua dograł Filipowi Szymczakowi piłkę, której nie dało się nie skierować do bramki, to młody napastnik zaskoczył wszystkich widzów. To były wyżyny ekstraklasowej piłki. Raków dał w ten weekend lekcję futbolu poznaniakom. Zwycięstwo w świetnym stylu daje im nadrobienie punktów do czołówki i pomimo zaległego meczu zajmują 5. miejsce.