12 kwietnia 2023 roku na Estadio Santiago Bernabeu odbył się pogrzeb Chelsea. The Blues przegrywając 0:2 z Realem Madryt nie mają już żadnego celu, o który mogą walczyć w obecnym sezonie. Szanse w rewanżu? Nie z taką grą, nie z tak zaprawionym w bojach rywalem, nie jeśli w ostatnich czterech meczach strzelasz okrągłe 0 goli.
Obraz nędzy i rozpaczy
Sam początek spotkania nie zapowiadał tego, co wydarzy się w Madrycie w przeciagu następnych 90 minut. Od pierwszego gwizdka sędziego było widać jasny plan, jaki na to spotkanie przygotował Frank Lampard. Chelsea oddała piłkę Realowi, ustawiła się na własnej połowie w systemie 5-3-2, nastawiła się na odbiór w środkowej strefie boiska i szybkie przejścia z obrony do ataku. Pierwszy sygnał ostrzegawczy podopieczni Carlo Ancelottiego dostali już w 1. minucie. N’golo Kante przejął piłkę w środku pola, wykorzystał, że szyki obronne rywali nie były dobrz ustawione i zagrał podanie na wolne pole do Joao Felixa, którego zatrzymał jednak Thibaut Courtois. Chelsea szukała takich sytuacji, szukała także podań z głębi pola za linię obrony Królewskich, ale optymizm fanów The Blues szybko się ulotnił po straconej bramce.
Frank Lampard nie miał żadnego planu B przygotowanego w razie, gdyby trzeba było zacząć gonić wynik. Oczywiście, to dwumecz, więc rzucanie wszystkich sił do ataku również byłoby nieodpowiedzialne, ale Chelsea przestała mieć jakiekolwiek argumenty w ataku. Nadal grali pasywnie w defensywie, oddawali pole gry i pozwalali rywalom kontrolować mecz. Real pokazał dziś nieco inną twarz niż w większości meczów fazy pucharowej w czasie drugiej kadencji Carlo Ancelottiego. Tak intensywnego i agresywnego pressingu w wykonaniu Los Blancos dawno nie widzieliśmy. Ustawienie 5-3-2 Chelsea sprawiało, że Real nie miał problemów, aby ustawić indywidualne krycie przy pressingu (ofensywna trójka na trzech stoperów, środek na środek, boczni obrońcy na wahadłowych i środkowi obrońcy na dwójkę napastników) i dzięki temu często bardzo szybko odzyskiwał piłkę. Ponadto zespół Ancelottiego bardzo dobrze reagował po stracie piłki często nie pozwalając przeciwnikom wydostać się z własnej połowy. Chelsea nie potrafiła więc przejąć inicjatywy.
Chelsea nastawiła się zbyt defensywnie
W ostatnich dwóch okienkach transferowych Chelsea sprowadziła Raheema Sterlinga (56 mln euro), Pierre’a-Emericka Aubameyanga (12 mln), Mychajło Mudryka (70 mln), Noniego Madueke (35 mln) oraz Joao Felixa. Ponadto trener ma takze do dyspozycji Kaia Havertza, Masona Mounta, Christiana Pulisica i Hakima Ziyecha. Były też transfery bardziej z myślą o przyszłości, jak David Datro Fofana czy Carney Chukwuemeka. Patrząc na wyjściowy skład Chelsea na mecz z Realem można tylko zadać sobie pytanie: po co to wszystko skoro na ćwierćfinał Ligi Mistrzów wychodzą tylko dwoma zawodnikami, o których powiedzielibyśmy, że są bardziej ofensywni niż defensywni. Oczywiście, wahadłowi Reece James i Ben Chilwell mają spory potencjał w ofensywie, swoje z przodu potrafią dać też Mateo Kovacic, czy N’golo Kante, ale w takim razie po co były te wszystkie transfery ofensywnych zawodników? Jaki plan na ich rozwój ma klub?
No dobra, przy stanie 0:0 można było jeszcze zrozumieć tak defensywne podejście, ale gdy The Blues musieli zacząć gonić wynik pozostawienie z przodu jedynie Joao Felixa i Raheema Sterlinga to było ewidentnie za mało na defensywę Realu. Frank Lampard nie spróbował też odmienić tego zmianami. Czerwona kartka dla Bena Chilwella w 59. minucie mocno skomplikowała mu sprawę, jednak The Blues kończyli mecz w zestawieniu, gdzie ich jedynymi ofesywnymi piłkarzami byli Kai Havertz i Mason Mount (na siłę możnaby podciągnąć jeszcze Conora Gallaghera). Skoro Real prowadził grę to dlaczego Lampard nie wprowadził na boisko zawodników szybkich, stworzonych do kontry? Chelsea nawet nie spróbowała odwrócić losów spotkania. Oddała Realowi inicjatywę i prosiła o najniższy wymiar kary. Być może na Stamford Bridge zobaczymy zdecydowanie bardziej ofensywne oblicze Chelsea, ale obecnie chyba nikt się już nie łudzi, że to cokolwiek zmieni.
Czas wyciągnąć wnioski
Chelsea obecnie jest jednym, wielkim bałaganem. W pierwszym pełnym sezonie pod rządami nowego właściciela zadziałało prawo Murphy’ego – wszystko, co mogło pójść nie tak, poszło nie tak. Najłatwiej podobno uczyć się na niepowodzeniach, więc osoby decyzyjne w Chelsea muszą teraz uderzyć się w pierś, przyznać do błędów i dokładnie przeanalizować dlaczego ich klub jest uważany za najgorzej zarządzany w Premier League, stał się pośmiewiskiem całego piłkarskiego świata i jest symbolem przepalania pieniędzy. Jak to się dzieję, że obiecujący piłkarze (zwłaszcza ci ofensywni) zakładając koszulkę Chelsea nie potrafią przełożyć potencjału, jaki prezentowali w poprzednich klubach? Dlaczego po wydaniu ponad 600 milionów euro w ostatnich dwóch okienkach transferowych The Blues w następnym sezonie nie będą grać w żadnych europejskich pucharach? Trener nie jest odpowiedzią na te wszystkie pytania, więc zatrudnienie nowego człowieka na tą posadę również tych problemów nie rozwiąże.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej