Na dwa mecze przed końcem sezonu w Fortuna 1 Lidze Polonia Warszawa miała tyle samo punktów, co zagrożona spadkiem Resovia Rzeszów. Wydawało się jednak, że ze względu na korzystny bilans starć z konkurentami o pozostanie w rozgrywkach Czarne koszule mają wszystko w swoich rękach. Ponadto, ekipa z Rzeszowa w piątek przegrała swoje starcie z Motorem Lublin, dając warszawiakom szansę na odskoczenie im nawet na 3 punkty. Aby zrealizować ten cel, należało wygrać z Odrą Opole. Ta także liczyła na korzystny wynik, gdyż wierzyła we wskoczenie do strefy barażowej o awans do Ekstraklasy. Okazało się jednak, że Polonia wcale nie walczyła o ze swoimi rywalami z Opola. Drużyna Rafała Smalca mierzyła się sama ze sobą, a przede wszystkim ze swoją tragiczną postawą w defensywie i brakiem pomysłu na strzelenie gola. O ostatecznym rezultacie zadecydował jednak przebieg ostatnich minut meczu, którego nie zdołałby przewidzieć chyba nikt…
Szybko się zaczęło
Poloniści są beniaminkiem 1 ligi, który długo radził sobie na wyższym poziomie dość przyzwoicie. Oczywiście nie mogło być mowy o napisaniu pięknej historii i walki o najwyższe ligowe cele. Mimo wszystko, patrząc na jakość kadry, klub potrafił w miarę regularnie zdobywać punkty. Gdy wydawało się, że może to wystarczyć do utrzymania i dalszego rozwoju zespołu, Polonia zaczęła swoje „show”. Od 14 kwietnia nie wygrała, między innymi remisując z rozdającym punkty Zagłębiem Sosnowiec. Polonia nie potrafiła również zwyciężyć w przewadze liczebnej czy przegrała mimo prowadzenia do 90. minuty. Można było więc obawiać się o poziom kolejnego spotkania, w którym margines błędu był już bliski zera.
Wszystkie wątpliwości znalazły swoje potwierdzenie w grze Polonii. Zanim piłkarze na dobre weszli w mecz, popis swoich umiejętności dał bramkarz gospodarzy, Mateusz Kuchta. Już w drugiej minucie podjął on złą decyzję o wyjściu do dośrodkowania. Wykorzystał to adresat wrzutki, Mateusz Kamiński, który zamienił ją na celny strzał na zupełnie niepilnowaną bramkę.
Sabotaż prawej strony
Szybka strata bramki nie była najwyższym możliwym wymiarem kary, którą mogli sprowadzić na siebie dwukrotni mistrzowie Polski. Odra szybko zrozumiała bowiem, że opłaca jej się próbować podwyższyć prowadzenie, atakując lewą stroną boiska. Naprzeciw graczy na skrzydle stali bowiem Nikodem Zawistowski i Jan Majsterek, którzy byli mijani przez swoich przeciwników bez najmniejszego problemu. Brakowało im też komunikacji, co skutkowało błędami w kryciu. Wynikały one zresztą także ze zwyczajnej naiwności, skupieniu wyłącznie na piłce i próbom jej odbioru „na raz”.
Reszta defensywy Dumy stolicy próbowała udowodnić, że także stać ją na katastrofalne błędy. W okolicach 30. minuty spotkania środkowym obrońcom udało się nawet przebić „wyczyny” swoich kolegów z flanki. Żaden z obrońców nie podjął choć próby zatrzymania rajdu Odry. Jej gracz, Wojciech Kamiński, rozpoczął akcję około 40 metrów od bramki i kontynuował bieg z piłką aż do okolic pola bramkowego Polonii. Absurdalna sytuacja nie zakończyła się bramką tylko dzięki zmianie kierunku strzału przez golkipera gospodarzy.
Solidność wystarczy do czystego konta?
Kolejnym problemem warszawskiej drużyny była niemoc strzelecka. Przez całą pierwszą połowę Polonia oddała 2 strzały celne, z których tylko jeden zmusił bramkarza Odry do poważniejszej interwencji. Co ciekawe, jednocześnie gospodarze utrzymywali się przy piłce aż przez 65 proc. czasu gry. Bo w końcu nie było powodu, by im tę piłkę odbierać. Rozgrywanie piłki najczęściej kończyło się niecelnym dośrodkowaniem, stratą piłki albo… po prostu rezygnacją z próby zagrożenia bramce. W wielu sytuacjach akcje były bowiem nie tylko bezproduktywne, lecz także niekorzystne dla Polonistów. Monotonne rozgrywanie piłki miało uśpić opolan, a w rzeczywistości obniżało uważność atakujących. Piłkarze z Warszawy wielokrotnie marnowali dobre szanse i podejmowali złe, zbyt zachowawcze decyzje. Odra mogła więc jedynie się przyglądać, zachowywać czujność i nie popełniać błędów. Do przerwy taka postawa wystarczyła do utrzymania prowadzenia, a do zmiany takiego stanu rzeczy brakowało bardzo wiele.
Odrze nawet nie chciało się atakować
Zespół gości wyszedł na drugą połowę spotkania przy Konwiktorskiej 6 niezbyt zmotywowany. Brakowało zaangażowania i przekonania o potrzebie dążenia do strzelenia kolejnych goli. Problem w tym, że cel, jakim było tylko i wyłącznie dobrnięcie do końcowego gwizdka i utrzymanie zaliczki z pierwszej części meczu, był dostosowany do warunków postawionych przez Polonię. Taka postawa nie wiązała się bowiem z jakimikolwiek konsekwencjami. Brakowało momentów, w których goniący wynik byliby chociaż blisko wyrównania. Odra nie chciała i nie musiała podejmować przesadnego ryzyka. Zawsze zostawiała w szykach obronnych wielu zawodników, atakowała mocno ospale i oddawała pole do popisu rywalom. Oni jednak nie sprawiali wrażenia chętnych do skorzystania z pomocnej dłoni i długo pozostawała kompletnie nieskuteczna.
Trzęsienie ziemi w końcówce!
Polonia do tej pory w 16 meczach domowych w tym sezonie wygrała zaledwie dwukrotnie. Beniaminek 1 ligi jest drugą najgorszą ekipą w meczach domowych w tym sezonie. Mniej powodów do radości swoim kibicom dają jedynie gracze Zagłębia Sosnowiec. Fani śląskiej drużyny przynajmniej już dawno pogodzili się ze spadkiem, a ich ulubieńcy grają równie słabo także na wyjazdach. Inaczej jest z Polonią, której stadion ewidentnie nie służy gospodarzom. I to mimo tego, że fani Dumy stolicy robią wszystko, by było inaczej. W meczu z Odrą bezustanne wsparcie płynące z trybun ostatecznie przyniosło jednak wymarzony rezultat.
Stało się to w pierwszej minucie doliczonego czasu gry, kiedy piłka znalazła drogę do bramki po zagraniu Michała Grudniewskiego. Mimo rozczarowującej gry przez cały mecz, końcówka spotkania zadecydowała o relatywnie dobrym rezultacie meczu. Dzięki niemu przed ostatnią kolejką warszawski zespół ma punkt przewagi nad strefą spadkową. Wszystko rozstrzygnie się jednak w ostatniej kolejce, kiedy Polonia zagra ze Stalą Rzeszów, a Resovia podejmie Wisłę Płock. To po tych meczach będzie wiadomo, który klub zostanie zdegradowany do II ligi.
Końcowy wynik meczu jest jednak nie tylko zasługą zrywu Polonii. To w dużej mierze porażka Odry, której pasywność została wreszcie skarcona. Klub z Opola nie wykorzystał m.in. kompromitacji Wisły Kraków i po 33. kolejce zajmuje dopiero ósme miejsce w tabeli. Jeśli jednak podopieczni trenera Adama Noconia nie wygrywają takich meczów, ich nieobecność w barażach o awans do Ekstraklasy nie będzie żadną stratą.