PSG nie ma w tym sezonie sobie równych w lidze. Zespół z Paryża przed meczem z Nantes miał 11 punktów przewagi nad drugą Niceą. Drużyna gospodarzy ledwo wygrzebała się ze strefy spadkowej i musiała się mierzyć z francuskim potentatem. Tym bardziej że ich przeciwnicy nie wyglądają na takich, którzy zamierzają odpuszczać na jakimkolwiek froncie. Wygrana w pucharze, wygrana w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów. Paris Saint-Germain rozpoczęło spotkanie bez swojej gwiazdy – Kyliana Mbappe, co stanowiło spory brak w formacji ofensywnej.
PSG lubi sobie utrudniać życie
Na tle broniącego się Nantes nie dało się źle wyglądać. Goście od samego początku posiadali piłkę i dominowali swoich przeciwników. Les Canaris nie zamierzali podejmować rękawicy. Wyglądało to tak, jakby modlili się o jak najmniejszy wymiar kary. Lider francuskiej Ligue 1 wszak nie przegrał od września, a w ostatnim czasie zdawał się być w znakomitej formie. Przewaga PSG była widoczna gołym okiem. Podopieczni Luisa Enrique mieli ponad 80% posiadania piłki przez całą pierwszą połowę. Brakowało jednak strzałów na bramkę, której strzegł Remy Descamps. Co więc po tej dominacji, jeśli nie potrafili jej udokumentować.
Niewątpliwie, po pierwszej bramce mecz by się ożywił. Póki na Stade de la Beaujoire utrzymywał się bezbramkowy remis, nie było pewności, że Les Parisiens wrócą do stolicy z kompletem punktów. Nantes pomimo swojej bardzo defensywnej postawy starało się zagrozić rywalom. Ich bronią były szybkie kontrataki, które co jakiś czas nacierały na bramkę PSG. Największy popłoch siał Tino Kadewere starający się wykorzystać swoją dynamikę do wygrywania pojedynków szybkościowych.
Z minuty na minutę częstotliwość ataków gospodarzy rosła. Najgroźniej zrobiło się w doliczonym czasie gry. To wtedy lekkie nieporozumienie w szeregach obronnych doprowadziło do szansy strzeleckiej dla Nicolasa Cozzy. Jego próba została jednak zablokowana przez Marquinhosa. Następnie Nantes zdobyło bramkę po rzucie rożnym, lecz Nicolas Pallois znajdował się na pozycji spalonej. Całe szczęście dla PSG, zaraz po anulowaniu bramki sędzia zakończył pierwszą część spotkania, bo jeszcze chwila i piłkarze Kanarków dopięliby swego.
Skończyło się jak zawsze
Można było narzekać na grę PSG, ale jedno trzeba im przyznać. Są konkretni. Gracze stołecznego klubu nie oddali celnego strzału do 60. minuty, a jak im się to udało, to strzelili gola. Okazało się także, że nie potrzeba było wielu kombinacji, aby do tego doprowadzić. Wystarczyła decyzja Lucasa Hernandeza o strzale z dystansu oraz rykoszet. Ta bramka dała nadzieję na ciekawsze widowisko niż dotychczas.
Przyszłość zapowiadała się naprawdę emocjonująco, gdyż na boisku pojawił się Mbappe, Ousmane Dembele oraz Achraf Hakimi. Cała trójka odpoczywała po środowym meczu z Realem Sociedad. W sobotni wieczór zostali posłani w bój, aby zwiększyć przewagę nad przeciwnikiem. PSG mając korzystny wynik przeszło w tryb zabawy. Ekwilibrystyczne przyjęcia piłki, wymyślne zwody i co najważniejsze, szybkość. To ona zadecydowała, że Mbappe puszczając piłkę między nogami Douglasa Augusto, został przez niego podcięty. Arbiter Jerome Brisard bez wahania wskazał na wapno, a sam poszkodowany zamienił rzut karny na bramkę.
Dało się odnieść wrażenie, jakby wszystkie wydarzenia w tym meczu były zaplanowane. Kontrola meczu przez PSG, jakieś pozorne zagrożenie ze strony Nantes. Ostatecznie i tak goście dopinają swego grając w trybie ekonomicznym. Tak, jakby hiszpański szkoleniowiec włączył swojej drużynie oszczędzanie energii, tak jak robi się to ze sprzętami elektronicznymi. Gospodarze pomimo determinacji i ogromnego zaangażowania nie zdołali urwać punktów rywalowi. Paris Saint-Germain oddało w spotkaniu dwa strzały celne, strzeliło dwie bramki i spokojnie powiększyło przewagę w tabeli nad drugim miejscem.