Po środowej klęsce w Lidze Mistrzów RC Lens potrzebowało szybkiego i skutecznego powrotu na właściwe tory. Okazja ku temu była znakomita, bowiem ligowym rywalem podopiecznych Francka Haise miał być Olympique Lyon. Zasłużony francuski klub jest w fatalnej formie — od początku sezonu wygrał ledwie jeden mecz Ligue 1. Dopisanie trzech punktów okazało się jednak zadaniem trudniejszym, niż mogłoby się wydawać.
Lens i fatalna obrona przed rzutami rożnymi
Pierwszy cios zdali goście z Lyonu, gdy Jake O’Brien zachował się najprzytomniej przy rzucie rożnym. Lens zdołało jednak wyrównać za sprawą drzemki defensywy Olympique, która na własne życzenie pozwoliła Wesleyowi Saidowi wyjść na dogodną pozycję i pokonać Anthony’ego Lopesa. Remis 1:1 z oczywistych względów nie był dobrym wynikiem dla Lens, więc tuż po rozpoczęciu drugiej połowy, na murawie zameldował się Przemysław Frankowski. Polak na gola dla Lens czekał od maja, ale wziął na siebie odpowiedzialność przy rzucie karnym, po tym jak sfaulowany został David Perreira da Costa. Dwadzieścia minut później O’Brien ponownie znalazł drogę do siatki — po raz drugi wykorzystując wrzutkę z rzutu rożnego. Lens szukał zwycięskiego gola i znalazł go za sprawą Polaka. Pół żartem, pół serio — jak już Frankowski znalazł drogę do siatki dzięki jedenastce, to po chwili piłka sama szukała go w polu karnym.
O emocje w końcówce zadbał jeszcze Florian Sotoca, który w bezmyślny sposób zarobił czerwoną kartkę po brutalnym faulu na Nicolasie Tagliafico. Lyon nie zdołał jednak odrobić strat i zanotował 8 ligową porażkę, utrzymując ostatnie miejsce w tabeli Ligue 1. Lens zaliczyło trzecie kolejne zwycięstwo w lidze francuskiej, a Frankowski w końcu przełamał serię spotkań bez gola. Gospodarze zamiast spokojnego zwycięstwa, zaliczyli trudne zawody ze słabym Lyonem, który miał więcej sytuacji bramkowych. Na szczęście, Lens miało dziś Frankowskiego, a Polak w decydujących momentach potrafił zachować zimną krew.